Dobra. Koniec opieprzania się. Po
ostrym i dynamicznym starcie blog troszeczkę oklapł… Nie moja wina! Ot, spadło
na mnie sporo obowiązków spoza hobby, a jakby tego było mało, wolny czas
przekuwałem raczej na aktywne w hobby bytowanie niż pasywne o nim rozpisywanie
się (*rym rodem z Sagi o Katanie…*).
Zagrałem rozgrywki ligowe w MalifauX i Infinity, popracowałem troszkę nad
nadzwyczaj tajnym projektem dla Krakowskiej sceny, odkurzyłem pewien stary
zakątek internetu, przygotowałem resuscytator… Słowem, będzie się działo! A by
dać upust mojej kreatywnej potrzebie, postanowiłem znowu was, mili czytelnicy,
troszeczkę rozpieścić, i tak przez kolejne kilka dni możecie się spodziewać
kolejnej serii nowych wpisów wystrzelonych niczym z karabinu! Będzie coś dla
każdego – trochę Infinity, trochę MalifauX, trochę wojennych młotów, ba, pewnie
i moje gderanie w stylu wolnym się znajdzie. Przekujmy więc słowa w czyn!
Dzisiaj lecimy z kolejną recenzją pudełka w serii Rzut Okiem Cyklopa.
Infinity przechodzi już od
jakiegoś czasu totalnie odświeżenie swoich wzorów. Każda frakcja może się
cieszyć nowymi rzeźbami – bardziej dopracowanymi, poprawniejszymi anatomicznie,
bogatszymi w szczegóły… Sam jestem niezwykle szczęśliwy z tego powodu, gdyż
Moratom – moim kosmicznym małpom – trafiło się chyba najlepiej i zmiana
dotycząca ich wyglądu jest chyba najbardziej widoczna. Są doskonałe. Co nie
zmienia faktu, że nie zapomniano o pozostałych elementach Kombinatu! Robale
przeszły na emeryturę, ich miejsce zajęły nowe bio-drony oraz wyśmienici Umbras…
A do tego starutkie Drones Remote
doczekały się nowych wzorów! I pięknie, bo stare latające mózgi ani nie
pasowały do dużych podstawek ani nawet nie leżały na tej samej linii, co Drony
pozostałych frakcji. W sumie miało to sens – obcy mają być w końcu obcy! Ale z
punktu widzenia gry dobrze, by modele prezentujące pewną stałą w grze były w
pewien sposób zunifikowane. A nowe, bazowe bio-roboty Kombinatu wyglądają po
prostu fantastycznie!
W pudełku dostajemy całkiem sporo
elementów. Głównie dlatego, że znajdziemy tutaj warianty broni i komponentów
przygotowane pod zbudowanie dowolnego z aż pięciu wariantów. Ponadto dostajemy
dwa szkielety, czyli podstawy pod nasze drony. Jakość? Wyborna. Doskonałe
odlewy, nie tylko pod względem bogactwa detali ale również jakości wykonania –
bardzo mało nadlewek i innych niedociągnięć na elementach, wystarczy dosłownie
kilkanaście minut poświęcić, by z łatwością oczyścić wszystkie komponenty z
pudełka. Niestety, ponieważ to metal, pilnik czy dobry papier ścierny z
pewnością się przyda, by wygładzić miejsca, w których wycięliśmy nadlewki.
Problem pojawia się przy
składaniu… Corvus Belli nieustannie
pracuje nad tym, by składanie ich modeli było jak najłatwiejsze, ale nie
czarujmy się – do poziomu Games Workshop jeszcze sporo im brakuje. W teorii
wszystko wygląda dobrze. Elementy mają odpowiednie wypustki i wgłębienia,
pasują do siebie całkiem nienajgorszej i z minimalną obróbką i w sumie powinny
być łatwe do poskładania. W praktyce jednak metal nie jest zbyt wybaczającym
materiałem. Nogi składające się ze skrzyżowania dwóch komponentów mają
relatywnie niewielkie miejsce złączenia a na dodatek mają być nośnikiem do
dużego, trzyczęściowego korpusu. Po połączeniu nóg widnieje naprawdę duża,
rażąca szczelina… Która jednak okazała się sprytnie zaprojektowana, bo po
nałożeniu korpusu przedłużony element ciała naszej drony w pełni ją zasłania i
daje naprawdę dużą powierzchnię do sklejenia tych dwóch elementów. Prawdę
powiedziawszy, wydaje mi się, że można rzeczywiście posklejać te drony prosto z
pudełka i powinny się trzymać. Sam jednak mam bardzo ograniczone zaufanie do
metalowych elementów trzymających się na samym kleju przy tak skomplikowanych i
niedużych punktach łączeń… Sam spinowałem więc nogi do korpusów, tak, by
przynajmniej te dwa kluczowe komponenty nie rozpadły się przy upadku. Kolejnym
minusem jest to, jak nogi przylegają do podstawki… Ich styk jest milimetrowy!
Nie mam pojęcia jak ktokolwiek może przykleić je do bazy na samych nóżkach.
Tutaj okazał się konieczny kolejny pin wywiercony w cylindrze pod nogami i
przewiercony pod spód bazy. Plusy? Metal nadal jest dość miękki, i nogi
naprawdę łatwo się wygina bez uszkadzania detali, tak więc daje nam to szansę
na stworzenie ciekawszej pozy dla tych automatów.
A jak się prezentują? Jak dla
mnie, bombeczka. Nadal mam gdzieś po szufladach pochowane stare, opancerzone
mózgi… I odpadają one w przedbiegach. Nowe drony Kombinatu są duże, mają ostre,
agresywne rysy, świetnie wyrzeźbiony arsenał (*który używa tego samego
wzornictwa co wojownicy Umbra… wiemy już, kto ów Drony produkuje we fluffie*) i
są pokryte masą sympatycznych detali, rozpoczynając na panelach wentylujących
na tyłach ich korpusów aż po pęczki kablowych mięśni spowijające ich ramiona i
ciała, elegancko łącząc mechaniczne elementy z biologicznymi komponentami.
Kiedy patrzę zaś na ich głowy przypomina mi się pewna seria SF… Starship
Troopers! Ich łby wyglądają naprawdę podobnie do głów kosmicznych robali
znanych nam z tej serii – tylko krótsze i szersze, ale wzór niezwykle podobny.
Czy się opłaca? Cóż… Jest
relatywnie drogo. 120 złotych za dwa w sumie nieduże modele brzmi nie najlepiej,
ale to już w sumie zależy, do czego je porównamy. Dla przykładu, niedawno
chciałem nabyć plastikowy model jednego krasnoluda do Fyreslayers – Auric Runemaster,
o ile mnie pamięć nie myli. I za jeden, plastikowy i /mały/ model żądali aż 73
blaszki! I nagle te 120 za dwa naprawdę ładne metalowe modele z dodatkowymi
częściami nie wygląda tak źle. Minus jest taki, że jeżeli chcemy ostrzej pograć
na REM’ach, to pewnie zakup dwóch zestawów nas nie minie. Na dodatek relacja
ceny do punktów w grze też nie wychodzi jakoś szczególnie pozytywnie – pojedynczy
Kornak czy Sogarat za połowę tej ceny przynoszą na stół więcej punktów. Tak czy
owak, z całą pewnością nie żałuję wydatku – modele są ładne i świetnie uzupełnią
każdą armię Kombinatu.
I klasycznie, to tyle na dzisiaj
drodzy czytelnicy! Zapraszam jutro po więcej mięska… A co gotuję na jutro? Nie
zdradzę za dużo, ale niech będzie, że synowie Imperatora po raz ponowny
zawitają na blogu… I jeszcze jedno ogłoszenie duszpasterskie! Dzisiejszy wpis
jest OSTATNIM ze zdjęciami tak niskiej jakości. Jutro otrzymam w swe ręce
porządny aparat z prawdziwego zdarzenia i skończą się zabawy z fotkami z
komórki. Praise be!
Nowe dronki są piękne, ale bardzo się cieszę że mam też stare. Przy dużej liczbie REMów w liście dodadzą różnorodności na stole.
OdpowiedzUsuńPo wejściu nowego HS potencjał różnych złożeń rozpisek jaki oferuje tylko ten box jest niesamowity.
Nie da się ukryć, że pomimo relatywnie niewielkiej zawartości pudełka, jest ono niemalże obowiązkowe dla każdego zbieracza Kombinatu, niezależnie od wybranej sektorówki ;)
Usuń