Wyspani? Zjedli śniadanie? Mam
nadzieję, że tak, bo to najważniejszy posiłek dnia jest rzekomo. Zanim jednak
wrócę do łopaty, którą to mam zamiar przerzucić więcej cuchnącego obornika
jakim jest Age of Sigmar i z nim
związane nieprzyjemności, chciałbym wszystkim wam, mili czytelnicy, podziękować
za ciepłe przywitanie z powrotem na łamach bitewniakowego fandomu i
internetowego kąciku modeli i turlania kostkami. Nie będę kłamał, po troszku
się tego spodziewałem… Głównie dlatego, że kiedy zalogowałem się do systemu
Bloggera zauważyłem, że starutki, zapuszczony i zakurzony blog nadal zbiera
średnio 1500 odwiedzin miesięcznie! Widać, bogaty zasób tekstów sam się
znajduje na wujaszku Googlu. Co nie zmienia faktu, że ciepełko w środku czuję,
niczym ciasteczko z McDonalda. Ponownie zatem, gorąco dziękuję!
A teraz do rzeczy! W poprzednim
odcinku wykazałem, mam nadzieję klarownie i w formie wykluczającą pustą
dyskusję, iż Games Workshop z potęgą Pisarza-Dyletanta przesiadującego w
kawiarni (*preferowany Starbucks*) na swoim Mac’u nie tylko rozbiło i
uśmierciło klimat WFB ale też zamieniło go na karygodną wypluwkę High Hero
Fantasy pozbawianą jakichkolwiek pretensji. Dziś zaś chciałbym się skupić na
drugiej stronie systemowego medalu, czyli na tym, czy ów „bitewniak” nadaje się
do grania i jak bardzo wydawca puścił gazy w kierunku swoich wiernych fanów.
Ponownie, nie będę wymyślał i
tworzył rzeczywistości, tak więc najsampierw zaznaczę, że nie grałem w Age of Sigmar. Nie za bardzo miałem
nawet jak… Nie dość, że nie mam żadnych modeli, to jeszcze w żadnym znanym mi
sklepie nikt nie zniżył się na tyle, by oferować prezentacje tej przesmutnej
abominacji. Jak jednak pisałem w pierwszej części, zabrałem się porządnie do
badań. Zapoznałem się z zasadami gry. Przeczytałem chyba z pół setki recenzji
na blogach i forach z całego świata. Pogmerałem gdzie tylko się dało, by
wyciągnąć obraz rzeczywistości post-Smegmarycznej. I choć naprawdę chciałem, by
były jakieś jasne strony, chociażby nawet w formie podkreślenia, ze GW pomimo
smutnej i bolesnej decyzji coś jednak zrobiło dobrze, to takich jasnych stron
nie stwierdziłem. Zacznijmy więc mocno i z ferworem.
Age of Sigmar to wielka, śmierdząca kupa.
Mocno? Mogłem mocniej, ale Age of Sigmar jest PG-12, więc będę się
trzymał tego poziomu. Zacznijmy od zasad zatem… Wszyscy wiemy, że już od bardzo
długiego czasu Games Workshop dawało wyraźnie sygnały, że aspekt turniejowy ich
systemów jest dla nich pozbawiony znaczenia. Że balans jest trudny do
osiągnięcia i tak naprawdę zbędny, biorąc pod uwagę ich grupę docelową i ich
strategię sprzedaży. Że bycie ‘wytrawnym weteranem’ wojennego młota to żywot
ciężki i pełen wyrzeczeń. Wraz jednak z resetem całego systemu od podstaw,
mogli już naprawdę pokazać jedną z dwóch stron medalu – albo porządnie się
zabrać za stworzenie ciekawego, dobrze skrojonego, zbalansowanego systemu,
idealnie nadającego się do rozgrywek turniejowych, wraz z pełnym odświeżeniem
list modeli i ich zasad… Albo też położyć lagę na grubo i po całości i stworzyć
grę prostszą niż 99% planszówek o tematyce nawet luźno powiązanej z wojną.
Tak. Należy im się pochwała za
to, że chciało im się zrobić Warscrolls Compedium dla każdej frakcji i nieomal
każdego modelu, jaki był przez nich jeszcze wydawany w momencie, w którym Age of Sigmar miał swój debiut. Nie da
się ukryć, ze spisanie wszystkich dostępnych modeli ze świata WFB na nowo
musiało być wysiłkiem tytanicznym. W teorii wyglądało to dobrze, ale i tutaj
firma z Nottingham musiał wyciągnąć środkowy palcem w geście niecenzuralnym… 25
marca 2016. Games Workshop kończy teatrzyk ‘dobrej zmiany’ i ostatecznie ucina
te armie, które nie są już częścią świata. Ciosy padły, i to potężne.
Krasnoloudy, wysokie elfy, mroczne elfy, Bretończycy… Wszystkim się dostało, i
to masakrycznie. Cięcia były brutalne, niemal wszystkim frakcjom się dostało.
Moc figurek przepchnięto do mrocznego działu „Last Chance” z wiedzą, że nie
będą już nigdy więcej produkowane, bo linia AoS będzie nowa, świeża i dużo,
dużo droższa! I choć nadal mamy darmowe warscrolle pozwalające na granie
naszymi starymi kolekcjami… To jednak nie wszyscy mają takie szczęście.
Zapraszam! Zróbcie sobie krótką przerwę w czytaniu, wejdźcie na stronę Games
Workshop i we wyszukiwarce wpiszcie te słowa – Tomb Kings. No już, śmiało.
…
Niezłe, co? Jak ktoś zbierał
Grobowych Władców, to mu GW pięknie nadepnęło na jądra! Nie ma. Null. Koniec.
Dziękujemy. Zresztą, i tak tylko piasek wszędzie nanosili, sprzątać trzeba
było… Wiadomym jest też, że dokładnie taki sam los czeka Bretończyków, których
to modele już teraz wiszą na „Last Chance”. Topór się ostrzy i za niedługo
zapadnie.
Prawdziwa zasada wzięta z Warscrolla odnośnie Maski Slaanesha. Tak. I tego jest więcej, oooch, tak bardzo dużo. Bonusy za chodzenie w kapturze dla goblinów? Za większe wąsy? Za bardziej cuchnący pot spod pachy? Za grzybicę stóp? Nie ma problemu - Age of Sigmar nagrodzi! |
No dobrze, ale wróćmy do zasad. W
teorii można napisać dobrą grę na czterech kartach A4. W praktyce nie jest to
możliwie, kiedy bierze się za to ktoś, kto i tak tego porządnie nigdy nie
zrobił, i tak oto GW wypuściło zasady zgodnie z myślą przewodnią „po
najmniejszej linii oporu”. Jak już wcześniej wspominaliśmy, każda jednostka
jest opisana przez tzw. Warscroll, czyli profil. Uproszczony w cholerę, bo sam
system został zredukowany do absurdalnego poziomu małorolnej prostoty. I
wiecie, to nie byłby w sumie żaden problem, gdyby nie największa bolączka
wszystkich starych Młociarzy a nawet wielu mniej zadedykowanych graczy, którzy
liczyli na system, w który da się grać…
Brak punktów. Brak kompozycji.
Brak ograniczeń.
Z jednej strony, i to szczerze i
bez najmniejszego sarkazmu, doceniam geniusz tego posunięcia. Żeby nie było, że
tylko ciskam żółcią na lewo i prawo, ów opcja ma za sobą mocne argumenty na
tak, i w sumie naprawdę łatwo mi dostrzec, że ów decyzja nie była wynikiem
braku chęci ze strony GW, a raczej diabolicznie przemyślanym krokiem. Widzicie,
brak punktów czy kompozycji daje graczom dwa gargantuiczne plusy… Po pierwsze,
czas wystawiania i przygotowania do gry. W Age
of Sigmar jest on skrócony do absolutnego minimum. Tak naprawdę jak ktoś ma
chęć i ochotę, to może po prostu zrzucić modele z półki et voila, jest gotowy
do walki. Po drugie, zachęca to graczy do kolekcjonowania. O tak, zamiast
N-nastu hermetycznych armii mamy cztery duże grupy, co pozwala graczom na
korzystanie z ogromu modeli, i to nawet wtedy, kiedy grają tylko jedną z
czterech frakcji. To ma sens! Posiadanie krótkich, banalnych zasad,
niesamowicie niskiego progu wejściowego (*bo w praktyce możesz zagrać jedną
figurką, nawet jak będziesz bez szans… Co nie zmienia faktu, że kupujesz jedno
pudełko i już możesz kulać. To totalna nowość z punktu widzenia GW!*) i łatwego
do skumania klimatu jest mieszanką idealną do wciągania nowych graczy jak i
grania totalnie luźnych, absolutnie pozbawionych wszelkich spinek rozgrywek.
Ot, piwo, precel, Age of Sigmar, i
jest radocha. Ba, nawet ciężko się złościć na złe rzuty, skoro system i tak
krzyczy głośno i wyraźnie, że Balans to obca kraina, do której się nie ma
zamiaru zapuszczać.
I o ile powyższy paragraf może
świadczyć o tym, że Age of Sigmar
może być idealnym system dla młodszych odbiorców jak i świetną zabawą dla tych,
dla których system i rozgrywka zawsze były drugorzędnymi elementami hobby, to
jednak nie da się ukryć, że forma AoS’u jasno i całościowo odcina się od wszystkiego,
co można by nazwać „comepetitive gameplay”. Brak kompozycji, zasad budowania
armii, nawet jakiegokolwiek schematu oceny wartości jednostek po ich punktach
jest potężnym i strasznym ciosem dla każdego, kto chciałby zagrać w
zrównoważony system, który zawiera w sobie rozwiązania starające się o zrównanie
szans na polu bitwy. Kolejną zmianą, na którą narzekają gremialnie całe tłumy,
jest dalsze uproszczenie dwóch kluczowych rzutów w grze, czyli rzutu na trafienie
i na zranienie. Teraz zamiast jakże skomplikowanej tabelki porównawczej, każda „broń”
na jednostce ma jasno nakreślone ile turlamy by trafić czy zranić, i w teorii
na papierze nie ma znaczenia, czy bijemy zombiaka czy smoka zniszczenia +10.
Ponownie jednak zarzucę kontrą do
powyższego… Tak, jest to straszne uproszczenie i daleko posunięte odchudzanie
gry na rzecz prostoty i łatwości w przyswojeniu gry. I tak, to działa. Brak
tabelki i stosu modyfikatorów połączone z jasno zapisanymi wynikami daje bardzo
szybką walkę i przyspiesza, dynamizuje rozgrywkę. Tym bardziej, że choć na
pierwszy rzut oka system wali tępotą i pachnie idiotyzmem, to jednak nie jest
wcale tak źle, jak można w internetach przeczytać. Widzicie, magia i wszelakie
zdolności tym razem modyfikują wyniki rzutu, a nie dodają modyfikatory przed rzutem,
co powoduje, że faza magii wzajemnego przepychania się potrafi być całkiem
ciekawe, ba… Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, ze in potentia może być
pasjonująca! Nie mówiąc już o tym, że jednostki się kombią niczym w Warmahordes
/ Magic: The Gathering, i na to też należy zwracać uwagę.
Okej, Mrówka, czekaj… Piszesz, że
AoS to kupa, a teraz nakreślasz, że system w sumie nie jest taki zły.
Clickbait? Nie, widzicie, faktem jest, że Age
of Sigmar jako system NIE JEST ZŁY. Naprawdę. Lekki, łatwy, prosty. Z
najbardziej generic klimatem jaki możemy napotkać na łamach fantastyki. Z
doskonałej jakości modelami z kolorowej, cukierkowej stylistyce popularnego
World of Warcraft. Popatrzcie na powyższe stwierdzenia i jak się nawet
odrobinkę zastanowić, to jawi się objaw gry, która ma spory potencjał… Tylko że
pośród zupełnie odmiennej grupy, niż fani starego Wojennego Młota!
Tutaj się rozbija cała
internetowa zawierucha, cały świąd i ból pośladków. Age of Sigmar sam w sobie nie jest dżumą i chorobą. Nie jest nawet,
na pierwszy rzut oka, złym produktem! Problem polega na tym, jak Games Workshop
go wypuściło… Jako następcę Warhammer Fantasy Battle, którym nie jest w
najmniejszym nawet stopniu. Wszystko jest inne! Skala rozgrywki, stopień
złożoności, potrzebne umiejętności, inwestycja, stopa wejścia, klimat, świat…
Nic nie pozostało ze Starego Młotka, w który środowisko rypało od ponad trzech
dekad. I stąd fetor, moi mili. Bo jak mają zareagować wierni fani tym, że
wydawca – na którego wydali nieraz majątek! – po prostu ich olał? Że uśmiercił
oficjalnie grę, która stanowi ich hobby? Wyobraź sobie że jesteś wędkarzem, i
nagle ktoś przychodzi i mówi Ci, że koniec z wędkowaniem, bo tak. Bo wymyślili
łapanie w sieci. Kup pan sieć albo spieprzaj!
I dlatego twierdzę, że Age of Sigmar to śmierdząca kupa. Nie
dlatego, że jest to zła gra, ale dlatego, że sposób potraktowania swoich
wiernych fanów przez Games Workshop był dokładnie jak walnięcie ciepłego kloca
na środku stołu. Pożegnanie z Warhammer Fantasy Battle czas zacząć… Och, to
oczywiście nie koniec! Jutro zamykamy temat wpisem traktującym już mniej o
Smegmarze, a bardziej o stanie zastanym… Jak krajobraz Młotkowej braci ulegnie
zmianie w związku ze śmiercią ich systemu. Czy 9’th Age wygrzebie się na
szczyt? Czy Mantic skapitalizuje nowy potencjał i przepcha Kings of War jako
nowy, oficjalny i największy system armijnych walk fantasy? Czy Oldhammer
stanie się cudownym remedium dla wyjadaczy i zyska nowych fanów? O tym dowiecie
się już jutro! ;)
Zmartwychwstał... i to z grubej rury. Bardzo dobre artykuły, od teraz jeśli ktoś spyta mnie "czym jest Age of Sigmar" albo "co się stało z WFB" będę wiedział gdzie go skierować po wyczerpującą wypowiedź. Nie, żeby ktoś mnie kiedyś o to spytał, no ale... ;)
OdpowiedzUsuńBardzo cieszy mnie powrót mojego ulubionego bloga bitewniakowego, naprawdę. Powodzenia w trzecim powrocie ;)
Ha, ja zawsze wracam, niczym podły kebab z dworca! A co do pytania... Podobno w Polsce jest co najmniej 5 osób, które w to-to gra :D Może nawet 6! XD A na serio, nie wiem jak to wygląda w tzw. Gdzieindziej, ale w KRK w głównych sklepach o AoS nikt nie słyszał, nikt nic nie wie.
UsuńNawet dziś byłem świadkiem zdarzenia, jak przedstawiciel GW na Polsze czy inszy dystrybutor dzwonił do szefa sklepu z pytaniem, czemu nic się nie sprzedaje i co można z tym zrobić ;D
Witaj znow ^^. Jako ze mialem przykra przyjemnosc pracowac w xjoy.pl (stacjonarnym) kiedy toto wchodzilo do sklepow. Z punktu widzenia sprzedawcy:
OdpowiedzUsuń1)Age of Sigmar jako latwy system do ktorego kazdego da sie wciagnac - pupa. Chetnych do nauki bylo... 2. Ale w polowie intra obaj mi podziekowali bo system jest nadal zbyt abstrakcyjny dla osoby ktora nie wie co ja czeka. Dosc powiedziec ze w ciagu 6 miesiecy chyba sprzedal sie jeden starter.
2)Nowy poczatek nowy fluff pelen bohaterow - problem. Ten swiat jest zbyt bohaterski. Pokusil bym sie o stwierdzenie ze rownie dobrze mozna by kazdemu modelowi nadac imie a na koniec turlac mordheimowa na tabelke coz takiego stalo sie rannym. Niemal kazdy model ma kilka ran, dobry save etc. Intro-zestaw potrafi sie... niemilosiernie dluzyc. No i swiat... malo interesujacy. W ogolnej budowie przypomina planescape torment (wszedobylskie portale, demony spotykajace anioly... sigmarines... znaczy tych dobrych) ale jakis taki nudny i bez wyrazu. O i nie wiem czy miales przyjemnosc obejrzec art przedstawiajacy twierdze sigmara. Wyglada jak pierscien orbitalny z podrecznikow imperium xD
3)nowe modele. Subiektywnie oczywiscie do tej pory z nowych modeli nic mnie nie zauroczylo. Tu i owdzie trafi sie niezly model (apropo. Kolezanka pokazala mi screena z monster huntera w ktorym jest potwor blizniaczo podobny do nadchodzacej nowej wiwerny orkow) ale ogolnie kicz i przepych.
Ja osobiscie dalem sie porwac 9th age. Nawet udalo mis sie kilka pomyslow przepchnac do bookow xD
Na koniec - oby tym razem passa pisarcza byla jak najdluzsza. Nieco sie rozpisalem oops.
Grrr, nie ma czegoś takiego jak najmniejsza linia oporu. Jest linia najmniejszego oporu. Ale poza tym fajnie, że blog z marchwi wstał.
OdpowiedzUsuńNie ma? A co jeżeli weźmiemy Linię Oporu. I naprawdę ją skurczymy? Tak, że będzie malutka, ba... najmniejsza! Et voila, otrzymasz najmniejszą linię oporu! Tak samo mogę narysować jak wygląda mniejsza połowa :D
Usuń"Bo jak mają zareagować wierni fani tym, że wydawca – na którego wydali nieraz majątek! – po prostu ich olał? Że uśmiercił oficjalnie grę, która stanowi ich hobby?"
OdpowiedzUsuńJak można nie liczyć się z tym, że kiedyś taki los spotka każdego bitewniaka? Prędzej czy później.
"Wyobraź sobie że jesteś wędkarzem, i nagle ktoś przychodzi i mówi Ci, że koniec z wędkowaniem, bo tak. Bo wymyślili łapanie w sieci. Kup pan sieć albo spieprzaj!"
otóż analogia niezbyt trafna. Prędzej można porównać to do wycofania ze sprzedaży kołowrotków firmy X, która stwierdziła, że woli produkować same "kije".
Generalnie obserwacje w artykule wydają się być trafne tylko podsumowanie to wielki zgrzyt i niepotrzebny, moim zdaniem, lament. Osobiście cieszę się, że oficjalnie zakończyli temat WFB. Jest skończona liczba modeli, które teraz muszę skompletować i pomalować. Zasady są w różnych wersjach + prace nad 9ed. Uważam, że dla WFB ostatecznie lepiej się stało.