Witam ciepło w deszczowy wtorek i
z zawołaniem, że śliczną wiosnę mamy tej zimy! Z niejaką dumą mogę stwierdzić,
że udało mi się nie rzucić słów na wiatr, i w istocie możność pisania w trakcie
podróży nie tylko poprawiła częstotliwość pojawiania się wpisów, ale nawet
powoli doprowadza do poziomu z cudownego października roku zeszłego - co mile
odbija się na liczbie wejść, ponownie tworzących zdrową średnią powyżej 500
stuknięć na dzień a zbliżając się do 600 w sposób nieuchronny... Wady? Cóż,
pisanie na kolanie wpływa raczej negatywnie na liczbę popełnianych gaf
ortograficznych! Jestem jednak w stanie przełknąć babole, jeżeli jest to cena
utrzymania bloga w radosnej, wybuchowej aktywności. Ci z was, co śledzą wątek MalifauX na forum Gloria Victis już wiedzą, że dzięki uprzejmości
Emeryta w mych rękach wylądował mały stosik pudełek z modelami do tego systemu,
a to nieuchronnie zaowocuje licznymi recenzjami! Jedną z nich właśnie czytacie,
a raczej zaczniecie, bo dzisiejszy wpis poświęcony jest drugiemu starterowi do
drugiej edycji gry jaki wpadł w moje łapy, czyli 'M&SU' - Ramos Crew. Bez dalszego przedłużania, zapraszam do
lektury i oględzin.
Ekipa Ramosa jest pierwszym
zestawem startowym przeznaczonym do drugiej edycji gry dla frakcji Arcanists. I choć wiem, że starsze,
metalowe wzory nadal mają swoich licznych zwolenników, to sam się do nich nie
zaliczam i jestem zdecydowanym fanem rewitalizowania ów starszych wzorów w
pięknym i apetycznym plastiku. Zgodnie z niepisaną tradycją każdy taki
odświeżony starter zawiera nowe wersje modeli zawartych we wcześniejszym,
metalowym starterze plus jeden model ekstra. Co też więc znajduje się w pudełku
obok naszego miłośnika napędzanych parą i magią maszynek, znaczy się, mistrza
Ramosa? Cóż, sam Ramos to jednak chudzina i dżentelmen w kwiecie wieku, nic
więc dziwnego, że jego poplecznikiem jest Joss, technik-inżynier i zawołany
obijmorda słusznej postury i armamentu. Gdyby jednak to nie starczyło, to
Ramosowi towarzyszy kark w postaci cyborga o metalowych, pajęczych nogach i ostrych
broniach zamiast dłoni - Steamborg Executioner, a dokładniej to Howard Langston. Ramosowi towarzyszy Brass Arachnid, duży, opancerzony pająk
napędzany kamieniami dusz a sam szef regularnie produkuje mniejsze acz nie
mniej zadziorne Steam Arachnids, które
potrafią działać razem, tworząc chmary, które zalewają wrogów deszczem ciosów
swych spiczastych odnóży.
Tutaj starter mocno się różni od
pozostałych co też po części wyjaśnia skąd nieco wyższa cena, niż zazwyczaj.
Dostajemy bowiem aż 10 modeli, gdzie jednak od razu trzeba dodać, że sześć z
nich to te same jednostki i na dodatek raczej małe w gabarytach. Nie zmienia to
faktu, że jeżeli skleimy każdego pajączka z osobna, to pudełko to oferuje nam
ponad 60 punktów w ekipie! Tym bardziej, że wydawca jest tak miły, że w pełni
uposażył pudełko do takiego wykorzystania, bo dostajemy zarówno dość kart, by
wystawić pajączki pojedynczo, jako dwie chmary czy też w innej kombinacji, jak
i dorzucił do pudełka dość podstawek. To miłe, biorąc pod uwagę fakt, że nasz
mistrz potrafi 'tworzyć' pajączki w trakcie gry, a my nie jesteśmy od ręki
zmuszani do zakupy małego pudełka z samymi pajączkami, bo w pudełku jest zapas.
Przejdźmy do samych modeli, bo
choć jakość odlewów nadal uważam za niesamowitą i godną wszelkich możliwych
pochwał, to już niestety mam pewne zastrzeżenia co do pewnych głupich pomysłów
wydawcy jak i absolutnie druzgoczącego braku elastyczności niektórych zestawów.
Zacznijmy jednak od Ramosa, do
którego nie mm żadnych zastrzeżeń. Składało się go łatwo i intuicyjnie, model
sam jest bardzo ładny, nawet pomimo swej statycznej pozy. Tutaj chciałbym zaznaczyć,
że rzeźbiarze znają się na odpowiednich wykorzystaniu szat i ubrań, i nie tylko
wyglądają one bardzo realistycznie (*jako pozbawione wszelkich ozdóbek, acz wcale nie ubogie
w detal!*)' ale aktualnie dodają modelowi dynamizmu - tutaj widzimy
jak poły jego płaszcza rozwiewają się pod wpływem magicznego powiewu jego
zaklęcia, którym powołuje do życia kolejną ze swoich mechanicznych zabawek. Jak
dla mnie wygląda naprawdę ładnie, dając spore pole do popisu dla miłośników
freehandów i malowania realistycznych tkanin, a na dodatek wybornie ostre
detale twarzy i włosów tylko kuszą, by nadać twarzy realistycznego wyrazu
dobrym malowaniem.
Drugim w kolejności po samym
mistrzu jest jego wierny poplecznik, czyli Joss,
który w swojej odnowionej formie nabrał sporo masy i zaczął wyglądać jak
człowiek, a nie jak elfi ganger. Jest to fantastyczny model, jeden z moich
ulubionych, który pięknie reprezentuje opanowanie anatomii pośród rzeźbiarzy
wydawcy, ale da mam szansę na solidną próbę pomalowania ludzkiej skóry w dobry
sposób, dodajmy do tego solidną pozę w stylu 'idę Ci spuścić łomot, milordzie',
bardzo ładny i ostry toporek (*Privateer Press mogłoby się uczyć, i przestać wydawać
maczugi jako miecze...*) stalową piąchę, gogle i mały bojler na
plecach! Czego więcej chcieć? Model sklejało się łatwo i przyjemnie... Aż do
momentu, w którym należało dokleić okablowanie. Do dziś jestem zaskoczony, jak
udało mi się dokonać takiego cudu, że jeszcze żaden nie pękł i nie zaginął w
mrokach dywanu. Rozumiem, realizm i zachowanie skali to piękne i szczytne cele
- dzięki temu podejściu strzelby i pistolety wyglądają dobrze i w niczym nie przypominają
cegieł a trzonki broni nie są grube jak ramiona... Ale niestety są chudziutkie
a zatem łamliwe, iż zarówno w fazie wycinania ich z wypraski jak i składania
należy zachować ostrożność i dopomóc sobie odpowiednimi narzędziami. Bez tego
ani rusz.
Howard Langston to obok Jossa model, który dosłownie sprzedał mi
ten zestaw. Pamiętam stary wzór tej miniatury, zwanej wtedy jeszcze Steamborg
Executioner, która choć w zamyśle bardzo mi się podobała, to już w
wykonaniu nie byłem nawet chwilowo zauroczony, a wręcz przeciwnie. Nowa,
plastikowa i nazwana wersja nie tylko jest znacznie bogatsza w detale i posiada
pewną elegancką zwiewność formy, to wbrew dość dokładnej i szczegółowej
instrukcji złożenia jest bardzo elastyczna w lekkich konwersjach i tak naprawdę
przy zaledwie odrobiny pracy i chęci nogi czy ów mechadendryty z łapkami możemy
poustawiać w dowolny i odpowiadający nam sposób. Model ma ładną, dynamiczną
pozę ataku a przy okazji możemy sami albo dodać dynamizmu poprzez iluzję ruchu
lub ataku nogami lub też nieco ustabilizować poprzez ich statyczny układ. Ze
sklejeniem nie sprawiał żadnych problemów, choć ponownie dodatkowe macki z
pazurami są raczej cieniutkimi kawałeczkami plastiku, i należy nimi operować
ostrożnie, by czegoś czasem nie uszkodzić (*zastąpienie ich drutem może się okazać dobrym pomysłem*).
Sama rzeźba podoba mi się wyjątkowo, dając boskie okazje do poćwiczenia
malowania ludzkiej skóry jak i metalu. PS. Przerwa między głową a szyją to moja
wina, przyciąłem zbyt entuzjastycznie – w ostatecznej wersji wypełnię płynnym
green stuffem.
A teraz pora na mechaniczne
zabawki! Co prawda wszystkie powyższe modele posiadają zasadę ‘Construct’ i
mniej lub bardziej są poddane cyborgizacji, ale poniższe modele to już maszyny
pełną gębą napędzane kamieniami dusz zamiast starym, poczciwym węglem. Brass Arachnid to totem dla Ramosa,
którego cała siła tkwi w możliwości reaktywowania jednego z zabijaków drużyny,
jak powyższego Howarda czy Jossa, co potrafi mocno dać przeciwnikowi do
myślenia a stole. Sam model… TO piekło. Nie chodzi o to, że wzór jest słaby, bo
nie jest – ot, elegancki mechaniczny pajęczak z fajnym kominkiem i dymkiem.
Problem leży w dwóch rzeczach – po pierwsze, poskładanie go to w sumie tortura
i wlepianie w gał w instrukcje, by czegoś nie pomylić. Po drugie, model ma dużą
rozpiętość. Tak, ze pięć centymetrów… A Wyrd Miniatures uznali, że należy mu
się podstawka 50mm… Jak go na to upchnąć, nie mam pojęcia, a się już jakiś czas
nad tą zagadką głowię! W teorii można wyciąć miejsca łączenia i po prostu
skleić własnym sumptem tak, by nogi były posłuszne naszej wizji, ale styki są
dość małe powierzchniowo, i może mieć problemy z kruchością złączenia, więc
może nie pinowanie, ale klej, który stapia elementy już by się przydał. I choć
nie jest to zły model, to jednak perełką też nie jest, i gdyby nie sensowne
użycie z szefem i fajna zdolność, nie korciło by mnie by go wystawiać na
stoliczek.
Na końcu zaś wesoła gromadka
czyli pełna familia Steam Arachnids,
maluczkich, czteronogich i w pełni pająkowatych robocików miniaturowymi
kominkami czy też rurami wydechowymi, pojedynczym oczkiem i zaciętym
charakterkiem. Modele są małe, acz nie pozbawione charakteru, a na dodatek nie
są całkowitymi klonami, bo każdy ma dwie doklejone nóżki pod innych kątek, i
niektóre stoją spokojnie kiedy inne wychylają się w ataku, dźgając
niewidzialnego wroga pojedynczą kończyną! Są całkiem ładne ale… Ogólny problem
z robieniem figurek, które stoją na igłach jest taki, że ciężko po prostu
przykleić je do płaskiej powierzchni, więc albo potrzebne zatopienie w jakiejś
masie czy gruncie, albo nawiercenie i pin od spodu, by się jakoś to trzymało.
Mimo to modele te są bardzo elastyczne, głównie ze względu na swój niewielki
rozmiar – można spokojnie dorobić do nich odpowiednie podstawki czy nawet
kawałki murków czy płotków, których mogą się trzymać pod kątem czy w pionie,
jak to na wielonożne maszyny przystało. Choć mogę zrozumieć, że ktoś może uznać
takie modele za, cóż, pół modelu w istocie, ale muszę ponownie zaznaczyć, że
firma dobrze się zachowała i dała je wraz z kartami i podstawkami tak, by móc
je poskładać solo, jako dwie chmary lub chmarę i trzy pojedyncze sztuki. Elegancko!
I to tyle jeżeli chodzi o pudełko
Ramosa. Sporo figurek, wielki stos kart, głównie dzięki kopiom dla pajączków i
wszystko to wizualnie najwyższej możliwej jakości, naprawdę. Jedynym zgrzytem
jaki odczuwałem, to właśnie pewne trudy w sklejeniu niektórych modeli czy
niedopasowanie wielkości modelu do odpowiadającej mu podstawki. Wszystko to
jednak nie ma żadnego wpływu na wysoką jakość odlewów i świetne rzeźby. Cóż,
jeżeli pudełko to chodziło wam po głowie, teraz wiecie jak to wygląda i czego
się możecie mniej więcej spodziewać. A pojutrze? Rail Crew!
Na Wyrwę! Jakie te modele są piękne! Tyle w nich charakteru.
OdpowiedzUsuńDajcie mi moją Pandorę! I pokażcie nowego Dreamera i Collodi'ego!
A co do większego pająka to możesz zastosować takie rozwiązanie jak tutaj http://gmortschaotica.blogspot.co.uk/2014/01/unboxing-malifaux-ramoss-m.html
UsuńBo ten większy to nie odpowiednik Brass Arachnida, tylko Large Steampunk Arachhnid, który faktycznie był na podstawce 40 mm. Ciekaw jestem jak będzie wyglądać nowy LSPA - malutki klon starego BA z wielką podstawką? :D
OdpowiedzUsuńDodałem mały podręcznik do wish listy na mgle, bo oczywiście nie ma go w magazynie. Wygląda na to, że przed ostateczną decyzją co do armii muszę sobie ogarnąć zasady i zagrać na kartonikach ze dwa razy. Na pewno Arcanists, ale o pierwsze miejsce walczą Colette i Kaeris a Ramos depcze im po piętach.
OdpowiedzUsuńFireant: Kiedy znów będziesz robił akcję promującą jakiś system uprzedź dystrybutora żeby zadbał o zaopatrzenie ;)