A dzisiaj środa. Słoneczna acz
zdradziecko chłodna. To tyle, jeżeli chodzi o prognozę pogody na dzisiaj, pora
przejść do konkretów. Moja aktywizacja w hobby opiera się głównie na
prowadzeniu kampanii do MalifauX więc proszę się nie dziwić, jeżeli znaczna moc
nadchodzących postów będzie się skupiać dookoła tego tematu – postaram się
przemycić coś z innych systemów, ale bez obietnic. Skoro więc ponownie zanurzam
się w mętne wody brudnego miasta magicznej rzeczywistości, com dzisiaj wyląduje
na tapecie? Choć żmudnie sklejam, fotografuje i tworzę teksty dookoła modeli Emeryta, które zalegają na moich
półkach i zajmują mi czas w przyjemnie hobbystyczny sposób, to nie mogę nie
podzielać entuzjazmu wobec moich własnych zakupów – tym razem poszerzam swoją
bandę o coś bardzo dużego, bardzo brzydkiego i działającego w każdej bandzie,
tak naprawdę tworząc dookoła siebie własną strategię.
Killjoy! Tak jest, wielki, zły i brzydki dołączył do mojej
Malifaxowej familii by siać spustoszenie i terror wśród band przeciwników. Choć
drogie i paskudne z niego bydle, to muszę przyznać, że jest on niejako
kluczowym elementem wielu kolekcji, bo potrafi działać dobrze w każdej większej
ekipie. Ale spokojnie, zanim przejdziemy do konkretów pora skupić się na tym,
co dostajemy w pudełku. Pudełko, jak już zapewne wiecie, to standard Wyrda –
niewielkie pudełeczko, dwie wypraski w środku z gąbką i wspornikami dla
zabezpieczenia elementów, wszystko w normie. Warto zauważyć, że Killjoy ledwo
do ów małego pudełka się zmieścił, bo jednak wielki z niego kawał kloca,
spokojnie przewyższający terminatora kosmicznych marines o połowę, zarówno w
objętości jak i w wysokości. Tak czy owak udało im się wpakować go do środka a
po wyciągnięciu robi naprawdę dobre wrażenie. Coś jeszcze – drobna rzecz; nowa
karta nie jest wydrukowana na idealnie gładkim kartoniku, lecz na
teksturowanym, co nie odbija światła w tak paskudny sposób, ale jednak oddaje
aurę, cóż, bycia produktem tańszym. A być może jest to po prostu moja własna
preferencja?
Co na wypraskach? Czternaście
części, z czego cztery to drobne łańcuszki, które powodują, że nasz Killjoy
zawsze nosi taki śliczny uśmiech na twarzy. Ponadto mamy ślicznie odlane
cielsko, brutalnie umięśnione i obfitujące w zwały nieumarłego tłuszczyku z
urokliwymi flaczkami na miejscu. Dorzucamy do tego wielki hak na łańcuchu w
najlepszych tradycjach Lobo oraz ogromny tasak, i mamy naprawdę klimatyczny,
paskudny model kogoś, kto na pierwszy rzut oka wygląda na prawdziwe
nieprzyjemną wiadomość dla kogokolwiek, kto stanie nim baza w bazę. Słowem,
nowa rzeźba świetnie oddaje ponure, nieumarłego nienarodzonego potwora, który
na zawsze został przeklęty, by wędrować po MalifauX w poszukiwaniu świeżego
mięska do pochlastania i ciepłej juchy do upuszczenia. Zdecydowanie na plus,
nie ma to tamto.
Zresztą, nie ma sensu wam
sprzedawać tego, że wygląda dobrze, skoro możecie sami zobaczyć. Owszem,
wielkie ciało składające się z dwóch połówek, choć dopasowane jest wyśmienicie,
to na pewno będzie potrzebować odrobiny płynnej szpachlówki, by wypełnić tę
szczelinę łączenia tych dwóch dużych elementów. Ponadto prezentuje się godnie ten naprawdę duży
jegomość i wcale a wcale nie żałuje ani jednej wydanej na niego złotówki. Papa
Nurgiel też z radością ujrzałby takiego szefa w swoich szeregach, jestem o tym
przekonany.
A co Killjoy przynosi ze sobą na stół? No dobrze, powiem szczerze, że
tak naprawdę powinien tutaj znajdować się cały osobny artykuł na temat tego
pana, ponieważ jak to stwierdzili starzy gracze – nie ma taktyki pod Killjoya,
Killjoy jest taktyką. No ale do rzeczy, czemu wszyscy tak bardzo obawiają się
naszego nagiego potwora z bebechami na wierzchu? Killjoy to absolutny rzeźnik w
zwarciu. W walce wręcz po prostu na palcach jednej ręki ślepego drwala można
policzyć, ile modeli jest w stanie jako tako stanąć z nim w szranki. Jego
podstawowy atak, Cleaver, nie tylko
posiada solidny Ml 6, nie tylko uderza z rozkładem obrażeń 4/5/7 (*czyli przy
średnim trafieniu jest w stanie wyeliminować znaczą większość minionów na jeden
strzał*), nie tylko wykonuje darmową szarżę na początku swojej
aktywacji i to po koszcie 1 AP, ale też posiada w sumie łatwy trigger do
uzyskania na Maskach, który pozwala mu wyprowadzić kolejny atak – co oznacza,
że przy odrobinie szczęścia i dobrego zarządzania kartami, w turze, w której
coś zaszarżuje, jest w stanie wypłacić 4 ataki – jeżeli wszystkie wylądują, to
jest minimum 14 obrażeń, co jak dobrze rozumiemy, jest w stanie sprzątnąć ze
stołu absolutnie wszystko, na co go rzucimy. Mało? Dobrze – za każdym razem,
jak zabije model (*a w domniemaniu jest to jego główna rola i życiowe spełnienie*),
dostaje ładnego flipa na leczenie. Z 12 ranami, zdolnością za 0 AP z
dodatkowym, solidnym leczeniem, utrzymanie go na stole nie powinno stanowić
problemów, pomimo przeciętnie niskiego Df 4 i braku zdolności zwiększających
wytrzymałość. Słowem, jak do czegoś dobiegnie, to coś jest smutne i najpewniej
martwe.
Ok, pada pytanie – skoro nie ma
żadnych trików zwiększających jego przeżywalność na stole, należy go po prostu
rozstrzelać na dystans i unikać kontaktu. Z Wk 4 i Cg 6 nie jest zbyt mobilny,
więc nie powinno być problemów, nawet z tanimi szarżami, prawda? Owszem. Gdyby
nie fakt, że jego zdolność Blood
Sacrifice powoduje, że w momencie, w którym nasz model ginie, Killjoy
pojawia się B2B zanim ten zostanie usunięty. Co oznacza, że pojawia się od razu
niczym anioł zemsty, by natychmiast dokonać mięsnej rozbiórki na tym, co zabiło
ów model, a ma jeszcze szansę, że w okolicy biegają inni wrogowie, tylko
czekający na to, by posmakować ostrza i związanego z nim bólu! Dlatego właśnie jest tak paskudny – bo choć
szarżuje nie tylko modele przeciwnika, lecz wszystko, do czego ma zasięg, to
zrzucać go będziemy najpewniej wtedy, kiedy coś nam umrze w ogniu walki z
przeciwnikiem, jako brutalna i efektywna kontra i model, który potrafi rozbić
plany przeciwnika w przerażający sposób. Mało? Dorzućmy Black Blood – czyli zadawanie obrażeń wszystkiemu dookoła, jeżeli
zostaje ranny, oraz cudowny, wyborny, najlepszy w grze Terrifying (All) 13 – tak jest. Wszyscy się go boją, czy to
maszyny, czy to truposze, każdy, kto chce cokolwiek mu zrobić najpierw musi
zdać test Wp, bo inaczej skończy sparaliżowany. Słowem, nie ma lekko.
No dobrze, brzmi jak święta przed
terminem. Wady? Proste – horrendalny koszt. 12 kamieni dusz, jeżeli grami
Wyrzutkami, absurdalne 13, jeżeli piłujemy inną frakcją i go sobie wynajmujemy.
To sporo, ba, to ogrom, i powoduje, że jeżeli już go ujrzymy na stole, to
dopiero w grach na wysokie punkty, liczmy 40+, a najpewniej dopiero 50. Żeby
było mało, wystawianie go od początku na stół praktycznie nie wchodzi w
rachubę, bo zacznie rozrywać naszych własnych chłopców na krwawe strzępy. Co
oznacza, że musimy polegać na jego zdolności przyzywania z denatów – sprytny przeciwnik,
wiedząc, co go czeka, postara się eliminować nasze modele na dystans albo oleje
zabijanie naszych ludków całkowicie – co oznacza, że będzie miał 13 punktów
więcej w modelach na stole i najpewniej będzie miał z górki w realizacji swoich
celów i misji. Naturalnie w akcie desperacji możemy sami zabić naszego wojaka,
by wyrzucić Killjoya, ale jeżeli pojawi się za późno w grze, to może nie
spełnić swojego potencjału i nawet nie zabić dość, by się spłacić. Słowem, to
potężna broń, ale wymaga ogrania, by móc w pełni wykorzystać jego brutalną
siłę.
urokliwa pupeczka, ale model kozacki
OdpowiedzUsuńZa około 50 blaszek to jest wyśmienity zakup i jestem bardzo dumny, że już straszy na półce :D
OdpowiedzUsuńMam prośbę o link do sklepu, gdzie można kupić tego grubaska. W malifaux grać nie zamierzam - ale nurglowiec z niego będzie pierwszorzędny!
Usuńhttp://vanaheim.pl/pl/malifaux-outcasts/6679-killjoy.html - Proszem Bardzom.
Usuńmerci :)
OdpowiedzUsuńwejdzie na 25 na 25?
Figurka jest mega, chociaż malowanie nie należy do najprostszych - duże, płaskie powierzchnie które wymagają sporej ilości rozjaśnień. Ale i tak można to później przytuszować dużą ilością krwi itp. ozdóbek :)
OdpowiedzUsuńFajny tasaczek i te łańcuchy przy oczach, ale wygląda na zbyt ociężałego do machani tym łańcuchem w ręce.
OdpowiedzUsuń