Abandoned in the collapse of their star-spanning empire the humans of
Samaria must battle for survival; against each other, the monsters they have
created and the harsh planet itself. This is no place for weakness, only
through courage and determination can a man hope to endure in the savage
wasteland.
Wtorek. Fortunnie wolny, ale o
wolnym tygodniu mogę zapomnieć, bo już dostałem informacje z pracy, że jestem
jutro potrzebny w biurze, bo jak to zwykle bywa, firma z którą współpracujemy aktualnie
błyskawicznie przyspieszyła prace kiedy się dowiedziała, że mam mieć choć
trochę wolnego. A przynajmniej tak to wygląda. No cóż, tak czy owak uważam, że
aktywność bloga po reaktywacji jest w pełni zadowalająca i w sumie nie poczuwam
winy z faktu, że mój hobbystyczny zryw nie potrwa tak długo, jakbym sobie tego
życzył… Cóż, rzeczywistość skrzeczy jak to dobrze wiemy. Tak czy owak dzisiaj
nadal cierpię na radość wolnego dnia i mam zamiar go wykorzystać – a zgodnie z
zapowiedzią ze wczoraj dzisiejszym tematem będzie piguła informacji na temat
systemu, który choć pięknie się rozwija za granicą, ma ładne modele,
sympatyczną atmosferę i solidną mechanikę, to na naszych rodzimych ziemiach
jeszcze się z nim nie spotkałem. Zanurzmy się więc na chwilę w mrocznym chaosie
systemu Dark Age.
Dark Age. Najpewniej jedyny
produkt firmy CoolMiniOrNot, który przetrwał swoje pierwsze lata i który
aktualnie się rozwija, a nie powoli wbija ostatnie gwoździe do swojej trumny.
No dobrze, może odrobinkę przesadzam – było nie było firma ta ma na koncie kilka
gier planszowych, które nie tylko odniosły pewien sukces ale są też aktywnie
rozwijane, jak chociażby Zombicide by daleko nie szukać… Mimo to wydawca ten
regularnie próbuje wydawać coraz to kolejne systemy bitewne a doświadczenie
uczy, że po pierwszym wydaniu szybko o swym dziecku zapominając, skazując je na
pustą egzystencję kończącą się niezwykle dynamiczną entropią. Dark Age to wyjątek. Nie jestem wam
wstanie powiedzieć kiedy się to wszystko zaczęło, ale gra na pewno ma na koncie
już co najmniej 6 lat, bo pierwszy duży turniej odbył się w roku 2008. Sześć
lat może nie brzmi spektakularnie, ale jest to znacznie dłużej, niż większość ‘startujących’
systemów kiedykolwiek osiągnie. I mimo to, pomimo ponad pół dekady na koncie,
gdzie w kraju ujrzycie ten system na stołach? Tak czy owak gra ma się dobrze,
zasady miała już kilkukrotnie przepisywane i układane w nowej formie a na stan
dzisiejszy oferuje osiem mocno zróżnicowanych frakcji i sporo coraz
ładniejszych modeli – które to wychodzą w nowych falach miesiąc w miesiąc, aż
po dziś dzień.
Czym jest Dark Age. Po pierwsze, jest to gra w skali skirmish w pełnym i
prawdziwym znaczeniu tego słowa – 5-10 figurek po każdej stronie to norma i
raczej rzadko będziecie mieli okazję zobaczyć ich więcej; Pod tym względem
system przypomina MalifauX. Dodając do tego niewygórowane ceny modeli i
naprawdę solidne a często po prostu ładne rzeźby, możemy spokojnie założyć, że
to nie jakość wykonania lub próg wejścia stanowi problem braku rozpoznawalności
systemu w kraju. Gdybym miał porównać mechanikę i flow gry do innych, które
znam, to byłby to perfekcyjny wypełniacz pomiędzy Warmachine/Hordes a Infinity!
Dlaczego? Cóż, mechanika gry przypomina w dużej mierze te pierwsze systemu –
znaczy się rdzeń samej rozgrywki jest banalnie prosty i diabelsko wręcz
intuicyjny; Po pierwszym czytaniu zasad i poturlaniu kilku kostek nawet
najbardziej ociężały przyswajacz reguł nie powinien mieć żadnych problemów w
załapaniu tego, jak wygląda tura, testy, walka i całe to standardowe
tałatajstwo gry bitewnej. Podobnie jak w Warmachine/Hordes to same modele przynoszą
na stół stos dodatkowych zasad i umiejętności i tak naprawdę moc aktualnych
zasad i prawdziwy test mechaniki dostaniemy właśnie na kartach przypisanych
modelom. Infinity przypomina zaś
dlatego, że ma horrendalnie wysoką krzywą nauczania, głównie dzięki ogromnemu
stosowi zasad specjalnych, jakie mogą posiadać modele oraz dzięki temu, że
funkcjonuje na zasadzie naprzemiennych aktywacji połączonej z zarządzaniem
cennym surowcem jakim są Punkty Akcji przypisane do każdego modeli.
Słowem, mechanicznie Dark Age nie odkrywa ameryki – jest mieszanką
dobrze znanych nam standardów, które są ze sobą zespolone w przystępny sposób,
ale wcale nie oznacza to, że system wieje prostotą. Jest prosty w formie acz
złożony w strategicznych i taktycznych możliwościach oferowanych przez dostępne
frakcje i modele. Jest więc w porządku, ale bez cudawianek, które rzucają się w
oczy – nie mamy zarządzanie Focus/Fury, ani ARO, czy też kart zamiast kostek…
Ot poczciwy system, który w swojej budowie jest dobrze dopasowany, płynny i nie
sprawia problemów w czasie zabawy. Skoro mechanika nie jest motorem napędowym
rozgrywki, to czym ten system może przyciągać do siebie graczy i dlaczego nadal
się trzyma na rynku i to w fazie ciągłego rozwoju?
Odpowiedzą może być świat. I modele.
A raczej nie najgorsza unikalność oferowanych wzorów? Tutaj mogę trochę naciągać
prawdę, ale w sumie tylko trochę… Przejdźmy do konkretów.
Była sobie galaktyka. W galaktyce
tej, była sobie ludzkość. Ludzkość ta osiągnęła technologiczne wyżyny, stworzyła
potężną mega-organizację nazwaną jakże pomysłowo Zjednoczonymi Światami. I było
to dobre. Podczas licznych eksploracji coraz to nowszych zakątków galaktyki
natrafiono na planetę ochrzczoną przez eksploratorów A23-Q4B – niefortunnie
planeta ta okazała się radosnym piekłem na ziemi. Krwiożercza fauna,
niesprzyjający klimat, piekielne wyrwy w ziemi tryskające lawą… Prawdziwa
planeta śmierci. I choć wszelkie testy wykazywały bogactwo minerałów i dóbr wydobywanych,
Zjednoczone Światy uznały, że ich wydobycie i wszelka kolonizacja jest
zwyczajnie nieopłacalna, bo sama logistyka i budowa tras zaopatrzeniowych
potrwałaby lata i najpewniej byłaby kosztowniejsza niż zyski z eksploatacji
nowo odkrytego globu.
Oczywiście kiedy wieść się
rozeszła, że gdzieś tam na obrzeżach zamieszkanej galaktyki kręci się pusta,
wolna planeta, która wyjęta jest poza prawo potężnej organizacji, szybko
znaleźli się tacy, co uznali ją za Święty Graal swych poszukiwań – i nie chodzi
tutaj tylko o piratów, mafie, syndykaty i inny wyjęty z pod prawa element, ale
głównie o największych Legalnych Przestępców w znanym kosmosie – korporacje.
Planeta, choć niegościnna we wszystkich możliwych aspektach, szybko zatętniła
życiem i rozwojem, stając się oazą wszystkiego, co zakazane. Eugenika,
klonowanie, zakazana inżyniera genetyczna, testowanie broni biochemicznej i
znacznie więcej, wszystko to kwitło… I przyciągało! Szalonych naukowców
pozbawionych skrupułów. Najemnicze bandy rosnące w siłę jako prywatne wojska
największych graczy. Wolnomyślicieli o zakazanych poglądach. Wszelki element
wywrotowy, poszukujący wolności… Planeta powoli stawała się okiełznanym
kawałkiem kosmosu, dzikim, brutalnym, ale jednak pod władztwem ludzi. Lokalni
mieszkańcy, jak to często bywa w takich wypadkach, uznali nazwę A23-Q4B za
nieco trudną do wymówienia, i poczęli określać swój glob mianem Attr –
ślicznego piekła.
Wszystko byłoby pięknie gdyby nie
fakt, że potęga Zjednoczonych Światów dobiegła końca. Nie wiadomo, jakie
konflikty rozszarpały tę organizację, jak tytaniczne w swojej skali wojny
rozbiły jedność… I dla mieszkańców Attr nie miało to większego znaczenia. Co
miało znaczenie jednak to fakt, że w obliczu ogromnego konfliktu główni chlebodawcy
planety pod postacią naszych chciwych i bezdusznych korporacji poczęli
wycofywać swój wkład z planety… Na początku próbowano ukryć fakty przed jej
mieszkańcami. Cięcia kadr próbowano usprawiedliwiać. Co ważniejszy personel
wybierał się na ‘wycieczki dla poratowania zdrowia’, by nigdy już nie wrócić.
Fabryki, kopalnie i wszelkie biznesy zamykano, pakowana i wywożono na orbitę,
gdzie międzygwiezdny transport miał je zabrać z dala od tego piekielnego miejsca.
Naturalnie przykrywki nie dało się długo utrzymać nad wrzącym rondlem… Wybuchły
zamieszki a potem jawne rewolty! Krew lała się na ulicach a nieliczne
prosperujące miasta skąpały się w chaosie. Za późno jednak, by móc cokolwiek
zmienić…
Attr zostało opuszczone. O nie,
nie przez wszystkich. Raczej przez mniejszość, ale była to mniejszość kluczowa,
bo teraz, bez niej, wszelkie dostawy zostały ucięte. A bez nich, planeta z
zadziwiającą prędkością ulegała rozkładowi społecznemu i technologicznemu. Bez
regularnych napraw i dostaw części cała technologia padła pod wpływem
morderczego klimatu, atmosfery i flory. Bez jedzenia i dostaw najważniejszych
surowców, wszelki społeczny ład wyparował, zastąpiony wojnami gangów. Prawo
siły stało się jedynym, które funkcjonowało. Ale mimo to, ludzkość przetrwała,
powoli acz nieustannie barbaryzując się, cofając się w rozwoju o kolejne lata…
Technologia stała się niejako magią, utrzymywaną w marnych strzępkach nie
poprzez wiedzę i naukę, lecz tradycję, gdzie ‘rytuały’ obsługi pewnych maszyn
przekazywano ustnie z pokolenia na pokolenie. Chaos, jak to zwykle ma w
zwyczaju, wykrwawił się i dał miejsce nowemu porządkowi – również niejako
tradycyjnie wszędzie tam, gdzie są ludzie – kierowanemu przez nową religię,
prostą i brutalną.
I tym oto sposobem jesteśmy na
Attr teraz. Choć Attr już nikt nie pamięta… Teraz jest to Samaria, nowa kraina,
gdzie wierni walczą o przetrwanie i rozwój. Gdzie Wyrzutki, ludzie, którzy nie
chcą poddać się dogmatowi nowej wiary, przemierzają dzikie pustkowia, by
przetrwać w wolności, w która wierzą. A jakby tego było mało, sam glob rzuca
resztkom ludzkości pod nogi kolejne kłody. Entropiczne byty, Kukulkani, wierni
swojego niszczycielskiemu bóstwo wyszły spod ziemi by oczyścić planetę z życia.
I tak drapieżne stwory i mutanty podległy nowej silne, przemieniając się w
Brood, frakcję powstałą na łonie trujących bagien, chemicznych odpadów i radioaktywnego
horroru, dzikie bestie kierowane mroczną wolą. Resztki zaawansowanej
technologii ożyły, tym razem pod kierownictwem zbzikowanego S.I – CORE – która odbudowuje
nowe maszyny zasilanej organicznym materiałem, znaczy się ludźmi, i wysyła
kolejne maszyny w poszukiwaniu „pożywienia”. Jakby tego było mało
odszczepieńczy heretycy wielką toksyczną planetę i jej niszczycieli nastrój,
pławiąc się w zepsuci, degenerując się do szczętu, tworząc kult Skarrd. Obcy -
Dragyri - o ścisłym podziale kastowym walczą, próbując odebrać Samarię jako swą
rodzimą planetę… Jak widać, zrobiło się
gęsto, wszystkie frakcje walczą z
podwójnym niebezpieczeństwem – samą planetę oraz między sobą o wszystko, co ma
jakąkolwiek wartość.
Jak widzimy, setting nie jest
zatrważająco oryginalny. Mamy tak naprawdę coś w klimatach post-apo, ale bez
obowiązkowej apokalipsy. Ot, radosny technobarbaryzm, cofnięcie się do
średniowiecza po okresie twardego science-fiction. Choć motyw znany i
powtarzany, to jednak muszę przyznać, że nie spotkałem się z grą, która
dotykałby tego settingu w tak dosłowny i zgrabny sposób. Frakcje, choć w
opowiadaniu nie brzmią zbyt wyrafinowanie, kiedy dodamy do historii wygląd
modeli, stylistykę oraz fakt, że każda frakcja posiada /bardzo/ odmienny
charakter na stole stają się najmocniejszą stroną systemu – unikalne zarówno w
wewnętrznej logice systemu jak i na zewnątrz. Pewnie, nie mamy tutaj niczego
całkowicie odkrywczego (*może za wyjątkiem Kukulkani, czyli zombie-necro-azteków*)…
Wszelkie fanatyczne religie i ich bojówki znamy, mutanty i potwory również.
Frakcja najemnych spluw to również nic, z czym się nie spotkaliśmy, a chora
sztuczna inteligencja zarządzająca robotami, które traktują ludzkość jak
batonik energetyczny, to przecież miks Molocha i Cryxu w jednym z szefem rodem
z Kombinatu Infinity.
Co nie zmienia faktu, że figurki
są naprawdę ładne i zdecydowanie unikalne w swojej stylistyce! Nie będę
sztucznie się zachwycał – kiedy Dark Age rozpoczynało miało modele na poziomie
Privateer Pressa. Znaczy, solidne rzeźby, kilka naprawdę dobrych wzorów, kilka
paskud, wszystko w nieco podobnym, komiksowym kroju, acz o znacznie
mroczniejszej tematyce, pozbawionej elementów high fantasy czy twardego
steampunku, którego możemy oczekiwać po Warmachine/Hordes. Ostatnie fale
nowości jednak stwierdzają ewidentną, niezaprzeczalną poprawę w jakości, którą
już spokojnie określiłbym jako poziom wyżej od Privateer Pressa, mogącą
konkurować doskonałością wzorów nawet z Corvus Belli. No rzućcie okiem na
ostatnie roboty do CORE’a albo wojowników Kukulkani chociażby…
Czyż nie są śliczni? Oczywiście, kwestia gustu pozostaje, i choć mi
mogą się bardzo podobać, wam już wcale nie muszą. Co nie zmienia faktu, że
pewne rzeczy podlegają obiektywnej ocenie – takie jak poprawny warsztat. A
bogactwo detali, oryginalne rzeźby i świetne utrzymanie jedności stylistycznej
pomiędzy frakcjami zasługuje na oklaski. Gorąco zachęcam do zapoznania się z
galerią modeli do tejże gry – jestem pewien, że znajdziecie coś, co poszarpie
was za portfel w ten cudowny sposób z kategorii ‘chiałbym mieć na półce /
pomalować’. Jakby tego było mało, wydawca poszedł po rozum do głowy i
udostępnił grę za darmo w sieci! Tak jest, na oficjalnej stronie spokojne
ściągniemy pełny, 80+ stronicowy plik z zasadami, fluffem i opisem frakcji do
tego systemu. Ponadto mamy dostęp do oficjalnych, turniejowych scenariuszy,
wszystkich potrzebnych tokenów i wzorników. Tak naprawdę jedyne co
potrzebujemy, to właśnie modele, by móc sobie zagrać – mądry ruch!
Solidna, płynna mechanika.
Setting, który choć nie uderza niczym nowym, jest solidnie napisany i dotyka
tematu, którego jeszcze w grach figurkowych do końca nie spotkałem. Darmowy
dostęp do zasad. I na koniec jakościowo dobre modele w całkiem rozsądnych cenach.
Co więc powoduje, że system jest u nas praktycznie nierozpoznawalny? Czyżbyśmy mieli
jakąś narodową awersję do któregoś z
aspektów tej gry? Czy może właśnie raczej chodzi o to, że choć gra rozwija się
dość prężnie, że ma swoich fanów na świecie, to jednak nie wybija się niczym na
tyle oryginalnym, by zyskać międzynarodowy rozgłos? Cóż, może tak, ale ja bym
zrzucił winę całościowo na…
Brak dystrybucji. Nawet małe gry
potrafią mieć w kraju pewną rozpoznawalność, lądując na stołach w najmniej
spodziewanych miejscach i w losowych odstępach czasu, ale są to w sumie gry,
które aktualnie można kupić u nas. A Dark Age, tak się składa, jest nie do
nabycia – może pominąłem jakiś sklep, może coś mi się wymsknęło, ale o ile mój
skromny research naszego rynku był owocny, to na dzień dzisiejszy nie ma
żadnego sklepu, który by ten system prowadził. Trudni promować system, który po
prostu nie jest w kraju dostępny. Nigdzie, jakby było tego mało. No cóż,
pozostaje nadzieja, że sklepy specjalizujące się z tego typu systemach prędzej
czy później dorzucą to do oferty, ale by mieć na to nadzieję, trzeba by było
trochę zadziałać – ot chociażby męczyć sklep pytaniami, kiedy ów gra będzie u nich
dostępna, albo czy można chociaż złożyć zamówienie grupowe czy coś w ten deseń.
Ewentualnie pozostaje kupowanie na własną rękę z zagranicy, zakasanie rękawów…
I promowanie we własnym zakresie. Ciężkie zadanie ale wykonalne.
Tak czy owak… Oto Dark Age w skrócie. Jeżeli jesteście zainteresowani
jak dokładnie funkcjonują zasady, po prostu ściągnijcie zasady PDF – o tutaj
– i zapraszam do lektury. A na dziś, to wszystko, się rozpisałem… Mam nadzieję,
że komuś się przyda, ktoś się zainteresuje… Do miłego!
Pominąłeś:
OdpowiedzUsuńhttp://gildianajemnikow.pl/index.php?k43,b-dark-age-b
Połowicznie pominałem. Bo widzę, że sklep ten ma te figurki chyba sprzed 5 lat :D Nie ma w ofercie ani Kukulkani, ani CORE i żadnych nowości z długich miesięcy. Nawet aktualnej księgi zasad nie ma! Dobrze wiedzieć, że coś można nabyć, ale wsparcia sklepu tutaj nie widzę.
UsuńWiesz, przynajmniej jest gdzieś COŚ kupić, a skoro można COŚ to zakładam, że i inne rzeczy mogliby sprowadzić. Co do Kukulkani i CORE, to spojrzałem na stronę producenta i tam też z materiałami mizernie, więc nie traktowałbym tego jako standard... BTW, kiedy te 2 ostatnie frakcje w ogóle wyszły?
UsuńOj, z tym sprowadzaniem nie byłbym pewien - kupowałem z tego sklepu chyba ze 2-3 lata temu i już wtedy ledwo dychał.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń