Nareszcie nadszedł ten piękny
dzionek! Gdy wybierałem się kilka dni temu do sklepu VETO, w którym aktywnie i
z werwą propaguje dobro zwane Infinity, przystojny i kraśniejący dobrem
właściciel okazując wszechstronność swoich łask obdarował moją skromną osobę
zacnym pudełkiem… Pudełkiem, na które czekałem od półtora miesiąca, czyli
starterem do nowego systemu wydawnictwa Battlefront – TANKS! Jako że wierzę w okazywanie wdzięczności, zaznaczam po raz
ponowny, iż dzisiejszy wpis nie jest sponsorowany, ale może się ukazać tylko i
wyłącznie dzięki uprzejmości sklepu VETO – jak wpadniecie do Krakowa na wasze
figurkowe zakupy, wpadnijcie do nich, bo wspierają hobby z werwą godną
pochwały.
TANKS! Już pisałem wcześniej co nie co o tym systemie… Jeżeli
jesteście zainteresowani szybkim rzutem oka na mechanikę i na to, jakim
systemem ma być ów gra, to zapraszam do lektury tego
tekstu. Zastanawiałem się, jak podejść do tego tekstu, bo ponowne mielenie
tego samego jakoś mi się nie uśmiechało – odpowiedzią, jak już pewnie stali
czytelnicy rozpoznali po banerze, jest potraktowanie tego jako kolejnego,
specjalnego otwarcia pudełka! Bez dalszych ceregieli pora zatem drapieżnie
zerwać folię z pysznie pełnego pudełka i rzucić, cóż też za dobra czyhają na
nas w jego wnętrzu…
Słowem wstępu, starter kosztuje
83 blaszki. Ktoś powie, kurde bele, dużo… Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że
w środku dostajemy zaledwie trzy małe modele czołgów w skali 1/100, a przecież
można kupić pojazdy pancerne w tej skali w niższej cenie. Sam jednak uważam, że
jest to cena nie tylko właściwa, ale wręcz sympatyczna, bo w pudełku dostajemy
całkiem sporo śmiecia! Poza wypraskami z ładnie odlanymi częściami do
poskładania naszych czołgów dostajemy zestaw 12 kostek k6 w dwóch kolorach,
trzy grubaśne arkusze tektury zawierające wszystkie potrzebne żetony, miarki
oraz urocze, płaskie tereny, dwie talie małych kart – trafień krytycznych oraz
załogi i ekwipunku… A ponadto, ku memu bezbrzeżnemu zaskoczeniu, karty do
absolutnie WSZYSTKICH czołgów wydanych na łamach pierwszej fali! Spodziewałem
się co najwyżej kart do zawartych w pudełku modeli wraz z wariantami, czyli do
Shermanów, Pantery i Jagdpantery, a to taka siurpryza. Miły gest, bo można od
razu ze startera zapoznać się z innymi armiami a ponadto…
Cóż, nie powinienem tego pisać. W
końcu chcę promować system, a to po części polega na tym, by zachęcać ludzi do
wydawania kasy na modele, bo tylko rentowne gry się utrzymują na rynku. Ale nie
da się ukryć jednej cudownej rzeczy, która z całą pewnością wydawnictwu leżała
na sercu – dzięki temu, ze w starterze dostajemy karty do wszystkich wydanych
czołgów, gracze, którzy już posiadają takowe w odpowiedniej skali potrzebują
tak naprawdę tylko startera, żeby już móc pokulać swoimi czołgami w tym
systemie. Piękny gest, który na pewno ucieszy grających we Flames of War. Jak i tych, którzy szukają oszczędności, i chcieliby
nabyć czołgi innego producenta… Choć ceny oficjalnych produktów są apetycznie
niskie! Wydać 33 blaszki na nowy czołg i kartę bohatera, myślę, że jestem w
stanie się szarpnąć.
Starter przechwala się faktem, że
zawartość pudełka w zupełności wystarcza do grania we dwójkę. I nie chodzi
tutaj nawet o modele, tylko o całą resztę tałatajstwa potrzebnego do
rozpoczęcia zabawy. Kostki, żetony, karty, miareczki a nawet urocze w swojej
prostocie tereny na kawałkach grubego kartonu. Choć może to zabrzmieć niczym
pusta pochwała, to jednak dorzucę od siebie, że jak na 80 złotych to pudełko ma
w sobie sporo dobra! A wyliczając już konkretnie – jeden dwudziestostronicowy
podręcznik, 3 plastikowe czołgi, 12 kostek K6 (*po 6 w dwóch kolorach*), 16
żetonów ruchu / zniszczenia, 28 żetonów obrażeń, 4 znaczniki celów, 2 miarki
pod postacią szarych strzałek, 40 żetonów identyfikacji czołgów (*4 zestawy do
4 narodowości*), 2 duże, dwustronne kartonowe lasy, 4 kartonowe, dwustronne domy,
22 karty czołgów, 16 kart załogi, 7 kart bohaterów, 16 kart ulepszeń oraz 32
karty trafień krytycznych… Uff. Nie ma to tamto, sporo upchali dobra, jak doliczymy
fakt, ze trzy czołgi znajdują się na wypraskach zajmujących sporo miejsca w
pudełku. Wszystko pięknie, ale jak z jakością?
Na pierwszy rzut naturalnie
polecą modele, bo są one według mnie głównym motorem napędowym każdego
bitewniaka – nawet najprostszego! Tutaj zaznaczę, że nie jestem zdecydowanie
ekspertem od modeli historycznych, i nie jestem w stanie stwierdzić, jak modele
TANKS! oddają historycznie realia i czy są poprawne pod względem realizmu.
Miałem jednak styczność nie raz z modelami pojazdów pancernych i mogę
przynajmniej powiedzieć, jak to to się prezentuje. Osobiście uważam, że jest
dobrze, choć nie bez drobnych potknięć. Modele są ładne, mają sporo detali,
ostre krawędzie a na dodatek bardzo mało nadlewek czy innych drobnych wad.
Plastik, którego użyli, też nie sprawiał problemów – łatwo się wycinał, łatwo
obrabiał… Żadnych zarzutów pod tym względem. Problemem – małym ale jednak! –
okazało się sklejenie czołgów. Owszem, w chudziutkim podręczniku znalazło się miejsce
na pokazanie procesu złożenia czołgów etap po etapie, ale wypraski nie
posiadają ponumerowanych części, więc szukamy elementów na czuja. Co nie byłoby
w sumie uciążliwe gdyby nie to, że wypraski posiadają znacznie więcej części,
niż potrzebujemy użyć zgodnie z instrukcją. Tak więc relatywnie szybka robota
nieco się wydłużyła, kiedy buszowałem po ramkach w poszukiwaniu właściwych
komponentów.
Po sklejeniu prezentują się
jednak całkiem godnie! Wieża każdego z pojazdów jest osobna i na grubiutkim
pinie, przez co ładnie wchodzi do super-struktury i może się elegancko ruszać.
Sympatycznym dodatkiem jest to, że plastik jest odpowiednio barwiony, tak więc
malarskie leniuszki będą mogły nadal cieszyć się grą nie musząc wyciągać farbek
(*choć sam naturalnie gorąco zachęcam do chlapnięcia swoich czołgów! Już mam
zaplanowany schemat dla swoich…*). No i jeszcze jeden bonus, warty wspomnienia –
choć na okładce i w podręczniku poczytamy o tym, jak ów starter ma nam dać
Panterę i dwa Shermany z działami 75 mm, to na ramkach mamy dość elementów, by
sobie troszkę pofolgować, i zrobić zamiast powyższych Jagdpanterę oraz Shermany
z innymi wieżami i działami 76 mm. Jak się okazuje w wielu pudełkach będziemy
mieli taką zwiększoną swobodę wyboru – słodko!
Czołgi odkładamy na bok, bierzemy
się za kolejny co do stopnia ważności zestaw komponentów, czyli karty. Karty są…
nie do końca przemyślane. Nie będę się tutaj rozwodził nad jakością grafik czy
stylistycznych wyborach, bo to jest rzecz zbyt relatywna, by było sens o niej
pisać. Za to karty są widać robione po taniości. Materiały nie są złe!
Porządny, foliowany czy też lakierowany karton. Ale karty nie mają
zaokrąglonych rogów, co nie przedłuży ich żywotności. Często widzimy drobne acz
irytujące przesunięcia w druku… A co najgorsze, małe karty – czyli wszystkie
karty bohaterów, ulepszeń, załogi oraz trafień krytycznych – są niewymiarowe.
62 x 44 mm nie jest żadnym standardem co oznacza, ze jak ktoś odczuje potrzebę zafoliowania
swoich kart, to nie znajdzie na sklepowych półkach żadnych protektorów
pasujących jak ulał. Osobiście użyłem kart standardu Mini Euro, czyli 44 x 68
mm, dzięki czemu karty mieszczą się na wysokość na styk, ale już na szerokość,
cóż, folia będzie wystawać aż 6 mm poza szerokość karty. Skąd wybór tak
idiotycznego formatu? Pewnie koszty, bo to jedyny argument, który wyjaśnia
wszelkie bolączki…
Pora na żetony. Nie powiem, na
pierwszy rzut oka byłem zawiedziony, ale to nie ma nic wspólnego z samą
jakością żetonów. Po prostu na oficjalnej stronie gry widziałem zdjęcia z
żetonami z przezroczystej pleksi, które bardzo mi się podobały, i miałem cichą
nadzieję, że takowe znajdują się również w pudełku. Naturalnie w tak niskiej
cenie za pudełko nie miałem podstaw się ich tam spodziewać i oczywiście zamiast
żetonów na pleksi dostajemy zwykłe, kartonowe, umieszczone na wyprasce
wyciskowej. Co nie zmienia tego, że są to żetony bardzo dobrej jakości – bardzo
gruby, gęsty karton, doskonale podklejony, doskonale przycięty… Żetony są
sztywne, dobrze wydrukowane i wygląda na to, że wytrzymają długie godziny aktywnej
zabawy. Naturalnie jeżeli system się rozwinie i chwyci na rynku, najpewniej
szybciutko znajdą się firmy, które będą produkować swoje własne, plastikowe
żetony do tego systemu. Sam z radością chwyciłbym jakiś zestaw w germańskim dunkelgrau.
Co do żetonów… Żetony prędkości
służą nam do oznaczania ile razy w ciągu tury poruszyły się nasze czołgi.
Żetony oznaczeń tak naprawdę grają tylko wtedy, kiedy wystawiamy na stół
więcej, niż pojedynczą kopię tego samego pojazdu – dzięki nim będziemy mogli
łatwo i bez wałowania śledzić, który czołg odpowiada której karcie. Żetony
znaczników celu, cóż, nazwa mówi sama za siebie. Służą do oznaczania celów
scenariuszy i misji. No i wreszcie mamy dwie kartonowe strzałki, dzięki którym
się poruszamy i mierzymy wszelkie odległości.
Skoro omówiłem już żetony, krótki
paragraf o terenie, bo w pudełku teren tez dostajemy, i to diablo zabawny w
moim odczuciu! Dwa lasy i cztery domki to doskonały zestaw… Znaczy, byłby takim,
gdyby to były rzeczywiście trójwymiarowe modele, nawet proste. A tak dostajemy
płaskie, zadrukowane kawałki kartonu z wyraźnym tekstem świadczącym o tym, jaki
jest to rodzaj terenu i jak wpływa na grę. Nie, żebym narzekał… spełniają one
swoją rolę i ku mojemu zaskoczeniu, są bardziej niż wystarczające do
prowadzenia rozgrywki. Zasłaniają jak należy, dają osłonę, robią swoje. Bonusem
jest to, że są dwustronne, więc musimy zagrać kilka rozgrywek, by wyczerpać
wszelkie możliwości ich wystawiania. No i oczywiście zabawna nuta… Czyli fakt,
że nadrukowane lasy nie starają się udawać prawdziwego lasu, lecz makietę lasu,
gdzie drzewka osadzone są na dodatkowo nadrukowanej sztucznej bazie. Głupawe,
ale spowodowało uśmiech na mojej twarzy, więc hej… na plus!
Naturalnie w pudełku mamy jeszcze
instrukcję. Nie zrobiłem jej zdjęcia z prostego powodu – jest to po prostu
wydrukowana i spięta książeczka, którą każdy może pobrać w formacie PDF z
oficjalnej strony systemu – tutaj
dokładniej rzecz ujmując. Warto mieć ją jednak pod ręką, bo choć zasady są
banalnie proste, to wydrukowana na tyle tablica referencyjna, kompilująca
wszystkie zasady w jednym miejscu potrafi się przydać podczas pierwszych
rozgrywek.
To by było na wszystko względem
startera… Ale to dopiero początek. Już teraz czekają na mnie trzy kolejne
pudełka do otworzenia i zrecenzowania – Jagdpantera, Panzer IV oraz StuG.
Zgodnie z formą cyklu, poza opisem zawartości i zdjęciami modeli, postaram się
również opisać statystyki pojazdów oraz bohaterów zawartych w pudełkach tak, by
gracze mieli pojęcie, co też kupują i co warto wystawiać w swoich pancernych
plutonach. Spodziewajcie się zatem, mili czytelnicy, tygodnia mocno
poświęconego tematyce czołgów!
Dzięki za recenzję. Przekonała mnie ostatecznie do zakupu startera. Bardzo miło ze strony wydawcy, że dał od razu karty pozostałych czołgów. A i tereny są moim zdaniem ciekawie wykonane - te zdjęcia elementów makiet to genialny pomysł!
OdpowiedzUsuńCo do trudności przy sklejaniu, na zachodnich forach ludzie podają linki do >dokładnych< instrukcji składania owych modeli na stronie Flames of War (w końcu były produkowane do tamtego systemu). Sprawdziłem i potwierdzam. Na zdjęciach wyprasek pozaznaczane co i jak.
A propos malowania, liczę że pokażesz na drugim blogu efekty maziania :) Jestem bardzo ciekaw, bo sam jeszcze nigdy nie malowałem żadnego modelu rzeczywistego, czy sprzętu wojskowego.
Co do proxowania czołgów - chyba jednak skuszę się na oryginalne zestawy BF. Przy tak małej ilości pojazdów w rozgrywce i raczej okazjonalnym graniu różnica w cenie nie będzie bardzo dotkliwa, a spodziewam się w nich także dodatkowych karty ulepszeń i załogi.
Czekam z niecierpliwością na recenzje kolejnych pudełek do TANKS.
Witam,
OdpowiedzUsuńTeren jest ze startera do 3 edycji FoW "Open Fire" a czołgi to normalne wypraski modeli firmy BattleFront. Także jakość jest jak najbardziej zadowalająca. A co do trójwymiarowych terenów... mało to firm robi budynki 1:100 w MDF?