Jest takie święto, które dotyka
tylko bitewniakowców. Unikalne i wyjątkowo nieregularne, bo nie znajduje swojej
stałej pozycji w kalendarzach i zmienia się w sposób płynny… Jest to święto,
które jest wyczekiwane z rosnącą antycypacją, które pobudza wyobraźnie, sprawia
masową radość a jednocześnie, niczym zażarty mecz piłki nożnej, dzieli ludzi na
dwa nieraz wrogie sobie obozy. Najlepsze jest to, że dla graczy ciułających w
więcej niż jeden system święto to występuje częściej! Cóż, mógłbym dalej
zagłębiać się w enigmatyczne nawiązania, ale po tytule już najpewniej się
domyśliliście, że chodzi tutaj o wspaniałe wydarzenie jakim jest nadejście
nowej edycji. Jest to jedno z najciekawszych wydarzeń dla każdego hobbysty,
dzień, w którym niemal każdy wyciąga swoją listę życzeń i przepełniony nadzieją
zapoznaje się z wyciekającymi plotkami, czerpiąc z nich niczym z życiodajnego
źródła…
Czemu o tym wspominam? Bo rok 2014 jest wyjątkowo łaskawy dla
wszystkich miłośników gier figurkowych, gdyż nowe edycje, odświeżenia i
restarty przeróżnych systemów dosłownie bombardują rynek! Oczywiście można by
powiedzieć, że największą bombą tego sezonu jest siódma edycja Warhammera 40k, chociażby ze względu na
dominującą pozycję tego systemu na rynku a więc i najżywszy i największy odzew
fanów, ale nie tylko Młotki od GW mogą się nacieszyć liftingiem i nową maseczką
z ogórków… Infinity The Game zbliża
się nieuchronnie do swojej trzeciej edycji. Nowy starter dla dwóch osób już tuż
tuż na horyzoncie, dostajemy już nowe rzeźby dla starszych modeli, od plotek aż
huczy w sieci miłośników tej gry… Mało? Idziemy dalej! Dystopian Wars! Po wydaniu drugiej edycji Firestorm Armada nadeszła pora na w sumie najpopularniejszy system
wydawnictwa Spartan Games, czyli na aktualizację właśnie Dystopijnych Wojen -
nowy podręcznik już jest w sprzedaży wraz z nową talią kart i dużym, bogatym
zestawem startowym dla dwóch graczy!
Jakby tego było mało, Wolsung SSG wszedł właśnie w nowego
Kickstartera, który ewidentnie ma na celu stworzenie z tego projektu
pełnowartościowej gry skirmishowej, która może stać się naprawdę mocną konkurencją
dla MalifauX - tematyka podobna,
figurki w miarę ładne, zaczyna to profesjonalnie wyglądać. Dorzućmy do tego
powolne acz widoczne wyłanianie się Warzone:
Resurrection jako tytułu, w który ludzie zaczynają grać czy nowy, tłusty
kickstarter dla Dust Tactics,
pierwszy poważny projekt z tym tytułem dzierżony już przez nowych wydawców, a
dostajemy obraz wielkiej aktywności w naszym figurkowym półświatku.
Nie sądzę, bym był człowiekiem
unikalnym na skalę krajową – wierzę więc, że znaczna moc hobbystów dostrzega,
że Polska przestała być ciemnogrodem również w naszym hobby. Skończyły się
czasy bezapelacyjnej dominacji dwóch gier,
skończyła się sklepowa posucha i już nie trzeba importować towarów z
obcych krain, by móc sobie spokojnie wyłożyć na stół tak naprawdę absolutnie
dowolną grę dostępną ‘na zachodzie’. Ba, mamy nawet internetowe sklepy
wyspecjalizowane w sprowadzaniu produktów do systemów, o których zgoła nikt nie
słyszał! Czy to nie jest piękne? Myślę, że jest w tym momencie tylko jedna mała
blokada na drodze do pełnego ogarnięcia tej nowo powstającej sytuacji – jak zwykle
są to ludzie!
Nie, to nie jest wytyk ani jakiś
dziwaczny błąd. To kwestia przemian, które jak to przemiany mają w zwyczaju,
wymagają czasu, opatrzenia… To jak pojawienie się nowego sąsiada z bulterierem
na ogródku. Z początku wygląda groźnie, może jest trochę groźny, może nikt nie
chce podejść – ale jak się zaprosi na grilla, to się okaże, że całkiem równy
gość, a pies to przyjazna bestyjka, nawet pogłaskać można. Słowem, na stołach
witamy się z coraz ciekawszymi tytułami a lud powoli acz nieuchronnie przebija
się do klubów i lokalnych sklepów hobbystycznych z mniej znanymi tytułami.
Jakby tego było mało, niektóre z ‘gier niszowych’ przestaje nimi być! Takie
Infinity czy Warmahordes dla przykładu zdecydowanie już nie zasługują na ten
tytuł – środowiska są dość prężne, w każdym większym ośrodku znajdziemy solidną
liczbę graczy, którzy nie tylko krzewią swój ulubiony tytuł, ale wykazują
aktywność raczej prezentującą wysoki poziom zorganizowania, jak chociażby
aktywacja turniejowych scen czy tworzenie kampanii dla swojego środowiska.
Serce rośnie!
Podoba mi się ta zmiana. Podoba
mi się to, że na naszych oczach dobiega koniec siermięgi „jednej gry”, że coraz więcej hobbystów wykazuje żywe zainteresowanie czymś nowym, że sami poszukują i aktywnie gmerają na ryneczku wyszukując coś dla siebie. Ot, chociażby perfekcyjny przykład mojego własnego sąsiedztwa – Vanaheim! Sklep i ośrodek graczy
twardo i na mocnych nogach stojący Wojennymi Młotami. Nawet tam wykazuje się
urocze przełamanie monolitu, i nagle (*dosłownie!*) na pułkach pojawiły się zestawy
do Bolt Action a część stałych
bywalców rzuciła się na system niczym wygłodniałe wilki, które pragną czegoś
nowego w swoich repertuarze, bo codziennie ziemniaki i kapusta już się
przejadły. Sam mam zarezerwowane pudełko z piechotą brytyjską i tylko czekam na
nieuchronny desant wypłaty, by je odebrać i dołączyć do ekipy. Bolt Action to
jednak nie wszystko! W ofercie pojawił się również X-wing, odbyły się już turnieje i nauki tego nietypowego systemu i
jak wiem, jest dość graczy, by dało się to aktywnie utrzymać. Ślicznie, prawda?
I teraz coś, co jest w tym wszystkim
naprawdę najpiękniejsze a zarazem mała szpila dla wszystkich tych, którzy
wieszczyli koniec Games Workshop i rychły jego upadek – tak, ów mała szpila
jest też skierowana ku mej skromnej osobie, bo sam jechałem długo na tym
wagonie! Ludziska podeszli do sytuacji zdrowo i na sposób, o którym było nie
było marzyłem od dawna, ba, pisałem o tym nawet w niektórych tekstach… Nie
odstawili Wojennych Młotów. Nie było rytualnego palenia kodeksów ani wyrzucania
armii przez okno w akcie oczyszczającej Defenestracji. Po prostu, moc graczy w
te gry i tak posiada już kolekcje tak wielkie i tak pełne, że nawet z
bombardowaniem nowości wydawcy… Tak naprawdę nie mają już na co wydawać szmalu!
Ktoś mógłby powiedzieć, że zawsze można rozpocząć kolejną armię, zawsze znaleźć
nowe źródło wydatków skierowanych z ostrą wizją w ten system. Owszem. Można.
Ale mimo to, grom graczy z wykalkulowanym spokojem decyduje się na rozpoczęcie
przygody z nowymi tytułami, czy to będzie Bolt Action, czy Warzone:
Ressurection czy cokolwiek innego. „Rewolucja” dokonuje się w jednym ze swoich
najdoskonalszych wariantów – bezkrwawo, spokojnie, cichutko i bez zbędnej
dramaturgii.
Dziś, jeżeli ktoś nie grywa w
jedną z dwóch Wielkich Gier, nie jest już skazany na bytowanie w mrocznym
chłodku swojej piwnicy, nie musi być wyalienowanym dziwakiem w swoim klubie,
który za rękawek stara się pociągnąć kogoś do nowej, nieświętej gry. Dziś można
z radością zanurzyć się… W absolutnie cokolwiek! Wystarczy zaprawdę odrobinę
entuzjazmu, zdrowe podejście, i co najważniejsze, nie obrzydzanie nikomu
zabawy, z której czerpie się radość – a przynajmniej powinno!
Troszkę się rozpisałem w
entuzjastycznym uniesieniu, więc wróćmy do konkretów… Cóż mogło stworzyć taki
obrót sytuacji? Czy to sprzyjające warunki ekonomiczne? Przesyt rynku? Nagła
potrzeba ekspiacji? Nie wchodziłbym w tak martyrologiczne argumenty i rzucił
raczej kilka oczywistości… Jak chociażby Cud
Kickstartera! Niech moim przykładem będzie Mantic Games – firma „zdrajca”,
powstała na mocy ludzi, którzy porzuciły ciepłe posadki w Games Workshop na
rzecz tworzenia czegoś nowego. Oczywiście początki były trudne, by nie
powiedzieć, że siermiężne i niemalże Hiobowskie a pierwsze produkty nowego
wydawnictwa starały się nadrobić ceną i, nie bójmy się nazwać rzeczy po
imieniu, dostarczać tańszej alternatywy w postaci modeli właśnie pod systemu
Wielkiego Wydawcy. Nie szło im to najlepiej i nie ma się co dziwić – niska cena
to jedno, ale jednak hobbyści to i tak ludzie, którzy wydają swobodne fundusze
na towary luksusowe. A towary luksusowe powinny się prezentować, więc jesteśmy
w stanie sporo przepłacać pod warunkiem, że prezentowana jakość zadowala nasze
estetyczne gusta. Mantic nie prządł więc wcale dobrze… Aż do momentu odkrycia
potęgi Crowdfundingowej jaką jest Kicstarter (*a dziś kilka podobnych serwisów*).
Wtedy właśnie ekipa firmy uznała, że należy zmienić wektor podejścia, i zamiast
klonować, stworzyć coś własnego. I jaki mamy tego wynik? Sukces. Może nie
ogromny, może nie na skalę światową, ale wystarczający, by wydawca nie tylko
nie popadł w zapomnienie, ale aktualnie rozwijał swoje linie produktów i
regularnie dostarczał nowych!
Mamy więc Dreadballa,
który rozpoczął swoją karierę właśnie na Kickstarterze – zdobywając, bagatela,
3645% (!) założonej kwoty – miało być 20 tysięcy dolarów… Wyszło ponad 700
tysięcy. Dziś ma już trzecią edycję za pasem (*3 sezon dokładniej – to raczej dodatki,
ale każdy z nich klarifykuje zasady i powiększa grę, więc można je traktować
jako nowe edycje*), solidny wybór figurek, aktywne rozgrywki ligowe
a całkiem niedawno, po 17 maja zakończono kolejną kampanię, która zebrała
pięciokrotnie większa sumę, niż zakładano, tym razem dostarczając graczom
wariant gry – Dreadball Extreme – wraz z aż 12 nowymi drużynami i zasadami,
które teraz będą żmudnie wydawane. Niech mi ktoś powie, że nie wygląda to wam
jak system, który naprawdę dobrze się rozwija. Może jeszcze nie u nas, może
jeszcze nie Polsce, ale za granicą ma się lepiej niż dobrze! Idziemy dalej…
Deadzone! Kolejny miażdżący sukces, kolejne
2432% założonej kwoty, zebrany ponad MILION dolarów na realizację tejże gry.
Nic dziwnego, że wydawca sobie nogi na głowę zakłada, by tylko dostarczyć
produkt szybko i w dobrej jakości, bo widzi przecież, jakie jest
zapotrzebowanie, jakie parcie. Z takim zapleczem zainteresowanych graczy i z
takim finansowym bonusem bez problemu postawili sobie dość celów w kampanii, by
móc rozwijać system przez co najmniej rok jak nie dwa od momentu jego wydania.
A skoro są klienci, skoro się sprzedaje, to dlaczego by mieli nie rozwijać tego
dalej? Ich uniwersum rośnie w siłę, wraz z każdym kolejnym tytułem nabiera
smaku i głębi, zwyczajnie dlatego, że po prostu powstaje coraz więcej
materiałów… Tylko czekać, kiedy wydawca poczuje się na tyle silnym, by spróbować
wydać Warpath jako aktualny,
pełnosprawny, bogaty system, który mógłby stanąć w szranki z samym Warhammerem
40k. Może to i odległa przyszłość, ale patrząc na sukcesy firmy, nie
powiedziałbym, że całkowicie niewykonalna.
Porzućmy na chwilę Mantica i
szukajmy dalej. Reaper Miniatures.
Znamy tę firmę? To producent wysokiej jakości farb i ciekawych modeli
kolekcjonerskich… Firma, która również zauważyła potęgę systemu
crowdfundingowego i odpaliła kampanię mając na celu tak naprawdę wskrzesić ich
całą linię wydawniczą, odświeżyć modele i odrzucić metal na rzecz plastiku.
Udało się? Cóż, dla tych, co nie klikają w linki – owszem. Wydawnictwo założyło
potrzebę w wysokości 30 tysięcy dolarów. Zebrali ponad trzy miliony. 10565% zakładanej kwoty… A najlepsze w tym
wszystkim jest to, że nawet nie oferują gry, tylko po prostu modele dla graczy
w gry fabularne, malarzy, kolekcjonerów i bitewniakowców, którzy szukają
alternatyw!\
Mógł tak naprawdę wymieniać… Kingdom Death: Monster. Kosmicznej
jakości groteskowe miniaturki w klimacie ostrego, ciężkiego horroru z grą
planszową. 2 miliony zebranego szmalu, 5856% zakładanej kwoty. MERCS: Recon – prawie milion dolarów. Wrath of Kings, to samo. The Toughest Girls in the Galasy, ponad
pół bańki. Wild West Exodus, który
wyszedł dosłownie z pustki a teraz jest działającym systemem. Nemesis, Drakerys, Golem Arcana… Nie
mówię i nie zakładam, że każda z tych gier przetrwa, ba, można spokojnie
wierzyć, że może jedna na dziesięć pożyje dłużej niż rok, a jedna na sto uzyska
na tyle mocną pozycję, by trwać dalej i się rozwijać. Jednak nie w tym rzecz.
Rzecz jest w tym, że powstaje ich cała masa, na pęczki, jak przysłowiowe grzyby
po deszczu! I kiedy takie bombardowanie figurkami spada na nas, hobbystów, coś
się zawsze przylepi, coś pozostanie, i poprzez naturalny odsiew na świat wyjdą
nowe wschodzące gwiazdy, które rozwijane będę wspaniałym motorem jakim jest aktywność
środowiska.
Można powiedzieć, że do szczęścia
brakuje nam już tylko jednego surowca, którego nie można kupić – czasu, by sklejać
to wszystko, malować to wszystko a przede wszystkim, by mieć okazję, by w to
wszystko zagrać. Żyjemy, Panie i Panowie, w pięknych czasach dla miłośników
gier figurkowych. Takiego urodzaju nie pamiętam, cóż, od nigdy. Najpewniej
dlatego, że nigdy takiego nie było. Nie
traćmy więc czasu na gorzkie żale a z radością zanurzmy się w odmętach naszego
kreatywnego hobby w poszukiwaniu tych gier i tych figurek, które sprawiają, że
pomimo wieku, nadal kwilimy niczym małe dzieci wlepione w witrynę sklepu z
zabawkami.
Inspiracji w malowaniu, fortunnych rzutów i łatwo składających się
modeli życzy wam autor wpisu, czyli ja, Płomienna Mrówka! Do siego! A już
jutro, rzut okiem na czerwcowe nowinki na MalifauX – jest ich dużo i są całkiem
apetyczne!
Ja tam się cieszę, że ludzie zaczynają rozglądać się na rynku za grami, które do tej pory były skazywane przez wielu na niebyt. Niektóre tytuły mocno wyrywają się z niszowego ogródka, a część chyba nawet z niego zwiała. Wydaje mi się, że nie przystoi już pisać o Infinity jako grze, w którą "prawie nikt nie gra", skoro dopiero co bawiliśmy się w kwietniu w Warszawie na Mistrzostwach Polski w Infinity przy frekwencji 38 graczy (!!) Dla niewtajemniczonych dodam, że była to największa na świecie (!!) impreza Infinity (nie licząc tylko Hiszpanii jako kraju, gdzie działa wydawca, Corvus Belli). Jasne, są miejsca, gdzie graczy można znaleźć bez problemu, ale są i takie, gdzie ze świecą szukał i nie ma. A granie się rozkręca, dopóki się ludziom chce i... mają czas ;)
OdpowiedzUsuńSzkoda wielka, że Portal tak wcześnie i fatalnie wystartował z Neuroshimą Tactics. Kto wie, w modelu crowfundingowym może wyszłoby z tego coś fajnego? Czystych postapo skirmishów wielu nie znam. Eden? Nisza.
OdpowiedzUsuńA Dark Age? Trzyma się mocno, wychodzą regularnie nowe modele, dodatki etc. ;)
UsuńDark Age miałem za prawie pure postapo. Dopóki nie dowiedziałem się, że akcja dzieje się gdzieś na obcej planecie ;) A tak poważniej mówiąc, to DA wygląda interesująco, ale to taki klimatyczny miks. Coś w stylu industro-Malifauxa. Jeśli szukam "madmaxowego" skirmisha "bez czarów" to gdzie powinienem wzrok skierować? ha! No właśnie.
OdpowiedzUsuń