O zmarłych nie należy się,
podobno, źle wypowiadać. Tak więc kiedy stoimy dziś nad grobem nieodżałowanego
brata naszego, kiedy patrzymy, jak srogi wydawcy kończy stawiać marmurowy
pomnik, postarajmy się nie mówić źle o poległym w boju – miał swoje liczne wady,
owszem. Doprowadzał do szewskiej pasji nas, modelarzy, na całym świecie. Kłamał w żywe oczy obietnicami niższych cen
po to, by tylko zdzierać z nas więcej i więcej. No niestety, złym był, i takim
go do grobu chowamy. Ale bądźmy sprawiedliwi i w skrusze i pokorze przyznajmy,
że lekkiego mu życia nie sprawiliśmy! Nieustannie deptaliśmy jego godność,
naskakiwaliśmy na jego jakość, atakowaliśmy produkty w nim zawarte… Słusznie, w
znacznej mierze, ale jednak mili dla niego nie byliśmy z pewnością. No cóż,
nic, jeno posypać grób popiołem i pożegnać się sucho z kolejnym eksperymentem
Games Workshop. Tak jest – Finecast kończy
żywot, choć nawet nie zdążył się jeszcze dobrze zadomowić.
O co chodzi? O ‘półoficjalne’
zamknięcie serii, które tak naprawdę raczej nigdy oficjalnym się nie stanie, a
które w sumie odczuwamy już dzisiaj. Zgodnie z bardzo dobrze ugruntowanymi
plotkami i informacjami wraz z rokiem 2014 (*czyli dosłownie za
chwilę*) modele z serii Finecast zostaną zrzucone na barki Forge
World’a a każdy nowy model wydawany ze stajni Games Workshop będzie odlany w
plastiku – wzory bohaterów i pudełek, które są jeszcze żywiczne z czasem będą ‘odświeżane’
w plastikowej formie tak, by w ostatecznym rozrachunku wszystkie jednostki i
postaci w grach Warhammer Fantasy Battle oraz Warhammer 40 000 były już
tylko w plastikowej formie. Plotka jak to plotka, można nie dowierzać, ale
biorąc pod uwagę niezbite dowody w postaci dla przykładu ostatnich fali nowości
– Mrocznych Elfów oraz Kosmicznych Marines – na łamach których
nie pojawił się ani jeden produkt z serii Finecast… Jest to plotka, którą
możemy spokojnie, tak jak większość środowiska, obrać za pewnik. Czy to dobrze?
Z całą pewnością.
Żywiczne półfabrykaty Games
Workshop od początku nie miały łatwego życia… Szczerze powiedziawszy, wynikało
to po części z samej winy wydawcy! Oczywiście zrozumiałe jest, że firma nie
będzie reklamować swojego produktu jako totalnej kichy, że będzie szczerze
klepać potencjalnych klientów po plecach i mówić, że ich produkt nie jest wcale
taki dobry… Zrozumiałym jest, że każdy chce reklamować swój produkt jako Ten
Najlepszy. Megalomania Games Workshop najpewniej bazująca na tym, że świetnie
znają swoją klientelę (*A ta w dużej mierze
nadal nie widzi innych modeli poza tymi ze stajni GW, więc nie ma wyrobionego
porównania jakości*), zamiast rzeczowo poinformować, że nowy
materiał oferuje takie a takie zmiany i ewentualne zalety, to przedstawiało nam
wejście serii Finecast jako praktycznie zejście Hobbystycznego Mesjasza! Jako
wydarzenie dekady, ba, stulecia! Nie zmyślam i nie przesadzam – oto w rękach
trzymam czerwcowe wydanie White Dwarfa z roku 2011 – Huron się pyszni na
okładce a przeklęty dziś ‘Żółty pasek’ obiecuje prezentacje ów nowej serii
wydawniczej. Już w pierwszym paragrafie na stronie drugiej tego magazynu autor
porównuje powstanie tej serii do… Lądowania człowieka na księżycu.
Masakra. Ale chyba najlepiej
będzie po prostu przeczytać opublikowany na łamach dziennego bloga wpis
dotyczący zapowiedzi tego ‘cudownego dziecka’ – dziś już tylko nauczeni
doświadczeniem w obcowaniu z tym produktem możemy zaledwie kiwać głową w
politowaniu i śmiać się z tego, jak bardzo praktycznie wszystkie obietnice i
marzenia wydawcy nie spełniły się w tym produkcie – to mój ulubione fragmenty:
Last week we announced something very
special - so special in fact that it's nothing less than a new era in
wargaming, as we launch the highest quality miniatures the world has ever seen
- Citadel Finecast.
No pewnie. Modele najwyższej
jakości ‘na całym świecie’. Są TAK doskonałe, że znaczna moc profesjonalnych
studiów malarskich i wyśmienitych hobbystów, w tym naszych rdzennych mistrzów
po zapoznaniu się z tą wszechświatową jakością szybciutko wprowadziło regularny
ban na produkty z tej serii, zwyczajnie informując klientów, że nie mają
zamiaru spędzać godzin na naprawianiu wadliwych odlewów. Bo ów najlepsze jakość
w znacznej mierze obfitowała w bąble powietrza, odłamane elementy, wygięte
części czy pokruszone detale.
So, what are Citadel Finecast miniatures
and why are we making the change? Quite simply, Citadel Finecast is the next
step in the evolution in tabletop miniatures wargaming. From the start, Games
Workshop has always innovated and sought to increase the quality of our models
- Citadel Finecast is the next step in that process. There are no other
miniatures that exist of this quality and manufactured on this scale in the
world, and we're proud and very excited for you all to see this for yourselves.
No, to był piękny kawałek. Games
Workshop odkrywa żywiczne odlewy! Innowacja! Technologia! Radość na całym
świecie. Bo przecież cały stos innych producentów modeli wcześniej z żywicy nie
korzystało. Przecież sami napisali, prawda, że ‘żadne inne miniaturki’ takiej
jakości nie istnieją. Słyszycie ten donośny rechot? To Knight Models i Pegasus,
zwijają się po podłodze nie mogą uwierzyć w to, co czytają. Buta w wydaniu GW
to czyste złoto, ale cóż, nigdy nie byłem nią zaskoczony – ciekaw jestem tylko,
czy GW kiedyś przyzna się, że ich ‘mesjasz gier figurkowych’ okazał się klapą…
Bo przecież gdyby robili na tym kokosy, gdyby był to wielki, opiewany sukces na
łamach tego hobby, to raczej by nie zwijali serii po dwóch latach na rynku?
Wiem, brzmię agresywnie, ale nic
nie poradzę. Sam się na Finecasta naciąłem. Sam swego czasu wierzyłem, że
będzie dobrze. Ba, nawet dziś jestem w stanie otwarcie przyznać, że mimo swoich
wad i raczej niepoprawiającej się jakości produkty te mają swoje zalety, jak
chociażby zadziwiająca lekkość (*co zwiększa
wytrzymałość na ‘nagły upadek’*) czy w sumie łatwość w obróbce (*nożykiem się to kroi jak masło a suszarka w dłoni może wszystko
wygiąć według naszego widzimisię.*). Niestety, zalety te nie są w
stanie przeskoczyć kluczowej wady, czyli tego, ze modele po prostu są
regularnie źle odlane! I cierpliwość się w końcu skończyła, bo ile można sobie
wmawiać, że „Dopiero Startują, w przyszłości będą lepiej odlewać”? Są pewne
granice, a po prostu zabawa w kupowanie produktów objętych groźnym, żółtym
paskiem to zawsze była loteria, czy uda nam się dostać coś, co nie jest
całkowitym kasztanem w kwestii poprawnego odlania… Aż doszło do takiej
sytuacji, która byłaby nie do pomyślenia w każdym innym wydawnictwie i fandomie
– ludzie akceptowali przeciętne produkty jako dobre na zasadzie, że ‘ten odlew’
nie jest ‘bardzo’ zepsuty, i ma tylko kilka dziurek i wżerów… Paranoja.
Zakończę jednak jaśniejszą nutą!
Koniec serii wydawniczej Finecast
oznacza tyle, że Games Workshop będzie wydawał wszystko w plastiku, a – co zaznaczam
z regularnością porównywalną do spamu Onetu – ich plastikowe odlewy to nadal
najwyższa jakość, prezentująca świetne dopasowanie, fantastyczny poziom detalu
jak na taki materiał i niemalże brak problemów z nadlewkami czy formami. Gdyby
jeszcze tylko wzory zawsze były dobre… Niestety, choć radosny ton chciałbym
utrzymać przez całą długość tego akapitu, w plotkach pojawia się również
informacja, że nowe clampacki z plastikowymi re-edycjami czy nowymi modelami
będą… Naturalnie droższe. Z jakiej racji? Nikt nie wie… Tymi słowami żegnam
produkty z serii Finecast, macham im z łezką w oku i radosnym uśmiechem, kiedy
zezwłok pokryty nadlewkami odpływa na
płonącym okręcie, który już przecieka, bo akurat w kadłubie były dziury – I
odwracam się niczym na propagandowym plakacie żywcem z komunistycznej Korei, w
kierunku słońca, z dumnie uniesioną głową i wypiekami na twarzy, oczekując
wspaniałej, w pełni plastikowej przyszłości, wyrażając cichą nadzieję, że Games
Workshop za rok czy za dwa ponownie ‘nie odkryją na nowo’ metalu…
A wy, mili czytelnicy? Jak się
zapatrujecie na wycięcie żywicznych produktów Games Workshop i całkowity
przeskok na świetnej jakości, acz radośnie drogi plastik?
FC zastępował metal bo miał być tańszy, tymczasem ceny modpojów wzrosły z 40zł do 60zł. Teraz FC jest zastępowany w teorii tańszym plastikiem a ceny rosną z 60 do 80zł :-) Ale ważne, że siano się zgadza ;-)
OdpowiedzUsuńWolałabym, żeby wrócili do metalu, no ale lepszy już plastik niż failcast. Przynajmniej jakość wzrośnie.
OdpowiedzUsuńChoć popieram ten wniosek, to nie w wydaniu GW. Bo jak oni, nie dajcie bogi, wrócą do metalu, to znowu napiszą stek farmazonów, że to 'nowa światowa jakość', że ich metal pochodzi z meteorytów i dlatego należy się dodatkowe +50% podwyżki na samym wstępie, bo to takie wielki odkrycie jest.
UsuńGdyby GW się postarało polepszyć jakość odlewów żywicznych to jestem jak najbardziej za żywicą. Nie mam poglądu na całość (bo mam tylko dwa modele z Forge World) ale żywica z FW jest twardsza. Wydaje mi się że GW chciało po prostu małymi kosztami, z materiału tańszego i nie najlepszej jakości sprzedawać "super jakościowe produkty" - rodem z CHRL. I się przejechali.
OdpowiedzUsuńAmen, i niech spoczywa na wieki w (nie)pokoju. Na szczęście modele GW kupuję już tylko kolekcjonersko, więc likwidacja tego nieporozumienia jest mi jak najbardziej na rękę. A jeżeli cena pójdzie zbytnio w górę, to... cóż, jest sporo firm z masą rewelacyjnych figurek. Nie muszę zostawiać swoje gotówki akurat w GW :D:D:D
OdpowiedzUsuńWybieranie NIEWYBRAKOWANEGO egzemplarza w sklepie kojarzy mi sie bardziej z "Chinskimi marketami" albo zieleniakiem i kupowaniem u rosjan niż z (dużo za) drogim wyrobem z cywilizowanych krajów.
OdpowiedzUsuńChociaż w sumie - u Chinczyka szukasz egzemplarza niewybrakowanego, a tutaj szukasz jak najmniej wybrakowanego. Coś naprawdę jest nie tak z tym GW.
I jego klientami.
Krzyz na droge, fotomontaz.
OdpowiedzUsuńOby sie ziscilo, bo FC to bylo najwieksze klamstwo, wrecz przekret w historii bitewniactwa. Szkoda tylko, ze pogrzebalo spora liczbe naprawde zacnych rzezb (WoC, Eldary, CSM). Na szczescie ten etap mamy za soba, przed nami wspaniala era plastikowych ludzikow po 90 zl sztuka... Tia... Chyba jednak zadowole sie metalami z drugiej reki i samorobkami z oddzialowcow.