24.09.2014

[24.IX.2014] ROC#37: Killjoy


A dzisiaj środa. Słoneczna acz zdradziecko chłodna. To tyle, jeżeli chodzi o prognozę pogody na dzisiaj, pora przejść do konkretów. Moja aktywizacja w hobby opiera się głównie na prowadzeniu kampanii do MalifauX więc proszę się nie dziwić, jeżeli znaczna moc nadchodzących postów będzie się skupiać dookoła tego tematu – postaram się przemycić coś z innych systemów, ale bez obietnic. Skoro więc ponownie zanurzam się w mętne wody brudnego miasta magicznej rzeczywistości, com dzisiaj wyląduje na tapecie? Choć żmudnie sklejam, fotografuje i tworzę teksty dookoła  modeli Emeryta, które zalegają na moich półkach i zajmują mi czas w przyjemnie hobbystyczny sposób, to nie mogę nie podzielać entuzjazmu wobec moich własnych zakupów – tym razem poszerzam swoją bandę o coś bardzo dużego, bardzo brzydkiego i działającego w każdej bandzie, tak naprawdę tworząc dookoła siebie własną strategię.


Killjoy! Tak jest, wielki, zły i brzydki dołączył do mojej Malifaxowej familii by siać spustoszenie i terror wśród band przeciwników. Choć drogie i paskudne z niego bydle, to muszę przyznać, że jest on niejako kluczowym elementem wielu kolekcji, bo potrafi działać dobrze w każdej większej ekipie. Ale spokojnie, zanim przejdziemy do konkretów pora skupić się na tym, co dostajemy w pudełku. Pudełko, jak już zapewne wiecie, to standard Wyrda – niewielkie pudełeczko, dwie wypraski w środku z gąbką i wspornikami dla zabezpieczenia elementów, wszystko w normie. Warto zauważyć, że Killjoy ledwo do ów małego pudełka się zmieścił, bo jednak wielki z niego kawał kloca, spokojnie przewyższający terminatora kosmicznych marines o połowę, zarówno w objętości jak i w wysokości. Tak czy owak udało im się wpakować go do środka a po wyciągnięciu robi naprawdę dobre wrażenie. Coś jeszcze – drobna rzecz; nowa karta nie jest wydrukowana na idealnie gładkim kartoniku, lecz na teksturowanym, co nie odbija światła w tak paskudny sposób, ale jednak oddaje aurę, cóż, bycia produktem tańszym. A być może jest to po prostu moja własna preferencja?



Co na wypraskach? Czternaście części, z czego cztery to drobne łańcuszki, które powodują, że nasz Killjoy zawsze nosi taki śliczny uśmiech na twarzy. Ponadto mamy ślicznie odlane cielsko, brutalnie umięśnione i obfitujące w zwały nieumarłego tłuszczyku z urokliwymi flaczkami na miejscu. Dorzucamy do tego wielki hak na łańcuchu w najlepszych tradycjach Lobo oraz ogromny tasak, i mamy naprawdę klimatyczny, paskudny model kogoś, kto na pierwszy rzut oka wygląda na prawdziwe nieprzyjemną wiadomość dla kogokolwiek, kto stanie nim baza w bazę. Słowem, nowa rzeźba świetnie oddaje ponure, nieumarłego nienarodzonego potwora, który na zawsze został przeklęty, by wędrować po MalifauX w poszukiwaniu świeżego mięska do pochlastania i ciepłej juchy do upuszczenia. Zdecydowanie na plus, nie ma to tamto.




Zresztą, nie ma sensu wam sprzedawać tego, że wygląda dobrze, skoro możecie sami zobaczyć. Owszem, wielkie ciało składające się z dwóch połówek, choć dopasowane jest wyśmienicie, to na pewno będzie potrzebować odrobiny płynnej szpachlówki, by wypełnić tę szczelinę łączenia tych dwóch dużych elementów. Ponadto prezentuje się godnie ten naprawdę duży jegomość i wcale a wcale nie żałuje ani jednej wydanej na niego złotówki. Papa Nurgiel też z radością ujrzałby takiego szefa w swoich szeregach, jestem o tym przekonany.



A co Killjoy przynosi ze sobą na stół? No dobrze, powiem szczerze, że tak naprawdę powinien tutaj znajdować się cały osobny artykuł na temat tego pana, ponieważ jak to stwierdzili starzy gracze – nie ma taktyki pod Killjoya, Killjoy jest taktyką. No ale do rzeczy, czemu wszyscy tak bardzo obawiają się naszego nagiego potwora z bebechami na wierzchu? Killjoy to absolutny rzeźnik w zwarciu. W walce wręcz po prostu na palcach jednej ręki ślepego drwala można policzyć, ile modeli jest w stanie jako tako stanąć z nim w szranki. Jego podstawowy atak, Cleaver, nie tylko posiada solidny Ml 6, nie tylko uderza z rozkładem obrażeń 4/5/7 (*czyli przy średnim trafieniu jest w stanie wyeliminować znaczą większość minionów na jeden strzał*), nie tylko wykonuje darmową szarżę na początku swojej aktywacji i to po koszcie 1 AP, ale też posiada w sumie łatwy trigger do uzyskania na Maskach, który pozwala mu wyprowadzić kolejny atak – co oznacza, że przy odrobinie szczęścia i dobrego zarządzania kartami, w turze, w której coś zaszarżuje, jest w stanie wypłacić 4 ataki – jeżeli wszystkie wylądują, to jest minimum 14 obrażeń, co jak dobrze rozumiemy, jest w stanie sprzątnąć ze stołu absolutnie wszystko, na co go rzucimy. Mało? Dobrze – za każdym razem, jak zabije model (*a w domniemaniu jest to jego główna rola i życiowe spełnienie*), dostaje ładnego flipa na leczenie. Z 12 ranami, zdolnością za 0 AP z dodatkowym, solidnym leczeniem, utrzymanie go na stole nie powinno stanowić problemów, pomimo przeciętnie niskiego Df 4 i braku zdolności zwiększających wytrzymałość. Słowem, jak do czegoś dobiegnie, to coś jest smutne i najpewniej martwe.

Ok, pada pytanie – skoro nie ma żadnych trików zwiększających jego przeżywalność na stole, należy go po prostu rozstrzelać na dystans i unikać kontaktu. Z Wk 4 i Cg 6 nie jest zbyt mobilny, więc nie powinno być problemów, nawet z tanimi szarżami, prawda? Owszem. Gdyby nie fakt, że jego zdolność Blood Sacrifice powoduje, że w momencie, w którym nasz model ginie, Killjoy pojawia się B2B zanim ten zostanie usunięty. Co oznacza, że pojawia się od razu niczym anioł zemsty, by natychmiast dokonać mięsnej rozbiórki na tym, co zabiło ów model, a ma jeszcze szansę, że w okolicy biegają inni wrogowie, tylko czekający na to, by posmakować ostrza i związanego z nim bólu!  Dlatego właśnie jest tak paskudny – bo choć szarżuje nie tylko modele przeciwnika, lecz wszystko, do czego ma zasięg, to zrzucać go będziemy najpewniej wtedy, kiedy coś nam umrze w ogniu walki z przeciwnikiem, jako brutalna i efektywna kontra i model, który potrafi rozbić plany przeciwnika w przerażający sposób. Mało? Dorzućmy Black Blood – czyli zadawanie obrażeń wszystkiemu dookoła, jeżeli zostaje ranny, oraz cudowny, wyborny, najlepszy w grze Terrifying (All) 13 – tak jest. Wszyscy się go boją, czy to maszyny, czy to truposze, każdy, kto chce cokolwiek mu zrobić najpierw musi zdać test Wp, bo inaczej skończy sparaliżowany. Słowem, nie ma lekko.


No dobrze, brzmi jak święta przed terminem. Wady? Proste – horrendalny koszt. 12 kamieni dusz, jeżeli grami Wyrzutkami, absurdalne 13, jeżeli piłujemy inną frakcją i go sobie wynajmujemy. To sporo, ba, to ogrom, i powoduje, że jeżeli już go ujrzymy na stole, to dopiero w grach na wysokie punkty, liczmy 40+, a najpewniej dopiero 50. Żeby było mało, wystawianie go od początku na stół praktycznie nie wchodzi w rachubę, bo zacznie rozrywać naszych własnych chłopców na krwawe strzępy. Co oznacza, że musimy polegać na jego zdolności przyzywania z denatów – sprytny przeciwnik, wiedząc, co go czeka, postara się eliminować nasze modele na dystans albo oleje zabijanie naszych ludków całkowicie – co oznacza, że będzie miał 13 punktów więcej w modelach na stole i najpewniej będzie miał z górki w realizacji swoich celów i misji. Naturalnie w akcie desperacji możemy sami zabić naszego wojaka, by wyrzucić Killjoya, ale jeżeli pojawi się za późno w grze, to może nie spełnić swojego potencjału i nawet nie zabić dość, by się spłacić. Słowem, to potężna broń, ale wymaga ogrania, by móc w pełni wykorzystać jego brutalną siłę.

7 komentarzy:

  1. urokliwa pupeczka, ale model kozacki

    OdpowiedzUsuń
  2. Za około 50 blaszek to jest wyśmienity zakup i jestem bardzo dumny, że już straszy na półce :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam prośbę o link do sklepu, gdzie można kupić tego grubaska. W malifaux grać nie zamierzam - ale nurglowiec z niego będzie pierwszorzędny!

      Usuń
    2. http://vanaheim.pl/pl/malifaux-outcasts/6679-killjoy.html - Proszem Bardzom.

      Usuń
  3. Figurka jest mega, chociaż malowanie nie należy do najprostszych - duże, płaskie powierzchnie które wymagają sporej ilości rozjaśnień. Ale i tak można to później przytuszować dużą ilością krwi itp. ozdóbek :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajny tasaczek i te łańcuchy przy oczach, ale wygląda na zbyt ociężałego do machani tym łańcuchem w ręce.

    OdpowiedzUsuń