Witam ciepło czwartego dnia miesiąca! Widać, moje zawołanie do ludu pracującego nie poszło w piach a odbiło się solidnych echem, bo zgłoszeń z tekstami do potencjalnej publikacji dostałem znacznie więcej, niż oczekiwałem – nie mówiąc już nawet o zaciśnięciu więzów mocniejszej współpracy z blogiem Quidamcorvusa, którego to recenzuje modeli i wsparcie dla Warheimu staną się stałym, regularnym, cotygodniowym elementem również tego bloga! Nie powiem, bardzo to sprzyja moim planom na rok 2014, w którym to chciałbym dokonać pełnego zamknięcia transformacji bloga w najważniejszy w polskiej sieci blog traktujący o systemach niszowych i tych, które nie są ogarnięte złotym i czerwonym logiem Games Workshop. I tak świetny wpis Hana Solo o figurkowym batmanie pięknie rozpoczyna ten proces, a dzisiejszy Rzut Okiem Cyklopa o pudełku z plastikowymi figurkami do Bolt Action od Wep-Waweta kontynuuje tą myśl przewodnią. I dobrze wpadło, bo akurat ten skirmish osadzony w realiach WW2 powoli dojrzewa w mym umyśle a na lokalnej scenie zaczynają się pojawiać chętni – pysznie! Zapraszam więc bez dalszych ceregieli do lektury.
Właśnie dziś, gdy koniec roku
jest na horyzoncie a sporadyczne wystrzały petard przyspieszają bicie mego
serca (najwyraźniej tchórzem jestem podszyty), Ja Wep-wawet pragnę powiedzieć „Witajcie Szanowni Użytkownicy” (co też
właśnie uczyniłem... a podobno nie jest dobrze mówić gdy nikogo nie ma w
pobliżu). (*Notka
od Fireanta: Tekst otrzymałem 30 grudnia, więc akapit, choć przedawniony, jak
najbardziej na miejscu!*)
Chciałbym zwrócić uwagę
Szanownych Użytkowników na jeden z dość nowych produktów firmy Warlord Games, a
mianowicie Japanese Infantry. Zestaw ten zawiera 30 plastikowych żołnierzy w
skali 28 mm, dedykowany jest zaś systemowi Bolt Action, pokrywa on różne teatry
działań II WŚ począwszy od 1939 do 1945 roku.
Jest to jeden z najlepszych*
plastikowych zestawów Warlord'a,
połączono bowiem system „pustych dłoni” (w które to wciska się dowolne
uzbrojenie, co niestety nie zawsze pozwala na złożenie dobrze wyglądających
póz) wraz z rękoma które mocno trzymają broń, dzięki czemu żołnierze wyglądają
na takich którzy wiedzą co robić z trzymaną bronią.
Na ramce znajdziemy uzbrojenie
które pozwoli pokryć 98% zapotrzebowania Imperialnego dowódcy, co prawda nie
jest to specjalną zasługą WG i wynika raczej z faktu, że arsenał japoński nie
obfitował w rożne rodzaje broni, zadowalając się tym co mógł na daną chwilę
wyprodukować.
Znajdziemy więc osławioną Arisakę
typ 99 którą to powielono prawie w dwóch i pół milionach egzemplarzy
(różniących się znacznie jakością), a na ramce mamy ich 7 sztuk z czego 2
luzem. Ponieważ załączono również jeden wolny bagnet, można go założyć na jedną
z 3 arisak które go nie mają lub wcisnąć do jednej z pustych dłoni.
Perełką jest pistolet maszynowy
Typ 100, którego to w podstawowej formie wyprodukowano 10 tysięcy sztuk (to
amerykańska produkcja broni maszynowej na jeden miesiąc wojny), a w dwóch
różnych wariantach podobno dodatkowe 15 – 20 tysięcy. Na ramce mamy jedną
sztukę wraz z nieodzownym bagnetem, bardziej służącym ozdobie i polepszeniu
samopoczucia użytkownika broni niż samej walce.
Jako broń wsparcia mamy lekki
karabin maszynowy Typ 99 w dwóch wersjach, jedna przygotowana już wraz z rękoma,
dzięki czemu można zrobić szarżującego lub strzelającego z pozycji stojącej
żołnierza (pomijając celność oraz sensowność szarżowania na przeciwnika w
przypadku posiadania takiego cuda techniki). Wersji tej sporego uroku dodaje
załączony bagnet, co bardzo przypomina figurkę z zestawu 1/35 produkcji
Dragon'a przygotowanego na 50-sięcio lecie bitwy o Iwo Jimę. Druga wersja
przeznaczona jest dla klasycznej leżącej pozy. Szkoda, że nie ma akcesoriów
pozwalających na złożenie pomocnika/ładowniczego – to spory mankament,
odejmujący temu zestawowi nieco uroku. Oczywiście odpowiedni zestaw można kupić
w metalu, należy więc zrozumieć WG i wysupłać te dodatkowe funty.
Granatnik Typ 89, znany jako
„knee mortar”, zdarzały się przypadki używania zdobycznych granatników przez
marines – bywało, że zamiast o ziemię opierali nóżkę na udzie... cóż, dzięki
temu wojna kończyła się dla nich szybciej i mogli wracać do domu. Na ramce mamy
jedną sztukę wraz z łapką trzymającą granat. Przydatna to broń, cieszy więc, że
i tego nie poskąpił nam producent. Połączenie klęczącego ciała wraz z
granatnikiem pozwoli otrzymać klasyczną (została wyjęta z podręcznika) pozę
jaka przyjmowana była podczas strzelania. Odcięcie dłoni i przyklejenie do
innej ręki pozwoli na sklejenie biegnącego wojaka trzymającego granatnik.
Dla oficera mamy pistolet Nambu
Typ 14 (również w kaburze) oraz rękę wymachująca oficerską kataną – Typ 98 shin
gunto (jest również wersja w pochwie). Poza tym znalazło się też miejsce na
trąbkę dla... tak dla trębacza oraz ręce dzierżące drzewce do sztandaru, które
to można przerobić na „lunge mine” czyli taki japoński „panzerfaust”, to
ładunek kumulacyjny z zapalnikiem uderzeniowym, zamocowany na 1,5-metrowym kiju
bambusowym. Uzbrojony w ten cud techniki żołnierz miał podbiec do czołgu i
dźgnąć weń tym, niczym włócznią, a następnie zginąć w pięknych wybuchu niszcząc
przy tym wraży czołg.
Na ramce znajduje się też ręka
rzucająca granat, lornetka i sporo dodatkowego ekwipunku w postaci toreb
manierek oraz pudełek z amunicją. To wszystko wraz z 6 różnymi ciałami i 9
głowami (szkoda, że poskąpiono 10-siątej głowy – dłoń trzymającą granat można
było spokojnie umieścić gdzie indziej) daje naprawdę wiele możliwości. Trzy
biegnące ciała wyglądają nader dynamicznie – widać, że śpieszą ku chwalebnej
walce w ręcz, wyposażenie ich w arisaki z założonymi bagnetami da nam niejako
„klasyczny” wygląd japońskiego żołnierza tak mocno zakodowanego w naszej
kulturze. Bo gdy myślimy o walkach na wyspach Pacyfiku to najczęściej staje nam
przed oczyma biegnący japs próbujący nadziać na bagnet swej arisaki
amerykańskiego boy'a.
Każda ramka zaopatrzona jest w 5
podstawek, której to nie ma dla leżącego ciała (ale moi rodacy słyną z
pomysłowości, więc powinni sobie z tym poradzić), dodatkowo w pudełku znajduje
się karteczka z 3-ma dużymi flagami i 7 (trzy różne rodzaje) „devotional
banners” które to dla większej ozdoby można przyczepić do arisak, co nada
szarżującym żołnierzom dodatkowy urok. Na koniec dodam, że zaznaczono idioto
odporną mini „instrukcję” na której to zaznaczono i opisano wszystkie części
znajdujące się na ramce – dzięki czemu nie można się pogubić podczas sklejania
plastusiowych ludków.
To tyle, mam nadzieję, że kogoś
zainteresowałem małymi skośnookimi brutalami – Banzai!
* Właśnie wydano pudełko plastikowych US Marines
(dzięki czemu Japończycy nie będą się nudzić), w którym to wydawca kontynuuje
ta drogę, poza tym zawiera ono więcej komponentów, zestaw ten wydaje się więc
najlepszym jak do tej pory wyprodukowanym przez WG.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz