Przeglądając polską sieć, przeczesując
blogi i fora odkryłem pewną smutną prawdę… Choć istnieje stos tematów i wpisów
radzących jaką wybrać armie, które rozbijają się o to, co jest wartościowe dla
gracza a co nie, to jednak dotyka nas zatrważający brak chociażby jednego
tekstu, który na celu miałby pomóc wszystkim tym, którzy o wejściu w gry
bitewne dopiero co rozmyślają! Oczywiście, można powiedzieć, że tutaj pojawia
się pewien problem… Nie oszukujmy się, tego bloga przeglądają raczej
użytkownicy, którzy w grach bitewnych siedzą już swoje, którzy wszelkie ‘intro’
mają już dawno schowane w piwnicy i raczej z tego tekstu nic nowego nie wniosą.
Ba, jestem świadom, że szansa na dotarcie do całkowicie początkujących jest
niewielka, ale mimo wszystko poniosę to ryzyko i przygotuję krótką serię
tekstów całkowicie poświęconych trudom i żmudom przywitania się z tym
szlachetnym, ale też wymagającym hobby!
Potrzeba figurek…
Zacznijmy od historii. Od razu
zaznaczam, że było to dobre 12-14 lat temu, więc pewne fakty mogą nie być wcale
tak zwanymi faktami autentycznymi… Ale do rzeczy. Magia Warhammera wtarła się
we mnie za wczesnego młodu, kiedy w Polszy dominowała pierwsza edycja WFRP…
Wtedy byłem jednym z najmłodszych graczy w drużynie prawie-studentów i dobrze
się bawiłem poczciwym krasnoludem, nawet kupiłem własny podręcznik, wypchałem
go rytualne wycinkami z MiM’a i wydrukowanymi dodatkami, prowadziłem własne
kampanie - słowem, sielskie, złote czasy młodzieńczej beztroski, z dodatkiem
posoki, demonów i polowania na wyimaginowane czarownice. Oczywiście do pewnego
czasu to wystarczało, aż w moje ręce trafił jakiś zaiste starożytny White
Dwarf.
I się zaczęło. Te wszystkie
śliczne figurki nie mogły mi wyjść z głowy. Niestety, jako bąbel na kieszonkowym
mogłem sobie jedynie pomarzyć, a wtedy byłem jeszcze zbyt niezorientowany by
wiedzieć, że biegała na pełnej mocy jeszcze Chronopia czy Warzone, nawet pomimo
posiadania talii do… Doom Troopera. Tak czy owak, kupowałem pojedyncze, losowe
wyplutki, jakieś gazetki czy inne odpady aż do roku, bodajże, 2001 czy też
początku 2002, kiedy to DeAgostini przypuściło ofensywę figurek do Władcy
Pierścieni wydawanych w zeszytach! Kupiłem pierwsze dwa numery. Ta radość z
posiadania 12 paskudnych jak noc goblinów i 12 elfów Ostatniego Przymierza…
Tutaj muszę podziękować rodzicom, którzy uznali to za modelarskie
zainteresowanie i nabyli drogą kupna farbki i pędzelki, i właśnie wtedy, te
12-13 lat temu odkryłem, że gry bitewne ‘do grania’ wcale nie są, bo radość
osobiście najbardziej czerpię z malowania.
Posuwamy się do przodu o kilka
lat. Przeprowadzka. Samodzielne życie na studiach. Pierwsze własne pieniądze.
Postanowiłem wejść w temat na ciężko. Z odłożoną krwawicą i świecącymi oczyma
uderzyłem do pierwszego figurkowego sklep otwierając się na nowy świat. Wszyscy
Ci nowo poznani kumple szybko wykazali się ciepłą poradą mówiąc mi, że
podręcznik i battleforce to wszystko, czego potrzebuję, by się dobrze bawić.
Och, uroki młodzieńczej naiwności! Nie zakładam, że działały tutaj wrogie
intencje, że specjalnie przekłamali informacje, by mnie na siłę wciągnąć, nie
uważam, że to taka prywatna zemsta na podłożu podprogowym… Ot, po prostu,
hobbyści rzadko kiedy racjonalnie przedstawiają pewne argumenty a ja dałem się
złapać wierząc, że wydatek na podręcznik i duże pudło to wszystko! I że
wystarczy mi, by się dobrze bawić… Cóż, dziś wiem lepiej.
Po wydaniu kolejnych stu złotych
na farbki i pędzelki, po wyrzuceniu kolejnej setki na aktualnych bohaterów, by
armia była legalna, po nabyciu odpowiedniego kodeksu zrozumiałem, że patrzę w
oczy bezdennej studni… Ale wtedy uznałem, że jak już wpadłem, to nie ma co
panikować, tylko lecieć dalej i wrzucać kasę z nadzieją, że kiedyś ujrzę dno...
Gry wojenne, czyli po co się w to pchamy?
No cóż, kwestia hobby jest
kwestią wysoce prywatną dla każdego i w sumie tutaj można by było zakończyć ten
temat. Ot, robisz co chcesz, wydajesz swoją krwawicę na co Ci się podoba i w
sumie nikt nie może a raczej nie ma prawa mówić Ci, co masz robić a co nie…
Pewnie, tak jest w istocie, ale po co mamy popełniać błędy tak wielu hobbystów,
skoro wystarczy trochę żelaznej woli, samozaparcia i w sumie odpowiedniego
podejścia do tematu, by lepiej przekształcić nasz wkład w hobby tak, by wynikły
dla nas z tego faktu same korzyści? Na moim przykładzie wiem, że przelałem
sporo krwawicy na modele, których nigdy nie potrzebowałem – ot chociażby jedna
czy dwie spore armie do Wojennych Młotów, które skończyłem w pełni zbierać w
momencie, w którym zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę sam aspekt grania w tym
hobby mnie nie kręci tak jak kolekcjonerstwo i modelarstwo.
Oczywiście czegoś takiego nie da
się całkowicie wykluczyć z naszego doświadczenia, bo jest właśnie tym…
Doświadczeniem! Kiedy wchodzisz w nowe hobby nie wiesz jeszcze, która jego
strona najbardziej Cię będzie pociągać. Umiejętności malowania dopiero się
krystalizują i wchodzą na swoje pierwsze kroki, armia dopiero się rozpoczyna
rozrastać a my sami tak naprawdę nie wiemy o tym, jak wiele systemów istnieje i
tak naprawdę czego od samej gry oczekujemy, by się w nią dobrze bawić, by czuć,
że jest to po prostu ‘gra dla nas’. Wszystko to wyjdzie w praniu, co nie
oznacza, że nie ma pewnych zdrowych pytań, które możemy a nawet powinniśmy
sobie zadać.
Czy malowanie, sklejanie i kolekcjonowanie modeli sprawia Ci frajdę? Jeżeli
tak, można powiedzieć, że obdarzasz się właśnie ogromną swobodą! Jeżeli
spędzanie długich godzin nad rozgrywkami, atmosfera sportowa czy po prostu
budowanie list i grzebanie w zasadach nie pobudzają twojej wyobraźni, to po co
się w to tak naprawdę pchać? Peer pressure? Gwarantuję wam, że jeżeli
rozwiniecie swoje modelarskie skrzydła, skupicie się na tym, co lubicie – czyli
na malowaniu i sklejaniu! – to prędzej czy później znajdziecie swoje miejsce
nawet w środowisku lokalnym, ot znani jako dobry lokalny malarz albo i więcej.
Nie mówiąc już o tym, że nawet całkowicie ignorując środowisko lokalne wasze
hobby jest dla was. Nikt nie mówi, że wybierając tę drogę macie obowiązek
rezygnowania z gry czy zbieraniu armii – jest to po prostu wskazówka, na co
położyć nacisk; Nie przemęczajcie się, nie pchajcie się na masowe wydatki na
szybkie uzbieranie armii, bo potem i tak będziecie żałować, że nie kupiliście
tych farbek czy modelarskiej chemii, której tak naprawdę pragnęliśmy!
Czy granie, to rzecz, która sprawia wam radość? Jeżeli tak, to
tutaj zaczyna się robić nieco bardziej skomplikowanie – fakt, na rynku istnieje
setki gier bitewnych w różnej skali i o przeróżnym klimacie, ale jeżeli w
istocie rozgrywka jest dla was elementem kluczowym, to chcąc nie chcąc
znalezienie i obserwacja lokalnego klubu może być ważnym elementem odrobienia
zadania domowego z tego hobby. Zobaczcie, jakie gry są grane, ilu graczy dany system
napędza i kultywuje, jak często są organizowane różne wydarzenia związane z
danym tytułem. Potem sprawdźcie, czy któraś z tych gier śmiga tak, jak byście
tego chcieli – pooglądajcie kilka gier, wykażcie radosną asertywność i
poproście o Intro Gaming – wierzcie mi, większość graczy jakich znam z radością
wciągną kogoś nowego do swojego ulubionego systemu. W ten sposób tak naprawdę
zanim wydasz choćby złotówkę (*a wiem, że korci!*), będziecie mieli już
jakiś pierwszy, klarowny obraz tego, jak poszczególne gry funkcjonują. Szkoda
bowiem wdepnąć w system, który po pewnym czasie okaże się dla was
ciężkostrawnym, prawda?
Słowem – zanim wykonamy skok na
główkę, warto się rozejrzeć. Zobaczyć, co ile kosztuje. Jakiej wielkości armii
biegają na stołach w danych grach i spokojnie skalkulować, czy jest to próg
finansowy, który jesteśmy w stanie znieść, a jeżeli nie, to czy jesteśmy gotowi
na żmudne i długotrwałe uzupełnianie kolekcji aż do momentu, w którym nasza
armia będzie nie tylko pełnosprawna, ale też posiadająca swobodę modyfikacji.
Jeżeli bardziej interesuje nas malowanie, podobnie! Nie kupujmy pierwszego
towaru, który leży na półkach… W Internecie znajdziecie stos świetnych
artykułów i poradników, które nie tylko dadzą wam klarowniejszy obraz tego, co
jest dobrym a co złym produktem, ale też pomoże wam lepiej spożytkować
pieniądze kupując chemię i narzędzia w lepszych cenach. Jeżeli na łamach
waszego lokalnego środowiska znajdziesz malarza/hobbystę, który ewidentnie
wybija się jakością ponad przeciętność, też nie bój się zapytać lub nawet
podejrzeć, czego używa. Inwestowanie kupy szmalu w towar, który nie spełni
naszych oczekiwań nie jest inwestycją mądrą ani dobrą.
Najważniejszą radą jaką mogę
przekazać to opanowanie. Wiemy wszyscy jak to jest z nowym, kolorowym hobby,
jeszcze tak żywym i bogatym w swojej ofercie jak Gry Bitewne, ale zabranie się
za coś pierwszego z brzegu nie zawsze okaże się być dobrą decyzją! Podejdźmy do
tematu chłodno i na spokojnie – przeanalizujmy, co w tym hobby jest dla mnie
najważniejsze? Do powoduje, że chciałbym na to wyrzucać moje swobodne
pieniądze? Co mnie przyciąga? Czy mam wybrać tę grę, bo jej mechanika mi się
podoba, czy może mam pójść w ten system, bo posiada armię, którą po prostu
/bardzo/ chciałbym pomalować? To wszystko jest do ogarnięcia, jeżeli tylko damy
sobie trochę czasu, by się nad tym zastanowić – a przy okazji, ważnym elementem
jest odpowiednie ustawienie priorytetów zakupów. Brzmi nieco dziwnie, ale
powiedzmy sobie szczerze… Dopóki naprawdę nie masz solidnej kupy wolnej kasy,
wejście w to hobby mocno uderzy w twój portfel i nigdy nie skończy się na ‘tym
jednym zakupie’. Chcesz malować, sklejać, budować? Będziesz kupował farbkę po
farbce, pędzelki za pędzelkami, a potem odkryjesz pigmenty, farby olejne, washe
i wszelką inną modelarską chemię… Chcesz grać? Och uwierz mi, nieważne jaki
system wybierzesz, twoja armia zawsze będzie ‘za mała’. A nawet jak dotrzesz po
latach do momentu, w którym poczujesz, że już masz wszystko… To na horyzoncie
pojawi się nowa armia do zbierania, której nie będziesz mógł się oprzeć.
To hobby to studnia bez dna, co
nie oznacza, że nie sprawia przyjemności! Ważne jest to, by wiedzieć, jak
samemu sobie nie podkładać kłód pod nóg. Skoro malowanie jest dla mnie
ważniejsze, wolę kupić nowy zestaw świetnych farbek niż kolejne modele do armii
– i tak gram rzadko lub zgoła wcale w co poniektóre systemy, więc nie mam
parcia na kolekcjonowania. I tak samo z drugiej strony – skoro malowanie jest
dla mnie żmudnym, męczącym procesem, to po cholerę mi kolejne pędzelki czy inny
modelarski szajs, skoro mój zakon potrzebuje kolejnych terminatorów? Choć brzmi
to wszystko bardzo intuicyjnie, jak wiele takich rzeczy, uwierzcie mi, lepiej i
płynniej działa, kiedy mamy porządny plan działania i wiemy, kiedy się
wstrzymać, kiedy opanować swoje hobbystyczne potrzeby.
Podsumowując, mogę skreślić trzy
punkty, na których na pewno się nie zawiedziecie…
- Oszczędzaj
się! Łatwo jest wpaść do wagonu z ‘najgorętszymi nowinkami’,
porzucić aktualny projekt i rozrzedzić nasze plany… Nawet się nie obejrzysz,
kiedy twoja pierwsza armia, nigdy nie skończona, zbiera kurz, druga już
zaczynała wyglądać, ale została porzucona, bo właśnie wyszła ta trzecia, którą
nagle musimy mieć. Zwolnij, a nie pożałujesz. Skup się na tym, co chciałeś
ukończyć, i rób to!
- Najlepsze na
co na stać! Kolejna zdrowa zasada
dotyczy głównie naszych narzędzi, farbek, pędzli… Oczywiście jeżeli chodzi o te
ostatnie, dla początkującego można by było polecić tańsze, bo przecież „i tak
zepsuje”. Jest w tym pewna prawidłowość, ale jeżeli ktoś się zniechęci tylko
dlatego, że używał tragicznych narzędzi, to może nigdy nie odkryć, że jest
lepszy w te klocki niż z początku zakładał. Narzędzia i farbki będą z tobą
przez długi czas, więc jeżeli wiesz już, co jest dobre, nie warto oszczędzać na
czymś, co może Ci służyć przez lata. Pamiętajcie, tanio nie znaczy mądrze.
- Nigdy nie
przestajemy się uczyć! Jak ze wszystkim, by stać się lepszym w
czymkolwiek, co robimy, należy ćwiczyć i ćwiczyć, nigdy nie ustając w praktyce.
Czy będzie to malarstwo miniaturek czy prowadzenie gry, nikt nie zaczyna jako
mistrz i każdy musi pokonywać krok za krokiem po odpowiednich szczeblach, ucząc
się nowych sztuczek, nowych zagrań… Nie
należy się zniechęcać, lecz z uporem drążyć wybrany temat.
Mam nadzieję, że te nieznośne wypociny będą niejaką
pożywką do przemyśleń, i że choć jeden przypadkowy czytelnik natknie się na ten
tekst w momencie, w którym właśnie rozpoczyna swoją figurkową karierę! A nóż
widelec przyoszczędzi sobie trochę mamony i nerwów… A co do was, moi mili
wyjadacze, hej, podzielcie się swoimi własnymi historiami jak wpadliście w to
hobby i czy sami również szukaliście przez czas jakiś, co w nim was tak naprawdę
kręci! A w kolejnym odcinku skupimy się na czymś o wiele bardziej konkretnym… Jaki system wybrać i dlaczego.
Podobne zdziwienie przeżyłem jak zobaczyłem, że nie ma żadnego wprowadzenia dla nowicjuszy w światek turniejowy WFB. :) Dosłownie żadnego. Niedługo później na szczęście ukazał się w telegraficznym skrócie opis funkcjonowania "Ligi". Tutaj widać zdecydowanie dokładniejsze podejście do tematu. Pomimo tego, że zbieram już trzy armie + coś tam jeszcze, powyższe uwagi przypomniały mi o moich wcześniejszych założeniach ;)
OdpowiedzUsuńAle zaraz, gazetki z LOTRem wychodziły przecież dopiero co, niech policzę...
OdpowiedzUsuń...ojezusie jaki stary jestem O_O