Słowem wstępu zaznaczę, że do
tego wpisu przygotowywałem się naprawdę długo. Powody były dwa. Pierwsze primo –
jest to pierwszy wpis od niemalże dwóch lat pustki i braku aktywności na blogu.
Drugie primo – bo moje nastawienie względem Games Workshop i ich gier jest
raczej dobrze znane i mocno negatywne. Nie chciałem więc by pierwszy wpis
Trzeciego Zmartwychwstania przeszedł po łebkach i był odwalony na kolanie. Do
takich wpisów wrócę za kilka miesięcy, jak się blog ponownie rozrusza! Po nazwie wpisu już zapewne się domyślacie, mili czytelnicy, że tekst zawierać będzie
solidne, cuchnące wiaderko werbalnych ekskrementów – w końcu uśmiercenie WFB,
wrzucenie kaszalota w postaci Age of Sigmar i ogólny spadek formy Genialnego
Wydawcy to cudowny le flamebait i z pewnością solidna okazja, bym powytykał
palcem, odkopał moje stare Wieszczące Zgubę wpisy i pokiwał głową z dumnym ‘A
nie mówiłem!’. Mimo to postaram się rzeczowo podejść do tematu… Co nie zmienia
faktu, że wytyki personalne pewnie się znajdą. Do dzieła zatem.
Rok 2015. Brać Wojennego Młota
odmiany Fantasy żyje narastającymi plotkami o 9’tej edycji WFB kiedy to Games
Workshop wypuszcza dodatek za dodatkiem z naprawdę zacnymi modelami do swojej
kampanii ‘The End Times’, która ma fluffowo skończyć świat i dać w teorii
podwaliny pod nową edycję. Wszystko wyglądało naprawdę solidnie! Ósma edycja
Wojennych Młotów się osadziła, kampania końca świata była klimatyczna, miała
ładne tomy i świetne (*nawet jeżeli drogawe!*) figurki. Żyć, nie umierać.
Niestety Mroczne Potęgi nie
spały, i pod postacią działu marketingu firmy z Nottingham postanowiły
całkowicie zniszczyć znany wszystkim świat. Najwyraźniej niczym Khorne w ich ‘nowym’
settingu tak i u nich Dział Marketingu stał się zbyt potężny i zadeklarował
wojnę pozostałym działom w firmie! W ten oto sposób Games Workshop spuściło
największą ze swoich bomb, tak potężną, że całkowicie i za jednym zamachem
uśmierciła system, który gracze znali i relatywnie kochali od 1983 roku,
zręcznie i bez ceregieli zakopując ponad 30 lat historii w płytkim grobie. Ale
spokojnie! Games Workshop w całym swoim szaleństwie nie chciało armii fanów z
pochodniami i widłami przed swoją siedzibą… Musieli przecież jakoś wyjaśnić
graczom, którzy na przestrzeni dekad wydali często-gęsto równowartość dobrego
samochodu na ich produkty, że to nie było jednak takie całkowite wyrzucanie
pieniędzy w błoto, bo Firma Ma Ich Gdzieś.
W ten oto sposób narodził się Age of Sigmar, nowe, cudowne, kraśniejące dziecię Genialnego Wydawcy!
I na pierwszy rzut oka, było to
dobre. Games Workshop obaliło swój starożytny monolit i rozpoczęło budowę
nowego – smuklejszego, z odświeżonym designem, zbudowanego od nowa od
samiutkich podstaw. Słowem, bajka, bo wiele osób już od dawna utyskiwało, że
zamiast leczyć staruszka, jakim był bazowy system WFB, można by było wrócić do
kreślarskiej deski i stworzyć nowy system od podstaw. GW zapowiedziało kilka
sympatycznych rzeczy, by podgrzać atmosferę! Po pierwsze, rozpoznali światowy
trend pośród praktycznie wszystkich innych wydawców i dali zasady online za
darmo! Oczywiście w ich stylu, czyli skrócone Quick Start Rules do 4 kartek A4,
ale grać się da, więc jest plus. Po drugie, zapowiedzieli, że Age of Sigmar
najpewniej nigdy nie będzie potrzebował czegoś takiego jak nowa edycja. Pisanie
nowych edycji to trudny, ciężki model biznesowy, więc raczej będą wydawać
tematyczne dodatki dające graczom nowy fluff, scenariusze, magię, przedmioty,
formacje. I po trzecie, niejaki ‘koniec’ z kodeksami, tfu, Armybook’ami. W
teorii, bo w praktyce już pojawiły się Battletomes, które niejako pośrednio
spełniają tę rolę, ale mniejsza o to – ważnym jest fakt, że Games Workshop
opublikowało darmowe Warscrolls Compedium do /wszystkich/ swoich armii i modeli
tak, by każdy gracz w poczciwego WFB mógł wykorzystać swoją kolekcję łupiąc w
Age of Sigmar. Duży plus się należy za takie zagranie, bo nie jest zupełnie w
ich stylu! Gdyby trzymali się starej, dobrej tradycji, to gracze musieliby
czekać lata na nowy plik PDF za 50 funtów pozwalający im na granie już nabytymi
modelami! A tu takie pozytywne zaskoczenie…
Niestety, czar się szybko rozwiał
a gracze z niedowierzaniem podziwiali rozrost nowego, terminalnego raka jakim
okazał się być Age of Sigmar. Powodów ich załamania i wszechogarniającej fali
rozpaczy było wiele, ale skupimy się na kilku kluczowych elementach!
Fluff. Tło fabularne. Dobry,
poczciwy Grimdark, gdzie syf, kiła, brud, rozpacz i walka zła ze złem na tle
wszędobylskich czaszek stanowiły podstawę klimatu gry. Wszystko to przepadło. „Grim
and Gritty” uległo i zaginęło w mrokach dziejów na rzecz najbardziej bezlitosnej
formy „High Hero” jaką możecie sobie wyobrazić. Świat podzielił się na
dziewięć, uch… Domen. Znane będą one graczom z wiatrów magii i są przepysznie
sztampowe. Dla przykładu Domena Aqshy (Ognia) to kraina wulkanów, popiołów,
lawy i ognia a domena Bestii to dzika dzicz pełna astralnych turbo-futrzaków.
Macie obraz? Świetnie.
To skrót fluffu. Sigmar po
zagładzie Starego Świata trzymał się metalowego jądra zniszczonej planety i
leciał w kosmosie. W kosmosie napotkał Gwiezdnego Smoka zwanego Dracothion i
szybko się skumplowali po tym, jak oddechem przywrócił on Sigmara do życia.
Dracothion, najpewniej będąc znudzony życiem gwiezdnego smoka zabrał Sigmara na
wycieczkę po ośmiu domenach, pokazując mu co i jak. Kiedy wycieczka dobiegła
końca, dobry, poczciwy smoczeł powiedział Sigmarowi, że jego rola polega na odbudowywaniu
rzeczywistości po tym, jak ją Games Worksho--- Jak ta zostanie zniszczona,
znaczy się. Razem ze światła wykuli zatem cudowne, niebiańskie miasto Azyrheim dookoła
jądra Starego Świata tworząc domenę niebios! Woot!
Nie było to byle jakie miasto… Z
Chmury Dusz (*nikt nie wie skąd się wzięła i po co, ale jest i nie ma tutaj o
czym dyskutować*) powstali pierwsi mieszkańcy ów cudownego miasta, a były to
dusze śmiertelników nieomal wszystkich ras i gatunków Starego Świata –
wliczając w to nawet Orków (*tzn. Orruków, przepraszam*). Niektóre dusze
zostały w pełni odrodzone i stworzyły nowe ciała – byli to głównie nazwami
bohaterowie znani nam ze starych edycji, bo żal marnować figurki. A, i elfy
odnalazły się dużo później. Dlaczego? Bo tak. Wybudowano też gargantuiczny pomnik Impera---
Sigmara, który to pomnik był również fortecą strzegącą niebiańskiego miasta,
kreatywnie nazwaną Sigmarionem.
I nastała Era Mitów! W której to
Erze Impera--- Sigmar rozpoczął wielką krucjatę po odległych domenach by
zjednoczyć wszystkich śmiertelników i stworzyć mocny panteon odświeżonych bogów
by stawić czoło Chaosowi. Impera--- Sigmar odnalazł więc swoich Prymar---
kumpli pod postacią Grungniego i Grimnira, uwalniając ich z łańcuchów w Domenie
Ognia w zamian za co Ci obdarowali śmiertelników technologią (*wygodnie
wyjaśniając skąd znowu mają działa czy katapulty!*). Ponadto odnalazł Tyriona i
Teclisa, gdzie Tyrion stał się bogiem domeny Światła. Malekitha, który dokonał
fuzji ze smokiem Seraphonem stając się Malerionem, Bogiem Cieni i Domeny
Cienia. Gorkamorkę, połączonego Gorka i Morka, których uwolnił z rozumnego
bursztynu zwanego Drakatoa, który to Bursztyn opanował Domenę Bestii. Kiedy
Sigmar rozgrzmocił ów Myślący Bursztyn Gorkamorka uwolnił się i uznał Sigmara
za swojego szefa. Super. A, i jeszcze był Nagash, który zajął domenę śmierci i
zarządzał duszami zmarłych zajmując przez okupację tytuł boga śmierci i władcy
wszystkich mitycznych ‘podziemi’. Kiedy Sigmar spotkał Nagasha, przybili sobie
piątala i tak oto Sigmar ustanowił wspaniały Wielki Alians. All right!
Brzmi jak najgorszej jakości
fanfiction? Przykro mi. To oficjalny fluff. Mógłbym to ciągnąć jeszcze przez
parę grubych paragrafów, bo mamy jeszcze do omówienia Erę Chaosu zanim
przejdziemy do punktu, w których rozpoczyna się gra, czyli Ery Sigmara… Ale
podamy tylko trzy kluczowe punkty. Punkt pierwszy – Impera--- Sigmar znaczy się
postanawia stworzyć Adeptus Astarte--- Eternal Stormcast. Wraz z
pomocą swego kumpla Grungniego wykuwa on doskonałych, turbo elitarnych,
nieśmiertelnych super-żołnierzy z mocami i symboliką piorunów (*tzw. Thunder
Warriors… Ej, czekaj. Znam to skąś.*) – okuci w doskonały pancerz, uzbrojeni w
potężne artefakty i bronie, niezłomni i nieustraszeni, są oni prawdziwymi
Aniołami Śmierci Sigmara, jego główną bronią w walce z Chaosem! Punkt drugi –
Slaanesh odpadł. Jako, że Slaanesh był wyjątkowo nie PG-12 (*a jest to nowy,
oficjalny ranking dla Age of Sigmar*) musiał zostać wymazany z settingu, i tak
też się stało. W praktyce ‘zagubił się gdzieś’ a jego rolę jako czwartego w
panteonie spełnia teraz Wielki Rogaty Szczur. Skaveni są teraz w pełni
poczwarami chaosu. I punkt trzeci – w pewnym momencie przed Era Sigmara
Gorkamorka rozpadł się znowu na Gorka i Morka i będąc znudzeni prawością i
cywilizowanym podejściem Impera--- Sigmara, zwiali do Domeny Bestii wraz z
Orkami, Trollami, Ogrami i resztą dzikiej gromadki. Nagash też się wykręcił
bokiem i uznał, że będzie działał na własną ręką. I tak oto powstały cztery
główne strony w konflikcie. Siły Porządku (*ludzie, elfy, krasnoludy,
jaszczuroludzie*), Siły Śmierci (*Wąpierze i truposze*), Siły Chaosu (*demony,
zwierzołaki, skaveni, śmiertelnicy wyznający Jednego z Trzech Bogów*) oraz Siły
Destrukcji (*Ogry, Orki, Gobasy, Trolle*).
No i jesteśmy w domu. Aj, nie
czekaj. Games Workshop nie odpuściło szansie! W raz z totalnym resetem settingu
Lotna Brygada Prawników Szturmowych – najbardziej elitarna formacja firmy z
Nottingham – szybko podsunęła pomysł, by nadać każdej rasie powykręcane,
debilne nazwy… Po to, by można było narzucić na nie Trademark, Copyright i
protekcję niebios! I tak oto Krasnoludy stały się Duardinami, elfy stały się
Aelfami, jaszczury stały się Seraphonami, drzewce to Sylvaneth, orkowie to
Orruks, tolle to Troggoths, giganci to Gargants, ogry to Ogors… I tak dalej, i
tak dalej. Bah, nawet poczciwym wampirom się dostało – nie można narzucić praw
własności intelektualnej na słowo ‘wampir’… ale już ‘Soulblight’, jak
najbardziej! Zastrzeżone przez GW, nie waż się używać!
No dobrze. Mamy więc pierwszy
grzech główny, czyli morderczy gwałt na fabule i klimacie systemu. Mamy teraz
High Epic Fantasy rodem z kolorowych gier internetowych na komórkę. Gorzej się
nie dało. Oczywiście to bardzo osobiste odczucie! Jestem pewien, że znajdą się
i tacy, którym nowy klimacik siada jak należy i nowa estetyka modeli jest w
smak… Ale biorąc pod uwagę nieomal niewidoczną obecność Age of Sigmar na
stołach, chyba nie jest tych nowo powstałych wielbicieli zbyt dużo.
Na dziś chyba wystarczy, bo i tak
jest już ogrom tekstu do przeorania. Jutro zaś zajmiemy się drugim grzechem
główym Age of Sigmar, czyli zasadami. A raczej ich brakiem i niewyobrażalnie
wręcz aroganckim położeniem lagi na grę przez wydawcę, którego można tutaj
jedynie pochwalić za to, że otwarcie i ze szczerością powiedział swoim wiernym
graczom, że ma ich totalnie w czterech literach, zaczyna się na Du a kończy na
Pa.
Do jutra zatem mili czytelnicy – niech nasza nienawiść do Ery Sigmara
nabierze ciepłych rumieńców przez noc i powróci jutro z podwojoną siłą!
Mrówciu słońce ty moje, mordo ty moja, ty żyjesz? :)
OdpowiedzUsuńNormalnie ojciec marnotrawny powrócił z Immaterium.
Tęskniliśmy.
A no tak. Na to wygląda. W piątek zagrałem jedną rundkę w Infinity i oczywistym efektem tej 40 minutowej rozgrywki była decyzja o ponownej reaktywacji bloga :D
UsuńOby na dłużej niż ostatnio :P
UsuńYeaaah!!! It's life!!!
OdpowiedzUsuńWelcome back Mrówo!
Niczym bumerang, powracam. Jeszcze pewnie niejedno zmartwychwstanie bloga nas czeka XD
UsuńKiedy się widzimy Pysiu? Trzeba o przyszłości bitewniaków pogadać ^^
OdpowiedzUsuńMuszę odwiedzić Vana sooner or later, więc w sobotkę / przyszły poczontek tygodnia na pewno się z Vanalizuje. Można tam się ugadać na Ważkie Tematy Polskiej Sceny Bitewniakowej XD
UsuńFajnie Cię znowu czytać!
OdpowiedzUsuńFajnie się znowu pisze ;) Kolejne posty pełne anty-GW jadu w drodze! A ponadto w planach przywrócenie kilku popularnych serii, jak tłumaczenie wiki z Malifaux czy 'Zróbmy sobie Aniołów Śmierci!' :D Woot woot.
UsuńSuper, nareście się doczekałem. Może skrobniesz coś o Frostgrave ??
OdpowiedzUsuń<3 tęskniliśmy :D
OdpowiedzUsuńXD Dośc trafnie to ująłeś waćpan. Miło zobaczyć, jak blog odżywa.
OdpowiedzUsuńMrówa w pełnej krasie. Wreszcie!
OdpowiedzUsuńAleż się zdziwiłem jak na blogrollu zobaczyłem wpis na tym blogu :) Czekam na dalsze przemyślenia nt AoS. To nieprawda, że ludzie nie grają w AoS. Grają na nowych zasadach AoS lecz starymi figurkami i frakcjami, zawsze w settingu Starego Świata używając któregoś z systemów punktowych w necie ;) Więc GW nie zarabia tu na niczym....
OdpowiedzUsuńHa. Z niecierpliwością czekam ciągu dalszego. W szczególności ciekaw jestem, czy oprócz wylewania jadu dostrzeżesz też jakieś plusy albo pokusisz się o nieco bardziej konstruktywne podejście. Bo piszesz dobrze i z sensem, lecz, póki co, mocno jednostronnie.
OdpowiedzUsuńI Bretonnia jednak naprawdę umarła :( Drobne pocieszenie: Imperium również ;)
OdpowiedzUsuńA fluff jest bardzo, bardzo, bardzo zły. Nie ma w środku duszy. Te wszystkie odjechane latające wyspy, morza lawy i inne wyziewy upojonego piatami umysłu nie pozwalają na imersję. Na to, bym się przejmował losami jakiegoś tam Azyr czy innego badziewia. Bo żadne z nich nie ma historii, nie ma głębi, nie ma niczego poza kolorową okładką. Sic transit gloria mundi.
Jak miło znów Cię poczytać :)
OdpowiedzUsuńBób zapłać!
UsuńCześć Mrówa. Dobry Come Back :))) Myślałem juz ze nie zobaczę nowego wpisu a tu taka miła niespodzianka :)
OdpowiedzUsuńProszę proszę, kogo my tu mamy ;) Trzymam kciuki, by blog ponownie zapełnił się bitewniakową treścią, oczywiście z pierwszeństwem dla Infinity ;)
OdpowiedzUsuń