Witam pięknie w ostatnim tygodniu
ciepłego października! Choć wyrażam nadzieję, że listopad będzie równie pogodny
przynajmniej przez swoją pierwszą połowę, to jednak nie ma co się bronić i
spokojnie powtórzyć słowa Neda Starka, motto jego rodziny – Zima nadchodzi. A
wraz z nią chlapa-ciapa na drogach, paskudne zimno i ciemności przez pół dnia i
całą noc. Słowem, tragedia, nienawidzę takiej pogody ani tego ohydnego okresu w
roku. Trzeba będzie znowu wskoczyć na witaminy i pięć kaw dziennie, by tylko
jakoś przetrwać aktywnie… No ale cóż, póki co cieszmy się ciepełkiem i ładną
pogodą.
A wraz z drugim dniem nowego
tygodnia najwyższa pora na trzeci odcinek miniaturowej serii poświęconej
stworzeniu własnego zakonu Adeptus Astartes! W pierwszym
odcinku przedstawiłem w jaki sposób zakon jest powoływany do życia,
jakie mogą być jego cele a w drugim odcinku omówiłem co to jest planeta
zakonna, jakie planety wybierają Astartes pod swoje siedziby i dlaczego
niektóre zakony podróżują we flotach. Dziś zaś skupimy się całkowicie na
procesie rekrutacji, bo jest to dość w sumie obszerny temat. Do dzieła!
Dziesiąta Kompania, czyli kwestia zwiadowców…
Proces rekrutacji to
najprawdopodobniej najbardziej swobodny element, na który kształtowanie ma
zakon, który trzyma się zapisów w Codex
Astartes od deski do deski, bo na dzień dzisiejszy nie wiemy, czy traktat
ten w ogóle zawiera jakiekolwiek wskazówki, prawidła czy informacje na temat
procesu rekrutacji – najprawdopodobniej nie, biorąc pod uwagę fakt, że Codex Astartes to dokument wewnętrzny,
dotykający tematów już związanych z pełnoprawnymi kosmicznymi marines, takimi,
którzy neofitami czy rekrutami już zdecydowanie nie są, i jedyne klarowne nawiązanie
do „Rekrutów” w całej doktrynie proponowanej przez ów kodeks mamy tylko strukturę
organizacyjną dziesiątej kompanii – kompanii zwiadowców – która składa się
właśnie z rekrutów, którzy jeszcze czekają na otrzymanie swojego świętego
pancerza. Ale… Nie do końca. Po pierwsze, zwiadowcy z dziesiątej kompanii to
nie są neofici w trakcie modyfikacji, tylko już marines z krwi i kości, i choć
w istocie wiele zakonów traktuje kompanie zwiadowców jako swoisty ‘ośrodek
treningowy’ czy też ‘pierwszy szczebel kariery Astartes’, to są zakony, które
cenią zwiadowców dużo bardziej, zakony które preferują błyskawiczne uderzenia z
cienia, sabotaż i operacje pod osłoną nocy.
I tutaj dochodzimy do dość
sprzecznego punktu, ponieważ kiedy pewne źródła podają, że Zwiadowca zakonu to
w pełni ukształtowany Astartes, to inne znowu zakładają, że są to neofici już w
trakcie przemian, którzy dzięki walkom i treningom w dziesiątej kompanii
szlifują konieczne umiejętności, zapoznają się ze standardowym uzbrojeniem w
pełni i w końcu, kiedy ich organy, trening i psycho-indoktrynacja zostanie w
pełni zakończona, przechodzą do kompanii rezerwowej, przywdziewają swój pancerz
i stają się prawdziwym Astartes. O ile źródła w teorii stoją więc ze sobą w
pewnej sprzeczności, w rzeczywistości obie wersje mogą być prawdziwe, gdyż
każdy z zakonów może odmiennie podejść do tematu.
Należy też wspomnieć, że
dziesiąta kompania czy też sama jednostka, jaką są zwiadowcy kosmicznych
marines nie zawsze musi działać w ten sposób lub nawet składać się z
nieopierzonych rekrutów! Dla przykładu Kosmiczne Wilki nie bawią się w żadne
tam kompanie „dla młodzieniaszków” – świeżo upieczeni marines tego zakonu od
razu przywdziewają pancerze i tworzą jednostki entuzjastycznych rzeźników. Nie
oznacza to, że zakon ten ignoruje całkowicie taktyczne możliwości zwiadowców,
wręcz przeciwnie, ma w swoich szeregach takie oddziały, ale zamiast z
żółtodziobów świeżo po lub w trakcie przemiany składają się one z wytrawnych
weteranów dziesiątek jak nie setek bitew i kampanii, mistrzów kamuflażu,
przetrwania i zasadzek, którzy zwyczajnie preferują taki odizolowany sposób
prowadzenia walk, którzy wykazują talenty w tym kierunku. Dla odmiany zaś
Czarni Templariusze również nie posiadają kompanii zwiadowczych, a neofici są doczepiani
do regularnych marines na zasadzie prywatnego adepta – neofita spija słowa
swojego mentora, poleruje mu broń i pancerz, słucha posłusznie wszystkich
rozkazów, trenuje pod okiem swojego mentora i walczy u jego boku z wrogami
Imperium. Metoda ta jest konieczna w tym ortodoksyjnym zakonie, bo w ten sposób
kształtuje się jasny i ostry pogląd na świat u młodych Astartes, w ten sposób z
łatwością chłoną tradycje i rytuały zakonu. Raptorzy zaś na tyle cenią taktyki
kojarzone ze zwiadowcami, że zarówno posiadają odpowiednio więcej tych
oddziałów jak i, zgodnie ze znanymi informacjami, regularni bracia zakonu do
poszczególnych misji wymagających niezwykłej subtelności czy ostrożności
ponownie wkładają pancerze zwiadowców, które zwyczajnie lepiej się sprawdzają w
warunkach cichego podejścia.
Teoretycznie
kawałek o zwiadowcach kosmicznych marines powinien znaleźć się na końcu tego
tekstu… Umieszczam go jednak na przedzie z prostej przyczyny, że to aktualnie
ma wpływ na coś bardzo realnego – na modele. Widzicie, kiedy już wiecie, kim są
zwiadowcy na łamach waszego zakonu to wiecie ile ich potrzebujecie, czy w
ogóle, i czy na modelach powinny być widoczne jakieś ewidentne odstępstwa od
normy? Czy tak jak Raptorzy wasz zakon preferuje walkę błyskawiczną i
precyzyjny sabotaż czy gwałtowne, nagłe uderzenie z cienia? Czy wasi zwiadowcy
to wytrwani weterani, czy też zieloni jak trawa na wiosnę początkujący w trudach
bycia Astartes?
Oczywiście
wiele rzeczy wynika same z siebie – bo jeżeli wcześniej zadecydowaliście, że
was zakon podąża dokładnie ścieżką obraną przez Codex Astartes, to raczej na pewno będzie to kilka oddziałów „żółtodziobów”
w dziesiątej kompanii. Ale nawet wtedy można się zabawić… Może wasz zakon
bazuje gęsto na kulturze i symbolice Indian? Może ciemniejsza, spalona słońcem
karnacja, mohawk oraz pióra na pancerzu to będzie coś, co wyróżnia neofitów?
Może malują twarze w klanowe kolory? A może noszą ze sobą jakieś specyficzne
amulety i resztki tradycji ludów, z których się wywodzą? Pamiętajmy, że
zwiadowcy to młodzieniaszkowie, z których raczej najpewniej nie wyplenione
zachować, wierzeń i naleciałości swojego ludzkiego pochodzenia w pełni… Jeżeli
zakon w ogóle je wyplenia, a nie wplata w swoje własne rytuały.
Łowcy Smoków, jako zakon podążający dość luźno z kodeksem, musieli
nieco przeorganizować pomysł na zwiadowców i ich rolę w zakonie. Jako że każda
ich kompania to tak naprawdę reprezentacja jednego z wojowniczych klanów
rodzimej planety, to neofici tudzież nowi rekruci nie mogą po prostu stanowić
osobnej jednostki. Rozwiązanie było proste – jeżeli rekrut pochodzi klanu U’kan,
to ląduje w drużynie zwiadowców Kompanii U’kan. W ten sposób każda kompania
posiada drużynę czy też dwie zwiadowców, a liczba rekrutów jest ich powodem do
chluby, bo oznacza, że dany klan jest silniejszy i dostarcza więcej idealnych
kandydatów na marines. Oczywiście, jako że mówimy o Astartes, to zwiadowcy nie
są rozpieszczanymi pupilkami, co to to nie… Wręcz przeciwnie, im z
brutalniejszych misji wracają, im większą okrywają się chwałą na polu bitwy,
tym większy honor klanowi przynoszą ów zwiadowcy-neofici.
Rekrutacja, czyli jak bardzo krwawa jest selekcja?
Jak już wcześniej napisałem, nie
ma czegoś takiego jak zunifikowany system rekrutacyjny, jakieś z góry ustalone
standardy, którym musi każdy rekrut sprostać, by móc stać się Astartes. Każdy
zakon prezentuje całkowicie własne progi i wymogi, w dużej mierze zależne od
tego, jak zakon funkcjonuje, jakie umiejętności i zdolności docenia i jaką
postawę pielęgnuje. I tak dla przykładu u Wilków z Fenris z całą pewnością
doceniają brawado, honorowe stawianie czoła nawet śmiercionośnemu zagrożeniu i
niepowstrzymaną ambicję, wyrażaną w ambicji do stworzenia swojej własnej
legendy poprzez heroiczne wyczyny epickiej skali! Carcharodons Astra znowu
preferują, by ich rekruci byli krwiożerczymi, pozbawionymi hamulców rzeźnikami,
którzy bez mrugnięcia okiem rzucą się w wir przelewania krwi – ich proces
treningowi to test bólu, testy krwiożerczych walk. Ultramarines znowu rekrutują
w zupełnie inny, bardziej cywilizowany acz nie mniej brutalny sposób, co
głównie wynika z faktu, że każdy ważniejszy i możny ród w Ultramarze /marzy/ o
tym, by jego synowie dostąpili zaszczytu stania się Astartes, i praktycznie
każda familia hoduje w swoich trzewiach twardych, zawziętych młodzieńców do
sprezentowania zakonowi w nadziei, że spełnią wymagania tego zakonu.
Powyżej zahaczyłem już o jeden z
kluczowych elementów odmienności rekrutacji, ale w sumie myślę, że możemy
zrobić krótką listę ów elementów: planeta
rodzima, preferowane zdolności
oraz reputacja i tradycja zakonna.
Planeta rodzima, cóż, to chyba
oczywiste jaki wpływ ma lokacja czerpania rekrutów na sam proces odbywania
rekrutacji, prawda? Powyższe przykłady dają niejaki rzut oka na to, jak to może
funkcjonować. Dla przykładu na planetach primogenitorów legionu Ultramarines w
większości przypadków spotkamy ucywilizowane acz militarystyczne społeczności,
które mają na koncie tysiąclecia kształtowaniu honoru i kodeksu wojownika. Mamy
więc rekrutacje, które nie odbywa się wcale pod przymusem, w której nasi
Astartes nie musza urządzać polowań na świeżą krew czy też tworzyć jakieś
polane mistycyzmem rytuały, bo rdzenny lud ich planet doskonale wie, jaki to
honor i zaszczyt, kiedy członek rodu staje się Astartes, i sami robią co w ich
mocy i prezentować zakonom odpowiednich kandydatów. To między innymi wyjaśnia
dlaczego Ultramarines zawsze są w pełnej sile i nawet po wielkich stratach
potrafią się odrodzić w bardzo krótkim okresie czasu.
Odmiennym nieco sposobem może być
przykład Wyjących Gryfów (*Tak, wiem, to naprawdę śmieszne
ale i oficjalne tłumaczenie Howling Griffons – i tak dostało im się lepiej niż
marines z zakonu Mortifactors, którzy w nowym kodeksie po polszemu są…
Uśmiercaczami.*), których planeta rodzima to podobne klimaty – potężne
miasta państwa i baronie toczące regularne wojny ze sobą, przestrzegając w tym
jednak licznych konwencji, praw i odpowiedniego honoru tak, by wojna nie stała
się brutalną rzeźnią, lecz sztuką nobliwą i godną wojownika. Wyjące Gryfy sami
chętnie rozpoczynają takie konflikty tylko po to, by planeta była w ciągłym
stanie wojennym i dostarczała regularny przypływ świetnych rekrutów, którzy
znają tylko wojnę! Nie dajcie się więc zwieść… Pomimo tego, że zakony te czerpią
swoich rekrutów z relatywnie cywilizowanych i rozwiniętych miejsc, to jednak
wszystko zawsze jest skierowane w kierunku konfliktu i wojny.
Oczywiście poza planetami tego
rodzaju sporo zakonów czerpie świeżych aspirantów z planet dzikich, pierwotnych
czy nawet a planet śmierci, gdzie populacja albo jest szczątkowa, albo
prymitywna. Świetnym przykładem są tutaj Kosmiczne Wilki ze swoją planetą –
Fenris – która to jest zarówno planetą śmierci jak i dziką planetą, gdzie
lokalni mieszkańcy są mniej więcej w okoli ósmego, dziewiątego wieku rozwoju według
naszego kalendarza. Futra, prosta broń, walka o spełnienie najbardziej bazowych
potrzeb z dnia na dzień… Tutaj działa prosty mechanizm! Ludność z Fenris wie w
pełni o istnieniu Kosmicznych Wilków i zwyczajnie traktuje ich jako
praktycznych bogów wojny, potężnych gigantów o niezmierzonej sile, odwadze i
chwale, do których można dołączyć, jeżeli śmiertelnik okaże się wojownikiem o
niezwyciężonej woli, nieugiętym charakterze i wspaniałych umiejętnościach.
Wilki zwyczajnie wybierają najciekawszych młodzieńców, wysyłają ich do swoich
własnych, spartańskich obozów i pod okiem kapelanów zakonu (*Wolf Priestów*) biorą udział w morderczym, długim treningu
oraz w licznych, iście samobójczych misjach. Dopiero jak wojownik przetrwa to
wszystko może wypić z Kielicha Wulfena genetyczny koktajl Canix Helix i
dołączyć do grona braci Astartes – nie ma więc w tym zakonie Neofitów; Kiedy
ktoś staje się marines, to od razu pełnoprawnym bratem zakonu, nawet, jeżeli
nieopierzonym.
Tak więc jak widzimy rodzaj
planety wpływa na to, jak postępuje się z potencjalnymi rekrutami, ale to tylko
jedna faseta z całego procesu – bo przecież rekrutacja to nie tylko sprawdzenie
kompatybilności potencjalnego rekruta. Dla przykładu, zakon Raptorów preferuje
walkę na dystans oraz wyszkolenie w sabotażu, decepcji oraz sztuce przetrwania,
i takie umiejętności od początku chcą zakorzenić w swoich rekrutach – szkolenie
z celności jest u nich dla przykładu znacznie bardziej kluczowe niż u innych
zakonów, gdyż fama najlepszych strzelców pośród Astartes nie bierze się znikąd.
Ponownie, fakt, że rola zwiadowcy nie stanowi wcale najniższego stopnia w
militarnej karierze kosmicznego marines w tym zakonie również ma wpływ na to,
że umiejętności kojarzone głównie z jednostkami zwiadowców są kluczowe i
wpajane w reakcje i umysły członków tego zakonu przez cały czas ich służby.
Carcharodons Astra znowu, słynni ze swojego niemalże berserkerskiego podejścia
do walki w zwarciu szkolą swoich rekrutów w brutalnej, brudnej acz efektywnej
walce w zwarciu, gdzie nóż i miecz łańcuchowy to główne narzędzia zadawania
szybkiej i efektywnej śmierci. Jak można się spodziewać podczas rekrutacji
najbardziej sprawdzane jest panowanie nad furią, nakierowanie swojej nienawiści
na przeciwnika oraz mistrzowskie opanowanie walki na ostrza.
Reputacja i zakonna tradycja to
kolejny element wpływający na proces rekrutacji, szczególnie pośród tych
najstarszych zakonów, tych z drugiego Założenia, tych, które mają kilka tysięcy
lat na koncie – dość, by wytworzyć własne rytuały i różnego rodzaju tradycje,
jak właśnie picie z kielicha (*Które jest i u Kosmicznych Wilków
i u Krawych Aniołów*) czy rytualne pojedynki pomiędzy młodymi
aspirantami a pełnoprawnymi marines – jak to często by u Ultramarines i zakonów
wywodzących się z tychże. No ale dla odmiany Salamandry rozpoczynają trening
sześcio-siedmiolatków od… Nauki kowalstwa! Kowalstwo buduje ich masę mięśniową,
testuje wytrzymałość na trudne warunki i znój ciężkiej pracy, kształtuje cierpliwość
a przy okazji testuje ich zdolności, skupienie i szybkość pojmowania. Potem
dopiero młodzi neofici wraz z kolejnymi fazami transformacji ćwiczą się do
broni, do walki aż w końcu muszą zmierzyć się z potworami Nokturnu. Jeżeli
mówimy o tradycji, to warto przytoczyć żelazne dłonie, w których w ogóle nie
funkcjonuje instytucja dziesiątej kompanii, jako że każda kompania to tak
naprawdę klan, gdzie rekruci pochodzą z tego samego klanu i są dobierani wtedy,
kiedy klan potrzebuje uzupełnić straty, i czy chcą czy też nie, po dołączeniu
neofita od razu traci lewą dłoń, która natychmiast zastępowana jest bionicznym
odpowiednikiem – jest to rytualny i symboliczny pierwszy krok na niekończącej
się drodze do wymiany słabego ciała na mocne żelazo.
Jak widać
sporo rzeczy wywiera nacisk na to, jak przebiegać może rekrutacja nowych
kandydatów na Astartes, ale jeden element z pewnością łączy jest wszystkie –
jest to niezwykle brutalny proces. By zostać Astartes nie tylko należy wykazać
się naturalną odpornością konieczną do przetrwania procesu transplantacji
nowych organów, chemoterapii czy psycho-indoktrynacji, ale trzeba też wykazać
się wolą i siłą w warunkach skrajnych, udowodnić podczas testów i prób, że jest
się w stanie sprostać takim wydarzeniom, które totalnie złamały by nawet
twardego zawodnika… Bo kosmiczny marines to jest po prostu zacięty twardziel,
bo takich Imperium ma setki – to musi być ktoś, kto potrafi zmusić swoje ciało
do działania praktycznie samą siłą woli, która jest niemalże nieugięta, i nawet
kiedy kości pękają, oczy krwawią a płuca palą od trującego powietrza, on nadal
pełznie do celu.
Rekrutacja
trwa kilka do kilkunastu lat, jest to czas w którym rekrut nie tylko musi zdać
wszystkie testy i przeżyć, ale przede wszystkim przejść przez wszystkie fazy ‘dojrzewania’
w swoją nową, nadludzką formę. W czasie tego okresu zakon postara się
ukształtować młodzieńca tak, by ten przed wdzianiem pancerza Zwiadowcy czy też
normalnej zbroi wspomaganej miał już w głowie odpowiednie wartości, wiedział
czym zakon stoi, znał odpowiednie zawołania, historie i legendarne postaci. Że
będzie wiedział jakimi formacjami się bracia poruszają, jak walczą, jakie
umiejętności i walory są pielęgnowane, a jakie są traktowane jako słabość i
wada, które należy w sobie stłumić, zwalczyć i wyrwać niczym chwast.
Kiedy tworzymy
własny zakon z pewnością wiemy, jaki rodzaj Astartes chcemy posiadać w swoich
szeregach. Czy mają być brutalnymi wojownikami, którzy z pogardą traktują śmiertelników,
których w sumie mają bronić? Czy to może wyśmienici strzelcy i mistrzowie
przełamywania oblężeń? Skoro preferują dany rodzaj walki, to z pewnością szkolą
się od początku w danych umiejętnościach, koniecznych do skutecznego
egzekwowania takiej preferencji. Czy ów proces poza kształceniem danego zestaw
zdolności ma wplecione elementy tradycji? Jeżeli jak to i jakie i dlaczego?
Pamiętajmy o tym wszystkim i bez problemu damy radę stworzyć proces rekrutacyjny,
który pomoże ukształtować tym, kim są nasi marines.
Jak zostało wcześniej napisane, Łowcy Smoków nie posiadają tak naprawdę
dziesiątej kompanii, i każdy klan-kompania posiada własne oddziały neofitów,
którzy tak naprawdę są prawie pełnoprawnymi braćmi, którzy spełniają rolę
zwiadu dla klanu. Oczywiście, każdy klan posiada własne rytuały rekrutacyjne,
ale dla przykładu klan U’kan stosuje trzyetapowy proces. W pierwszy, młodzieńcy
prezentują swoją siłę i zdolności walki na klanowej arenie, a pośród nich
Strażnik Ognia – kapelan Łowców Smoków – wybiera najbardziej obiecujących
spośród z nich i rozpoczyna się drugi etap, czyli wędrówka po morderczej
planecie z pielgrzymką na najwyższy wulkan planety. Jest to przeważnie kilkaset
mil morderczej fauny i flory do przebycia… na szczycie zaś czeka Polowanie,
kiedy to przyszły rekrut musi własnoręcznie upolować smoka – jednego z dużych,
wężowych potworów zamieszkujących planetę. Jego skórę lub kły będzie nosić do
końca swoich dni…
Można by rzec słowem podsumowania, że Ile
Zakonów, Tyle Możliwości i w sumie tak właśnie jest, bo jak pisałem na samym
początku, nie mamy absolutnie żadnego potwierdzenia, czy Codex Astartes mówi cokolwiek o tym procesie, więc każdy może sobie
rekrutować według własnych widzimisię. Imperialne Pięści oczyszczają
miasta-roje z gangerów a przy okazji ‘porywają’ najbrutalniejszych z nich na
przeróbkę, a Ultrasi ciągną szlachtę… Mroczni templariusze szkolą neofitów ‘na
froncie’ a Wilki w ogóle nie uznają jednostki ‘szkoleniowej’… Co zakon to
obyczaj, i tego się trzymajmy! W następnym odcinku popiszemy o techmarines,
kapelanach oraz kronikarzach, oraz jaką rolę pełnią w zakonie i dlaczego
niektóre zakony kładą mocniejszy nacisk na jednych czy na drugich! Do siego!
Wilków nie pilnują runeprieści tylko wolfprieści
OdpowiedzUsuńNo, to miałem na myśli XD
Usuńa żeby było ciekawiej to nie kapelani ich szkolą tylko weterani, kapelani są dopiero przy piciu z czary wulfena,
UsuńNo mi też coś w tej kwestii nie pasowało. :P
OdpowiedzUsuńAle nie ukrywam, przez tą serię mam coraz bardziej ochotę zacząć zbierać SM-y od nowa, z założeniem "pure loyalist", tylko po to, by zaprojektować własny Zakon.... ale nieee.... spróbuję się powstrzymać... 3x Space Marines to za dużo... chyba....
Świetna seria :)
OdpowiedzUsuńPełna profeska, jeśli chodzi o tekst, gratki Bracie:)
OdpowiedzUsuńA dziękować, dziękować, będzie więcej :D
Usuń