Kurde-bele, nic na to nie
poradzę, ale coś ostatnie wpisy mocno się wyostrzyły w kierunku tematyki
opartej na Games Workshop i ich poczynaniach! Nie lękajcie się jednak – na warsztacie
jest już kolejny tekst traktujący o starterze do Dystopian Wars oraz solidne
wprowadzenie do Malifaux. Tak po prostu wyszło, że sporo się dookoła wydawcy
Wojennych Młotów działo, i w sumie głupio by było pominąć takie okazje do
skrojenia wpisów, więc się ich chwyciłem jak tonący brzytwy! Cóż, nic na to nie
poradzę i muszę poinformować, że dzisiejszy również będzie prosto ze stajni
żółto-czerwonych liter GW – bowiem jest o czym pisać na łamach Złomowiska, jako
że ów wydawca właśnie wypuścił nowy zestaw ‘farb efektowych’, które ku memu
niezmiernemu zaskoczeniu okazały się, w znacznej większości, zdecydowanie
dobre!
Games Workshop od już dość dawna
zawsze byli do tyłu, jeżeli chodzi o malarski wymiar ich hobby. Nie chodzi tu
wcale o jakość, którą też od zawsze prezentowali co najmniej dobrą, ale raczej
o wachlarz oferowanych produktów, który zwyczajnie był ubogi przez naprawdę
długi czas. Relatywnie niedawno znacznie powiększyli swoją paletę, dodali
solidny zestaw łoszy a nawet specjalne farbki do glazingu czy dla miłośników
metody suchego pędzla. Był to świetny manewr, bo już naprawdę zaczęli ostro
odstawać od malarskiej konkurencji i – przynajmniej w gronie malarzy/hobbystów
mi znanych! – produkty Vallejo czy nawet P3 / Reapery zaczęły zwyczajnie
wypychać niegdyś ubogą ofertę farbek GW z warsztatów. Powiększenie oferty i
unifikacja słoiczków wraz z klarownym podziałem na wydawnicze serie dobrze zrobiły
farbkom Citadel i teraz mogę zarzucić im jedynie jedną wadę, czyli relatywnie
wysoką cenę – poza tym są one naprawdę wysokiej jakości i oferują dość kolorów
i dodatków, by móc spokojnie polegać praktycznie tylko na nich.
Tak czy owak ktoś tam w
czeluściach R&D Games Workshop uznał, że skoro i tak cała firma kładzie od
już jakiegoś czasu mocny, nieustępujący nacisk na aspekt hobbystyczny tego
hobby, to seria farb musi się rozwijać. Jakiś czas temu wydali pastelowe, jasne
kolory pod serią ‘Edge’, w teorii
służące do krawędziowania, w praktyce będąc po prostu solidnych uzupełnieniem
palety na tyle, że aż mnie dziwi, że wydawnictwo jeszcze nie poszło wzorem
Reaper Miniatures i nie zaczęło tworzyć zestawów ‘triad kolorów’. Teraz zaś
dostrzegli, że nadal brakuje im kilku bardziej technicznych efektów
modelarskich… Po prostu, jeżeli ktoś próbuje stworzyć realistyczny efekt rdzy
czy śniedzi, jeżeli ktoś maluje korozję czy próbuje stworzyć efekt świeżej,
ściekającej juchy… To znowu musiał sięgać po produkty spoza stajni Games
Workshop! Jak widać najwyraźniej uznali oni, że pora to zmienić, i tak seria ‘Technical’ rozrosła się nam o pięć nowych farbek
efektowych! Dzięki uprzejmości sklepu Vanaheim.pl
miałem już okazję się z nimi zapoznać własnym pędzelkiem i wyrobić sobie
solidną wstępną opinię, która… Jest zaskakująco dobra! Nie uprzedzajmy jednak
faktów i weźmy pod lupę każdą z nich.
Blood for the Blood God! No chyba najciemniejsza tabaka w rogu się
domyśli, cóż też za efekt może się mieścić w słoiczku opatrzonym taką nazwą…
Tak jest, GW uznało, że skoro w ich grach i fluffie krew przelewa się gdzieś
tak na oko w milionach litrów w skali dnia a armie zarzynają się z wielkim
entuzjazmem w brutalnych starciach, to aż smutno, by ludziska sięgali po ‘efekt
krwi’ gdzieś indziej, prawda? Cóż, wszyscy, co się bawią w oblewanie juchą
swoich pamperków wiedzą, że od pradawnych czasów głównym środkiem do uzyskania
tego efektu jest niezrównana farbka Tamiya X-27 Clear Red, która dzięki lekkiej
przezroczystości, mocnemu nasyceniu i odpowiedniej barwie niewiele pracy
wymagała, by uzyskać świetne efekty świeżej krwi. Krew dla Boga Krwi jest dość
podoba w swoich właściwościach, acz jednak znacznie ciemniejsza w barwie co nie
jest bez znaczenia, bo jak chcemy uzyskać juchę bardziej świeżą, to trzeba do
mieszanki dodać troszkę jaśniejszej czerwieni. Ale można też podlać ów farbkę
ciemnym łoszem (*np. Aghrax Earthshade*)
by uzyskać bardzo przyzwoity efekt starszej, zakrzepłej krwi. Jest to całkiem
dobra alternatywa dla legendarnej Tamiya, ale jednak ten ciemniejszy odcień nie
każdemu przypadnie do gustu – kwestia, wydaje mi się całkowicie osobistego
wyboru, bo po prostu pod względem aktualnych właściwości nie zauważyłem żadnej
różnicy. No dobrze, Tamiya nadał ładnie pachnie malinką… Słowem, werdykt
pozytywny! Jak ktoś poszukuje solidnego efektu krwi a nie ma pod ręka sklepu
oferującego mistyczną X-Dwudziestkę Siódemkę japońskiego producenta, to w sumie
nie ma się co zastanawiać, bo ów nowy produkt GW w pełni się nada i spełni
swoją rolę w pełni poprawnie.
Nihilakh Oxide to moim prywatnym zdaniem, tuż obok nowego łosza do
ciemnej korozji, najlepszy produkt zaprezentowany na łamach tejże serii. Jak
można zgadnąć po nazwie, jest to środek do tworzenia efektu patyny i sprawdza
się /wybitnie/. Widać, że się postarali, bo to naprawdę porządna farbka i daje
szybko solidne efekty. Po pierwsze, jej konsystencja jest praktycznie taka
sama, jak łoszy, więc w pełni płynna i ładnie ściekająca w zagłębienia, tam,
gdzie patyna w istocie ma prawo się pojawić. Odmiennie jednak do łoszy jest to
farbka pozbawiona przezroczystości i w sumie ma mocny, solidny pigment, który
pięknie osiada tam, gdzie go chcemy i po wyschnięciu od razu prezentuje
solidny, dobry kolor w miarę świeżo powstałego nalotu śniedzi. Nie zrozumcie
mnie źle – nie jest to cud nad Wisłą, który jednym chlapnięciem stworzy bosko wyglądający
efekt patyny to zabrania na Golden Demona… Ale do porządnego TT świetnie się
sprawdza, a nawet wytrwani mistrzowie pędzla mogą znaleźć dla tego specyfiku
zastosowanie w formie bazy pod dalsze zabawy z efektem postarzania miedzi i
brązu. Bo tak naprawdę niewiele potrzeba, by wzbogacić efekt, jaki możemy
uzyskać korzystając z tego specyfiku. Od łoszyk zrobiony z ciemniejszego
turkusy by wzbogacić odcień… Albo lekkie chlapnięcie błyszczącym lakierem, by
dać efekt wilgoci. Bardzo dobry produkt i, ku mojemu zaskoczeniu, zdecydowanie
lepszy niż produkt tego samego typu wydany przez Vallejo, który działa niby
podobnie, ale nie posiada tak dobrego zabarwienia. Po prostu, jak masz brązowe
pancerze czy bronie, bierz w ciemno, bo robi robotę na piątkę.
Typhus Corrosion to już trzeci produkt w tej serii, który
zdecydowanie na stałe wyląduje w zapasach mojego warsztatu. Jest to, być może,
najlepsza farbka jaką Games Workshop wydało od bardzo długiego czasu, prawdziwe
błogosławieństwo miłośników postarzania modeli, którzy jednak doktrynersko
trzymają się produktów akrylowych, bo nie mają ochoty wciągać noskiem aromatów
terpentyny przy zabawach z produktami olejnymi czy bazującymi na alkoholu. Jest
to produkt, który aż się prosi o to, by napisać do wydawcy, czy możemy dostać
tego więcej acz w różnych odcieniach, bo widzicie… Jest to tradycyjny,
ciemnobrązowy wash, który dodatkowo posiada w sobie bardzo drobno zmielone ‘coś’
- teksturę, dzięki czemu po wyschnięciu nie tylko zaciemnia pomalowaną
powierzchnię, ale też tworzy ewidentną fakturę, nalot, jak przyklejone błoto
czy ziemia. Oczywiście ze względu na swoje nietypowe właściwości produkt ten
będzie wymagał nieco praktyki i opanowania, ale sam uważam, że będzie bezcennym
i wartościowym dodatkiem do kolekcji. Jak ktoś maluje pojazdy pancerne
wszelkiej maści, jest to niczym manna z nieba! A i do pojedynczych figurek nikt
nie pogardzi dobrym efektem zabrudzeń, prawda? Naprawdę produkt godny polecenia
każdemu, kto brzydzi się sięgać po bardziej fantastyczne specyfiki ze stajni
AK-Interactive czy MIG Productions.
Agrellan Earth to czwarty produkt, który jest co najmniej dobrym!
Nie będę już się zachwycał w ten sam sposób co powyższymi, bo tak naprawdę nie
jest to nic /nadzwyczaj/ uniwersalnego w użyciu ani też nie jest niczym, co w
sumie dość łatwo mogliśmy wcześniej osiągnąć korzystając z Crackle Medium
absolutnie dowolnej firmy, nawet z dobrym wyborem zestawów do tworzenia efektów
spękań przeznaczonych do decoupage’u… Ale powiedzmy sobie szczerze, są to w
sumie drogie dodatki no i oczywiście zwiększają czas pracy w sposób /znaczny/ i
nie każdy jest gotowy, by to przełknąć. Ów nowy produkt GW oferują nam
praktyczne rozwiązanie pod postacią w pełni gotowej farbki o kolorze
wyschniętej ziemi, która po wyschnięciu tworzy spękania w taki sam sposób, jak
przy użyciu właśnie dobrego medium efektowego. Co prawda czytałem raporty już w
sieci o pojedynczych sztukach tych farbek, które ‘nie pękają’, ale jakoś ciężko
mi w to uwierzyć i zrzucam to raczej na karb nieodpowiedniego użycia, jak
chociażby pokazuje recenzja na Tales of Painters, gdzie autor ewidentnie
nałożył za cienką warstwę – a by ten efekt powstał jednak należy nałożyć tego dość
grubo, tak, by przy wysychaniu miały gdzie ów pęknięcia powstać. Jak
wspomniałem wcześniej, ze względu na swój kolor i uzyskiwany efekt nie jest to
farbka /bardzo/ uniwersalna, ale też nie należy zbywać jej brakiem
kreatywności, bo poza tworzeniem szybkiego i ładnego efektu na podstawkach,
możemy też spokojnie brudzić nim gąsienice a nawet tworzyć kapitalną teksturę
na płaskich powierzchniach (*popękany, kamienny
naramiennik? Nie ma problemu!*), tym bardziej, że po utrwaleniu
werniksem można ów powierzchnię spokojnie pomalować innym kolorem i łoszować
według uznania! Użyteczna rzecz z całą pewnością, a dzięki temu, ze kosztuje
zaledwie 10 złotych, to wychodzi znacznie taniej niż zakup odpowiedniej chemii –
brawa dla GW w tym przypadku.
Nurgle Rot… Oczywiście, było by za pięknie, gdyby wszystkie wydane
produkty były świetne i godne nabytku, tak więc ostatnie dwie nowinki już nie
wzbudzają mojego dziecięcego entuzjazmu w taki sam sposób, jak poprzednia
czwórka. Nurgle Rot to coś, co najlepiej określają słowa ‘zmarnowany potencjał’…
Nie wiem, to pewnie kwestia odmiennych nadziei, bo sam chciałbym dostać farbkę,
która miała by choć w części właściwości kleju UHU, która by się nieco ciągnęła
i ściekała tak, jak porządny glut powinien! W domyśle produkt ten ma imitować
ropę i flegmę i w sumie nie wygląda źle – lekko gęsty, odrobinę przezroczysty i
lśniący, w sumie dobrze spełnia efekt śpików kogoś ciężko chorego, ale jest to
jak dla mnie produkt, który wymaga trochę dodatkowej pracy, by dało się z niego
wyciągnąć coś dobrego. Jako że jest nadal farbką akrylową, ładnie się z nim
pracuje za pomocą wody i odpowiedniej chemii, takiej jak np. Glaze Medium od
Vallejo. Możemy spokojnie zmienić odcień gluta dodając kropelkę wybranego łosza,
możemy rozcieńczyć sam produkt do konsystencji bardzo fajnego glaze’u, który po
nałożeniu na ostrze stworzy sympatyczny efekt broni pokrytej trującym olejkiem
czy mazidłem. Możemy dodać do dowolnego efektu wody, by stworzyć paskudne
kałuże toksycznego syfu czy nawet właśnie połączyć z klejem UHU w celu
uzyskania ciągliwej brei odpowiedniej barwy. Słowem, nie jest to produkt zły…
Tylko po prostu nie używał bym go ‘na surowo’ ze słoiczka, i by w pełni pokazać
pazur jednak wymaga już jakiegoś konkretnego pomysłu i wsparcia dodatkowych
materiałów.
Ryza Rust czyli wielki przegrany! No dobrze, nie przesadzajmy, nie
jest /tak źle/, ale też do rdzy jako takiej nie powiedziałbym, by był to dobry
specyfik – Rdza jest akurat popularnym tematem dla modelarzy wszelkiej maści i
praktycznie każda szanująca się firma wydająca farbki dla malarzy ma swoje
specyfiki, lepsze lub gorsze, ale Ryza Rust po prostu nie robi tego, co farbka
do rdzy robić powinna. Widzicie, rdza z natury ma to do siebie, że się osadza w
zakątkach, szczelinach… Miejscach, gdzie wilgoć może się zbierać, gdzie może
reagować z metalem i tworzyć radosną pomarańczowo-rudą barwę z elegancką
teksturką. Dlatego też większość znanych mi solucji jest prezentowana w formie
łoszy czy czegoś podobnego, lub też odpowiednik fikserów połączonych z
pigmentami. Ryza Rust zaś nie jest nawet farbką w serii ‘Technical’, lecz ‘Dry’
– jest to po prostu farbka do stosowania metody suchego pędzla o kolorze jasnej
rdzy. Czy to oznacza, że jest bezużyteczna? Absolutnie nie! Po prostu nie jest
jednostrzałowym rozwiązaniem na tworzenie ładnej rdzy, ale za to stanowi
świetną /bazę/ pod takowy efekt, bo ma mocny, jasny kolor, buduje solidną
teksturę i można spokojnie rozpocząć cały proces tworzenia rdzy lub ciężkiej
rdzy w wybranym miejscu… Jednak zamiast smarować powierzchnię suchym pędzlem (*która to technika zamiast nakładać kolor w zagłębienia, działa
wręcz przeciwnie przecież*) to lepiej używać stipplingu w
zagłębieniach lub na płaskich powierzchniach. Nie jest więc tak, że Ryza Rust
jest produktem zupełnie bezużytecznym, ale tak naprawdę jest też… Zwyczajnie
nadprogramowym, bo przecież taki sam efekt mogę uzyskać stosując dowolną jasną,
pomarańczową farbkę i używając jej w ten sam sposób, prawda? Po prostu Ryza
Rust nie znajduje u mnie miejsca na półce, bo nie oferuje niczego nowego, nie
oszczędza mi w żaden sposób czasu ani nie posiada właściwości dwóch produktów w
jednym słoiczku. Nadal jednak będę mazał swoją rdzę produktami MIG Production i
do tego czegoś się jednak nie przekonam, bo pomarańczowa, sucha farbka w moim
słowniku nie jest synonimem efektu rdzy.
Muszę przyznać, że jestem pod
wrażeniem, i to dość całościowo – nie chodzi nawet o to, że Games Workshop
nagle się obudziło i zaatakowało rynek solidnymi produktami z serii efektów
malarskich, ale bardziej o to, jak ładnie się za to zabrali. Nie tylko nie
rzucili jakieś chorej ceny za ów produkty, trzymając standard za słoiczek
dowolnego innego ich produktu, ale też stworzyli zgrabne
prezentacje na łamach wpisu na ich blogu z krótkimi filmikami, na których
to możemy solidnie rzucić okiem na to, jak ów efekty prezentują się ‘w naturze’
wraz z bardzo bazowymi wskazówkami jak je stosować. Ładnie z ich strony i w
sumie aż tęskno, by w takiej formie prezentowali swoje produkty w sposób
regularny! Po smutnej jakościowo fali nowości do Mrocznych Elfów miło zauważyć,
że panowie z Nottingham nadal wiedzą jak wydać cos porządnego!
A wam jak przypadły do gustu nowe farbki efektowe ze stajni Games Workshop?
A wam jak przypadły do gustu nowe farbki efektowe ze stajni Games Workshop?
Jeszcze nie mam. Ale naprawdę jestem zaintrygowany tymi produktami. Chodzą mi po głowie od czasu wydania WD. A twoja recenzja przybliża moją decyzję. Na pewno kupię w najbliższym czasie.
OdpowiedzUsuńDzieki za skonsolidowane info. Chyba sie zapoznam blizej z patyna i washem do postazania.
OdpowiedzUsuńZ całego zestawu najfajniej widzi mi się krew i efekt patyny (ten z Vallejo faktycznie jest mocno średni). Za to na pewno nie przekonam się do barwionego crackle medium... które nie wiem jak liczysz, ale biorąc pod uwagę pojemność słoiczków GW i dwuskładnikowego crackle, którego używam, to ten mój specyfik wychodzi znacznie taniej :)
OdpowiedzUsuńI bez tej recenzji kupiłabym pewnie co najmniej jedną z tych farbek, ale teraz już jestem pewna, że w nie zainwestuję ;) Patynę niby zawsze robiłam zwykłymi farbami, ale jakoś najbardziej mi się podoba. Szkoda, że Nurgle rot nie jest tym, czym powinien być... kiedyś tam by się pewnie przydał.
OdpowiedzUsuńAd Groan: Wydatek 60 złotych całościowo na wszystkie to w sumie niewielki wydatek, a można sobie samemu wyrobić opinię, więc czemu by nie? Choć i tak bym zrezygnował z Ryza Rust / Nurge Rot a jedynie tak naprawdę polecił z całego serca Typhus Corrosion.
OdpowiedzUsuńAd Arbal: W sumie najbardziej polecam Typhus Corrosion, bo choć patynka jest lepsza niż ta od Vallejo i daje solidny efekt na malowanie TT, to przecież we własnym zakresie dużo lepsza patynkę można uzyskać... Ale jako baza pod solidną patynę też się z pewnością będzie nadawać.
Ad Bloody Brushes: Cóż, mój Crackle Medium dwuskładnikowy kosztował 57 złotych - owszem, są to dwa duże, 50 ml słoiczki i starczą na wieki, ale to nie o to przecież chodzi, bo jednak korzystanie z tego nie jest najłatwiejsze i co ważne, znacznie przedłuża cały proces i dodaje kolejne etapy do produkcji w modelu. A w słoiczku GW mamy /wszystko na miejscu/ i łatwość w obsłudze i operowaniu to są oferowane zalety. :)
Ad Skavenblight: Haha, cieszę się, że moja skromna recenzja pomogła przechylić decyzyjną szalę - ogólnie jak zaznaczyłem w tekście, za wyjątkiem niechlubnego wyjątku Ryza Rust reszta to produkty, które z pewnością mogą odnaleźć solidne zastosowanie; Choć efekt krwi i 'postarzacz' Typhusa mają oczywiste efekty i szeroki wachlarz usług, to patynator robi świetną bazę pod ów efekt a nawet taki Nurgle Rot można ładnie wykorzystać, co o dziwo widać na filmiku GW właśnie, gdzie rozcieńczony do formy washa tworzy na ostrzach Talosa ładny, błyszczący naciek trucizny.
Chyba się skuze i w sobote kupię tą farbę do patyny i postarzania. Co do krwi to sprytnie kupilem dwa sloiczki tamyi kiedyś więc mam dużo malowania i wąchania:D
OdpowiedzUsuń