Grudzień! Dopiero teraz, że tak
powiem, to odczułem. Głównie dzięki temu, że chodnik obił mnie
wielokrotnie w drodze powrotnej do domu
kiedy to zdradziecki lód przykryty śniegiem wspomagany przez zrywy szaleńczego,
dującego wiatru z entuzjazmem wyrywały mi grunt spod stóp kierując mnie przy
wsparciu pozbawionej miłosierdzia grawitacji na spotkanie z betonowymi płytami
chodnika. Dopiero kiedy przemarznięty, potłuczony i przeklinający zastaną
rzeczywistość wróciłem do domu uznałem, że oto zima, niech ją szlag. Cóż, pora
ta przynajmniej w niedalekiej przyszłości nosi w sobie obietnicę choinki,
ciepłego kompotu z suszek oraz radosnej atmosfery rodzinnej wymiany dóbr na
zasadzie barteru, znanej również pod mniej szlachetną nazwą „wręczania
prezentów”. Słowem, nie jest tak źle. Szkoda, że od stycznia już nic nie
rozjaśni mi zimnych, śnieżnych dni. Blech. No, ale dość sarkania jak starowinka
na burku, nadszedł bowiem Ten Czas, w którym wydawcy prezentują powoli swoje
nowinki! Odklejmy się tymczasowo od GW i ich wspaniałej sprzedaży DLC i
płatnych katalogów drogich modeli (*kaszl, Escalations,
kaszl*) i rzućmy okiem na być może jedną z najładniejszych fal
wydawniczych tego roku wydanych przez Corvus Belli do Infinity!
Nowości na grudzień, yay, tym
razem składające się z zarówno pojedynczych figurek na które wszyscy czekamy
oraz kolejnych zestawów opatrzonych logo Dire Foes, które choć nadal uważam za
nieco za drogie względem oferowanej zawartości, to przynajmniej z ręką na moim
pierwszy sercu mogę przyznać, że te dwa nowe zestawy wyglądają mistrzowsko i
zawarte w nich modele to perełki półkowe, prawdziwe złoto przekute w rzeźby
miniaturowych komandosów. Mimom wszystko
będę musiał raczej znaleźć kogoś na podzielenie się zawartością pudełka Tohaa
vs. CA, bo tylko mnie kapuściany komando interesuje, tak czy owak. A co poza
tymi pudełkami? Coś dla nomadów, coś dla ALEPHU oraz naturalnie blisterek dla
nowych obcych! Do dzieła.
Flee or Die to urocza i wiele mówiąca nazwa pudełka Dire Foes
poświęconego starciu Pan Oceanii reprezentowanej przez brata zakonnego
Konstantinosa oraz Haqqislamu pod postacią zabójcy Husama Yasbira, którzy
zmierzą się ze sobą w starciu o biedną panią szefową korporacji MagnaObra. Gdy
jedna strona pragnie jej śmierci za korporacyjne zbrodnie, druga musi ochronić
jedną z głównych sponsorek wojennych dotacji! Oczywiście w paczce dostajemy kod
do obfitego pliku zawierającego odpowiednie scenariusze, i fabularne tło
całkiem ładnie jest ze sobą zebrane, ot taki Pojedynek Dwóch Wyznań, gdzie
miecze przemówią głośniej niż karabiny. Muszę pochwalić przede wszystkim
modele! Oczywiście ‘neutralny obywatel’ pod postacią VIP Executive to
obowiązkowa seksbomba w kostiumie rodem z porno wizualizacji tego, jak ubiera
się kobieta biznesu i tak dobraną pozą, by to dodatkowo podkreślić, ale już
bohaterowie starcia to wyśmienite modele. Dynamiczne pozy, wyborny detal, czuć
od nich energię i intencje, ba, nawet postawy łatwo pokazują kto jest
atakującym a kto stoi w obronie, bym powiedział. Przede wszystkim Yasbir ze
swoją pozą „You are next, infidel!” przemawia do mnie i atakuje moje skromne
portfelowe zasoby mroczną pokusą, chęcią posiadania. Niedobry, oj niedobry.
Viral Outbreak, czyli starcie obcych i ich toksyczne relacje!
Dosłownie, bo scnenariusze i rys fabularny osadzą ich w morderczych
środowiskach i strefach śmierci, tam, gdzie jednostka specjalna HAZMAT A1,
wykwalifikowana pani technik od operacji w środowiskach o maksymalnej
toksyczności się może pojawić. Shasvastii Corax Hasht to komandos od
specjalnych operacji, który po utracie swojej wylęgarni, zniszczonej przez
Tohaa, zaprzysiągł zemstę odwiecznym wrogom E.I. i poprosił o transfer w celu
dosięgnięcia obiektu swojej zemsty, tohijskiej archeolog Aelis Keesan, która
również pragnie zemsty na Hashtcie, jako że on i jego wredni pobratymcy
zrównali z ziemią jej wyraźnie cywilny obóz. Dołączyła więc do jednostki
bojowej Hatail i uznała, że nie spocznie, dopóki Hasht nie padnie z jej ręki.
Podwójna zemsta, taka pyszna. Modele, naturalnie, są wyśmienite, nawet jak dla
mnie – kolesia, który za stylistyką Tohaa nie przepada, który choć może i jest
w stanie tolerować ich wygląd połączony z wyglądu Skorne z obcą rasą z Mass
Effect, to już wyglądu bojowych królików czy broni, która nie może się
zdecydować, czy jest karabinem czy ubijakiem do mięsa tolerować nie potrafi.
Tak czy owak choć pani Hatail jest urocza, to jednak Corax płci prawdopodobnie
męskiej (*Z Shasvastii ciężko
powiedzieć XD*) powoduje moją egzaltację i wymusza na mnie potrzebę
posiadania go w swojej kolekcji. Ten pancerze! Ta poza! Ten wyraz kosmicznej
gęby mówiący ‘traf mnie, jeśli potrafisz’. Boski kawał sałatowego szefa. Muszę
przyznać też, że choć oczywiście pani technik HAZMAT A1 to nadal jest erotyczne
marzenie twórcy na temat pani inżynier rodem z kalendarzy pin-up, to jednak
jest to ładna rzeźba i dużo mniej dwuznaczna, niż pozostałe panie w paczkach
Dire Foes.
Intruder! Znowu, można by powiedzieć, ale powiem szczerze, że nigdy
nie mam dość największej grozy dostępnej w nomadzkiej armii, bestii wielu pól
bitew, niesławnej i znanej każdemu, kto w Infinity gra na tyle długo, by
chociaż raz zmierzyć się z Nomadami. Intruder to główny ‘must in’ tej armii,
znany ze swojej kombinacji śmiercionośnych umiejętności i uzbrojenia. A wraz z
wyjściem startera do Corregidoru otrzymał również śliczny nowy wzór, który
teraz jest kontynuowany pod postacią drugiej odsłony uzbrojonej w MULTI karabin
snajperski. Nowy wzór nie tylko bardzo mi się podoba całościowo, ale można się
nim wręcz posłużyć w celu zobrazowania jak bardzo rozkwitła jakość rzeźb tej
firmy, jak doświadczenie rzeźbiarzy przebija przez model, który nie tylko jest
poprawniejszy anatomicznie, ale też bogatszy w detale i pozbawiony absurdów w
postaci armatury większej od niego samego. Zawsze lubiłem stylistykę Nomadów a
nowe modele coraz bardziej dopieszczają ich wygląd, bardziej przypominając kombinezony
suberbohaterów a la filmy Nolana czy kostium nowego Red Hood’a niż zbroje
wspomagane wrogów. Słodko. No i pukawki nareszcie przestały wyglądać jak rury
PCV z okleiną wzorem z niższej klasy LARP’ów, co też nie jest bez znaczenia.
Fantastyczny model, jak uda mi się nareszcie pozyskać jakąś kasę, z pewnością
nabędę drogą kupna!
Ectros, czyli ciężkie, bojowe króliki obcych! No dobrze, nie do
końca… Ectros to w języka Tohaa liczba ‘e’, stała równa 2,718(…) uznawana w
matematyce za liczbę kluczową i doskonałą. Ectros to pierwszy regiment ciężkiej
piechoty zaadaptowany na potrzeby Nowej Armii, restrukturyzacji w siłach
zbrojnych dominium Tohaa, która była koniecznością, by móc sprostać rosnącej
sile wyewoluowanej inteligencji. W sumie, fluffowo, to niezłe skurczybyki! Świetnie
wyszkoleni, korzystający z mocą z ich unikalnej zdolności działania w trio
niczym jeden organizm, opancerzeni w wyborny pancerz symbiotyczny, uzbrojeni w
wyśmienite uzbrojenie, słowem, elitarni żołnierze od A do Z. Szkoda jedynie, że
wzornictwo tak bardzo mnie odpycha, bogowie, tak bardzo… Nie chodzi nawet o
zwichnięte proporcje – obcy są, to im wolno wyglądać jak koszykarze cierpiący
na anoreksję. Bardziej chodzi o wzór pancerza! Jakieś kurde pokryte fałszywymi
muskułami ciasne wdzianko jak pianka dla nurków z przybitymi płytami pancerza i
hełmofonem z króliczymi uszkami? No grozą to to nie napawa. Nie mówiąc już o
tym, że ciężki karabin maszynowy na ciężki z całą pewnością nie wygląda a
włócznia/glewia może przyprawić Sorogata z jego toporem zaledwie o śmiech
pogardy. Cóż, bez owijania w bawełnę – po prostu mi się nie podoba, co jest
ciekawe, bo już na przykład lotnicy czy liniowa piechota tej frakcji bardzo
przypadła mi do gustu.
Machaon, Medical Officer of the Myrmidons to prawdziwa perła jeżeli
chodzi o nowości pokazane w tym miesiącu. Kurde, naprawdę zaczyna mi dopiekać
to, że Aleph dostaje regularnie takie piękne modele – Asury, Ajax a teraz
Makaron, który jest bodajże jedną z najlepszych figurek jakie Corvus Belli
wydało kiedykolwiek. Tak, oczywiście wszyscy możecie się nie zgadzać, ba, być
może jakość ta jest mi sprzedana przez wyśmienite, wyborne malowanie ze Studia
Giraldez, ale nie oszukujmy się, choć malowanie potrafi wynieść figurkę na
wyżyny wizualne, to jednak sam model musi sobą coś reprezentować, a polowy
medykus Myrmidonów Alephu to jednak wyśmienita rzeźba – nie tylko rysy twarzy,
tak naturalnie i niemalże filmowe, ale również bogaty w detale lekki pancerz i
świetny płaszcz, który na siłę moglibyśmy podszyć pod lekarski kitel i
oczywiście wielka torba na pewno napchana lekami, wódeczką i sprośnymi
magazynami z ponętnymi greczynkami! Słowem, to absolutnie fantastyczny model,
który aż świerzbi mnie po kieszeni, prosząc nieubłaganie o zakup, ot, by kurde
mieć, by posiadać. Nie dość, że Aleph mocą straszy na stołach, to jeszcze piękne
modele dostają. Taka niesprawiedliwość społeczna!
I w ten oto sposób zamykamy moje
własne przemyślenia i ocenę zaprezentowanych cudeniek do Infinity. Bardzo,
przyznam, mocna wala nowości, z jedną wpadką, którą jest w pełni subiektywna –
z pewnością gdzieś tam są ludziska na szerokim globie, którym Ectros się
niezwykle podoba, ale ja z pewnością nie jestem jednym z nich. A jutro? Cóż,
może nic, może coś, zależy, jak poradzę sobie z presją czasu, ale jeżeli coś
się pojawi… To będzie to coś przemyśleniowego ;) W następny weekend? Tak jest!
Z dawna wyczekiwana recenzja Malifaux’a, edycja druga – nareszcie! DO miłego.
Komu się Ectros podoba, bo nie znam? :P Ale jak to mówią, każda potwora itd. Jakbym grał Tohaa, to pewnie zrobiłbym konwersję true-proporcje, bo pozycja krocza jak w spodniach skejta trochę obniża ogólny poziom.
OdpowiedzUsuń