18.04.2016

[18.04.2016] Age of Smegmar - CZ.2 - Gra dla Dzieci


Wyspani? Zjedli śniadanie? Mam nadzieję, że tak, bo to najważniejszy posiłek dnia jest rzekomo. Zanim jednak wrócę do łopaty, którą to mam zamiar przerzucić więcej cuchnącego obornika jakim jest Age of Sigmar i z nim związane nieprzyjemności, chciałbym wszystkim wam, mili czytelnicy, podziękować za ciepłe przywitanie z powrotem na łamach bitewniakowego fandomu i internetowego kąciku modeli i turlania kostkami. Nie będę kłamał, po troszku się tego spodziewałem… Głównie dlatego, że kiedy zalogowałem się do systemu Bloggera zauważyłem, że starutki, zapuszczony i zakurzony blog nadal zbiera średnio 1500 odwiedzin miesięcznie! Widać, bogaty zasób tekstów sam się znajduje na wujaszku Googlu. Co nie zmienia faktu, że ciepełko w środku czuję, niczym ciasteczko z McDonalda. Ponownie zatem, gorąco dziękuję!

A teraz do rzeczy! W poprzednim odcinku wykazałem, mam nadzieję klarownie i w formie wykluczającą pustą dyskusję, iż Games Workshop z potęgą Pisarza-Dyletanta przesiadującego w kawiarni (*preferowany Starbucks*) na swoim Mac’u nie tylko rozbiło i uśmierciło klimat WFB ale też zamieniło go na karygodną wypluwkę High Hero Fantasy pozbawianą jakichkolwiek pretensji. Dziś zaś chciałbym się skupić na drugiej stronie systemowego medalu, czyli na tym, czy ów „bitewniak” nadaje się do grania i jak bardzo wydawca puścił gazy w kierunku swoich wiernych fanów.

Ponownie, nie będę wymyślał i tworzył rzeczywistości, tak więc najsampierw zaznaczę, że nie grałem w Age of Sigmar. Nie za bardzo miałem nawet jak… Nie dość, że nie mam żadnych modeli, to jeszcze w żadnym znanym mi sklepie nikt nie zniżył się na tyle, by oferować prezentacje tej przesmutnej abominacji. Jak jednak pisałem w pierwszej części, zabrałem się porządnie do badań. Zapoznałem się z zasadami gry. Przeczytałem chyba z pół setki recenzji na blogach i forach z całego świata. Pogmerałem gdzie tylko się dało, by wyciągnąć obraz rzeczywistości post-Smegmarycznej. I choć naprawdę chciałem, by były jakieś jasne strony, chociażby nawet w formie podkreślenia, ze GW pomimo smutnej i bolesnej decyzji coś jednak zrobiło dobrze, to takich jasnych stron nie stwierdziłem. Zacznijmy więc mocno i z ferworem.

Age of Sigmar to wielka, śmierdząca kupa.

Mocno? Mogłem mocniej, ale Age of Sigmar jest PG-12, więc będę się trzymał tego poziomu. Zacznijmy od zasad zatem… Wszyscy wiemy, że już od bardzo długiego czasu Games Workshop dawało wyraźnie sygnały, że aspekt turniejowy ich systemów jest dla nich pozbawiony znaczenia. Że balans jest trudny do osiągnięcia i tak naprawdę zbędny, biorąc pod uwagę ich grupę docelową i ich strategię sprzedaży. Że bycie ‘wytrawnym weteranem’ wojennego młota to żywot ciężki i pełen wyrzeczeń. Wraz jednak z resetem całego systemu od podstaw, mogli już naprawdę pokazać jedną z dwóch stron medalu – albo porządnie się zabrać za stworzenie ciekawego, dobrze skrojonego, zbalansowanego systemu, idealnie nadającego się do rozgrywek turniejowych, wraz z pełnym odświeżeniem list modeli i ich zasad… Albo też położyć lagę na grubo i po całości i stworzyć grę prostszą niż 99% planszówek o tematyce nawet luźno powiązanej z wojną.

Tak. Należy im się pochwała za to, że chciało im się zrobić Warscrolls Compedium dla każdej frakcji i nieomal każdego modelu, jaki był przez nich jeszcze wydawany w momencie, w którym Age of Sigmar miał swój debiut. Nie da się ukryć, ze spisanie wszystkich dostępnych modeli ze świata WFB na nowo musiało być wysiłkiem tytanicznym. W teorii wyglądało to dobrze, ale i tutaj firma z Nottingham musiał wyciągnąć środkowy palcem w geście niecenzuralnym… 25 marca 2016. Games Workshop kończy teatrzyk ‘dobrej zmiany’ i ostatecznie ucina te armie, które nie są już częścią świata. Ciosy padły, i to potężne. Krasnoloudy, wysokie elfy, mroczne elfy, Bretończycy… Wszystkim się dostało, i to masakrycznie. Cięcia były brutalne, niemal wszystkim frakcjom się dostało. Moc figurek przepchnięto do mrocznego działu „Last Chance” z wiedzą, że nie będą już nigdy więcej produkowane, bo linia AoS będzie nowa, świeża i dużo, dużo droższa! I choć nadal mamy darmowe warscrolle pozwalające na granie naszymi starymi kolekcjami… To jednak nie wszyscy mają takie szczęście. Zapraszam! Zróbcie sobie krótką przerwę w czytaniu, wejdźcie na stronę Games Workshop i we wyszukiwarce wpiszcie te słowa – Tomb Kings. No już, śmiało.


Niezłe, co? Jak ktoś zbierał Grobowych Władców, to mu GW pięknie nadepnęło na jądra! Nie ma. Null. Koniec. Dziękujemy. Zresztą, i tak tylko piasek wszędzie nanosili, sprzątać trzeba było… Wiadomym jest też, że dokładnie taki sam los czeka Bretończyków, których to modele już teraz wiszą na „Last Chance”. Topór się ostrzy i za niedługo zapadnie.

Prawdziwa zasada wzięta z Warscrolla odnośnie Maski Slaanesha. Tak. I tego jest więcej, oooch, tak bardzo dużo. Bonusy za chodzenie w kapturze dla goblinów? Za większe wąsy? Za bardziej cuchnący pot spod pachy? Za grzybicę stóp? Nie ma problemu - Age of Sigmar nagrodzi!

No dobrze, ale wróćmy do zasad. W teorii można napisać dobrą grę na czterech kartach A4. W praktyce nie jest to możliwie, kiedy bierze się za to ktoś, kto i tak tego porządnie nigdy nie zrobił, i tak oto GW wypuściło zasady zgodnie z myślą przewodnią „po najmniejszej linii oporu”. Jak już wcześniej wspominaliśmy, każda jednostka jest opisana przez tzw. Warscroll, czyli profil. Uproszczony w cholerę, bo sam system został zredukowany do absurdalnego poziomu małorolnej prostoty. I wiecie, to nie byłby w sumie żaden problem, gdyby nie największa bolączka wszystkich starych Młociarzy a nawet wielu mniej zadedykowanych graczy, którzy liczyli na system, w który da się grać…

Brak punktów. Brak kompozycji. Brak ograniczeń.

Z jednej strony, i to szczerze i bez najmniejszego sarkazmu, doceniam geniusz tego posunięcia. Żeby nie było, że tylko ciskam żółcią na lewo i prawo, ów opcja ma za sobą mocne argumenty na tak, i w sumie naprawdę łatwo mi dostrzec, że ów decyzja nie była wynikiem braku chęci ze strony GW, a raczej diabolicznie przemyślanym krokiem. Widzicie, brak punktów czy kompozycji daje graczom dwa gargantuiczne plusy… Po pierwsze, czas wystawiania i przygotowania do gry. W Age of Sigmar jest on skrócony do absolutnego minimum. Tak naprawdę jak ktoś ma chęć i ochotę, to może po prostu zrzucić modele z półki et voila, jest gotowy do walki. Po drugie, zachęca to graczy do kolekcjonowania. O tak, zamiast N-nastu hermetycznych armii mamy cztery duże grupy, co pozwala graczom na korzystanie z ogromu modeli, i to nawet wtedy, kiedy grają tylko jedną z czterech frakcji. To ma sens! Posiadanie krótkich, banalnych zasad, niesamowicie niskiego progu wejściowego (*bo w praktyce możesz zagrać jedną figurką, nawet jak będziesz bez szans… Co nie zmienia faktu, że kupujesz jedno pudełko i już możesz kulać. To totalna nowość z punktu widzenia GW!*) i łatwego do skumania klimatu jest mieszanką idealną do wciągania nowych graczy jak i grania totalnie luźnych, absolutnie pozbawionych wszelkich spinek rozgrywek. Ot, piwo, precel, Age of Sigmar, i jest radocha. Ba, nawet ciężko się złościć na złe rzuty, skoro system i tak krzyczy głośno i wyraźnie, że Balans to obca kraina, do której się nie ma zamiaru zapuszczać.

I o ile powyższy paragraf może świadczyć o tym, że Age of Sigmar może być idealnym system dla młodszych odbiorców jak i świetną zabawą dla tych, dla których system i rozgrywka zawsze były drugorzędnymi elementami hobby, to jednak nie da się ukryć, że forma AoS’u jasno i całościowo odcina się od wszystkiego, co można by nazwać „comepetitive gameplay”. Brak kompozycji, zasad budowania armii, nawet jakiegokolwiek schematu oceny wartości jednostek po ich punktach jest potężnym i strasznym ciosem dla każdego, kto chciałby zagrać w zrównoważony system, który zawiera w sobie rozwiązania starające się o zrównanie szans na polu bitwy. Kolejną zmianą, na którą narzekają gremialnie całe tłumy, jest dalsze uproszczenie dwóch kluczowych rzutów w grze, czyli rzutu na trafienie i na zranienie. Teraz zamiast jakże skomplikowanej tabelki porównawczej, każda „broń” na jednostce ma jasno nakreślone ile turlamy by trafić czy zranić, i w teorii na papierze nie ma znaczenia, czy bijemy zombiaka czy smoka zniszczenia +10.

Ponownie jednak zarzucę kontrą do powyższego… Tak, jest to straszne uproszczenie i daleko posunięte odchudzanie gry na rzecz prostoty i łatwości w przyswojeniu gry. I tak, to działa. Brak tabelki i stosu modyfikatorów połączone z jasno zapisanymi wynikami daje bardzo szybką walkę i przyspiesza, dynamizuje rozgrywkę. Tym bardziej, że choć na pierwszy rzut oka system wali tępotą i pachnie idiotyzmem, to jednak nie jest wcale tak źle, jak można w internetach przeczytać. Widzicie, magia i wszelakie zdolności tym razem modyfikują wyniki rzutu, a nie dodają modyfikatory przed rzutem, co powoduje, że faza magii wzajemnego przepychania się potrafi być całkiem ciekawe, ba… Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, ze in potentia może być pasjonująca! Nie mówiąc już o tym, że jednostki się kombią niczym w Warmahordes / Magic: The Gathering, i na to też należy zwracać uwagę.


Okej, Mrówka, czekaj… Piszesz, że AoS to kupa, a teraz nakreślasz, że system w sumie nie jest taki zły. Clickbait? Nie, widzicie, faktem jest, że Age of Sigmar jako system NIE JEST ZŁY. Naprawdę. Lekki, łatwy, prosty. Z najbardziej generic klimatem jaki możemy napotkać na łamach fantastyki. Z doskonałej jakości modelami z kolorowej, cukierkowej stylistyce popularnego World of Warcraft. Popatrzcie na powyższe stwierdzenia i jak się nawet odrobinkę zastanowić, to jawi się objaw gry, która ma spory potencjał… Tylko że pośród zupełnie odmiennej grupy, niż fani starego Wojennego Młota!

Tutaj się rozbija cała internetowa zawierucha, cały świąd i ból pośladków. Age of Sigmar sam w sobie nie jest dżumą i chorobą. Nie jest nawet, na pierwszy rzut oka, złym produktem! Problem polega na tym, jak Games Workshop go wypuściło… Jako następcę Warhammer Fantasy Battle, którym nie jest w najmniejszym nawet stopniu. Wszystko jest inne! Skala rozgrywki, stopień złożoności, potrzebne umiejętności, inwestycja, stopa wejścia, klimat, świat… Nic nie pozostało ze Starego Młotka, w który środowisko rypało od ponad trzech dekad. I stąd fetor, moi mili. Bo jak mają zareagować wierni fani tym, że wydawca – na którego wydali nieraz majątek! – po prostu ich olał? Że uśmiercił oficjalnie grę, która stanowi ich hobby? Wyobraź sobie że jesteś wędkarzem, i nagle ktoś przychodzi i mówi Ci, że koniec z wędkowaniem, bo tak. Bo wymyślili łapanie w sieci. Kup pan sieć albo spieprzaj!

I dlatego twierdzę, że Age of Sigmar to śmierdząca kupa. Nie dlatego, że jest to zła gra, ale dlatego, że sposób potraktowania swoich wiernych fanów przez Games Workshop był dokładnie jak walnięcie ciepłego kloca na środku stołu. Pożegnanie z Warhammer Fantasy Battle czas zacząć… Och, to oczywiście nie koniec! Jutro zamykamy temat wpisem traktującym już mniej o Smegmarze, a bardziej o stanie zastanym… Jak krajobraz Młotkowej braci ulegnie zmianie w związku ze śmiercią ich systemu. Czy 9’th Age wygrzebie się na szczyt? Czy Mantic skapitalizuje nowy potencjał i przepcha Kings of War jako nowy, oficjalny i największy system armijnych walk fantasy? Czy Oldhammer stanie się cudownym remedium dla wyjadaczy i zyska nowych fanów? O tym dowiecie się już jutro! ;)


6 komentarzy:

  1. Zmartwychwstał... i to z grubej rury. Bardzo dobre artykuły, od teraz jeśli ktoś spyta mnie "czym jest Age of Sigmar" albo "co się stało z WFB" będę wiedział gdzie go skierować po wyczerpującą wypowiedź. Nie, żeby ktoś mnie kiedyś o to spytał, no ale... ;)
    Bardzo cieszy mnie powrót mojego ulubionego bloga bitewniakowego, naprawdę. Powodzenia w trzecim powrocie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, ja zawsze wracam, niczym podły kebab z dworca! A co do pytania... Podobno w Polsce jest co najmniej 5 osób, które w to-to gra :D Może nawet 6! XD A na serio, nie wiem jak to wygląda w tzw. Gdzieindziej, ale w KRK w głównych sklepach o AoS nikt nie słyszał, nikt nic nie wie.

      Nawet dziś byłem świadkiem zdarzenia, jak przedstawiciel GW na Polsze czy inszy dystrybutor dzwonił do szefa sklepu z pytaniem, czemu nic się nie sprzedaje i co można z tym zrobić ;D

      Usuń
  2. Witaj znow ^^. Jako ze mialem przykra przyjemnosc pracowac w xjoy.pl (stacjonarnym) kiedy toto wchodzilo do sklepow. Z punktu widzenia sprzedawcy:
    1)Age of Sigmar jako latwy system do ktorego kazdego da sie wciagnac - pupa. Chetnych do nauki bylo... 2. Ale w polowie intra obaj mi podziekowali bo system jest nadal zbyt abstrakcyjny dla osoby ktora nie wie co ja czeka. Dosc powiedziec ze w ciagu 6 miesiecy chyba sprzedal sie jeden starter.
    2)Nowy poczatek nowy fluff pelen bohaterow - problem. Ten swiat jest zbyt bohaterski. Pokusil bym sie o stwierdzenie ze rownie dobrze mozna by kazdemu modelowi nadac imie a na koniec turlac mordheimowa na tabelke coz takiego stalo sie rannym. Niemal kazdy model ma kilka ran, dobry save etc. Intro-zestaw potrafi sie... niemilosiernie dluzyc. No i swiat... malo interesujacy. W ogolnej budowie przypomina planescape torment (wszedobylskie portale, demony spotykajace anioly... sigmarines... znaczy tych dobrych) ale jakis taki nudny i bez wyrazu. O i nie wiem czy miales przyjemnosc obejrzec art przedstawiajacy twierdze sigmara. Wyglada jak pierscien orbitalny z podrecznikow imperium xD
    3)nowe modele. Subiektywnie oczywiscie do tej pory z nowych modeli nic mnie nie zauroczylo. Tu i owdzie trafi sie niezly model (apropo. Kolezanka pokazala mi screena z monster huntera w ktorym jest potwor blizniaczo podobny do nadchodzacej nowej wiwerny orkow) ale ogolnie kicz i przepych.

    Ja osobiscie dalem sie porwac 9th age. Nawet udalo mis sie kilka pomyslow przepchnac do bookow xD

    Na koniec - oby tym razem passa pisarcza byla jak najdluzsza. Nieco sie rozpisalem oops.

    OdpowiedzUsuń
  3. Grrr, nie ma czegoś takiego jak najmniejsza linia oporu. Jest linia najmniejszego oporu. Ale poza tym fajnie, że blog z marchwi wstał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma? A co jeżeli weźmiemy Linię Oporu. I naprawdę ją skurczymy? Tak, że będzie malutka, ba... najmniejsza! Et voila, otrzymasz najmniejszą linię oporu! Tak samo mogę narysować jak wygląda mniejsza połowa :D

      Usuń
  4. "Bo jak mają zareagować wierni fani tym, że wydawca – na którego wydali nieraz majątek! – po prostu ich olał? Że uśmiercił oficjalnie grę, która stanowi ich hobby?"

    Jak można nie liczyć się z tym, że kiedyś taki los spotka każdego bitewniaka? Prędzej czy później.

    "Wyobraź sobie że jesteś wędkarzem, i nagle ktoś przychodzi i mówi Ci, że koniec z wędkowaniem, bo tak. Bo wymyślili łapanie w sieci. Kup pan sieć albo spieprzaj!"

    otóż analogia niezbyt trafna. Prędzej można porównać to do wycofania ze sprzedaży kołowrotków firmy X, która stwierdziła, że woli produkować same "kije".

    Generalnie obserwacje w artykule wydają się być trafne tylko podsumowanie to wielki zgrzyt i niepotrzebny, moim zdaniem, lament. Osobiście cieszę się, że oficjalnie zakończyli temat WFB. Jest skończona liczba modeli, które teraz muszę skompletować i pomalować. Zasady są w różnych wersjach + prace nad 9ed. Uważam, że dla WFB ostatecznie lepiej się stało.

    OdpowiedzUsuń