Generowanie standardowego wstępu:
w toku. Witam pięknie mili czytelnicy – dziękuję ciepło za urodzinowe życzenia
i za solidną liczbę odwiedzin! Dziś zaś chciałbym nawiązać to ślicznej aury za
oknem… Słońce grzeje, asfalt pachnie palonym asfaltem, kot pochłania promienie
słoneczne na parapecie a ja dostałem wolną dniówkę. Zanim uderzę do
planszówkowego baru posiedzieć w klimatyzacji przy chłodnym cydrze i w
doborowym towarzystwie, postanowiłem z uśmiechem poruszyć temat zainspirowany
niewielkim flame’em na forum Gloria Victis, w którym to poruszony został temat
o wdzięcznej nazwie „Turniejowcy - Czemu się męczycie?” gdzie JohnnyWalker (*autor bloga Brushlicker*) próbował się
dowiedzieć, dlaczego i czy w ogóle gracze turniejowi w Wojenne Młoty grają w te
systemu na turniejach – bo przecież te gry są niezbalansowane, dziurawe,
wymagają licznych klaryfikacji i wykładni zasad by dało się to jakoś sensownie
rozegrać, prawda?
Naturalnie zgodnie z
przewidywaniami gawiedzi, temat szybko zszedł na radosne przepychanki pomiędzy dwoma
obozami – niech będzie to ‘Młotkowy beton’ oraz ‘Rewolucjoniści Małych Systemów’.
A jeżeli komuś się te nazwy kojarzą negatywnie, to po prostu potraktujmy to
jako obóz twardych fanów Warhammerów oraz frakcję miłośników innych gier,
którzy z różnych powodów strzelili na Wojenne Młoty fochem. I tak, pomimo
faktu, że temat oferował możność wyciągnięcia z niego czegoś nowego, szybko
utopił się we wzajemnym wytykaniem palcami. A szkoda! Choć i tak muszę
przyznać, że wyszło z tego wszystkiego coś dobrego, a mianowicie ten uroczy
post autorstwa Metalslave’a (*autora
bloga Metalwars*):
Prawda, że dobre? Wiem, zabrzmi
nieco hipokryzją, ale zgadzam się z tym postem w dużej mierze. Tak, nie będę
umywał sobie rąk – sam nie raz, nie dwa razy zgrzeszyłem chęcią ‘oświecania’
miłośników produktów Games Workshop, sam argumentowałem, że firma jest taka i
siaka i nie raz, nie dwa razy wyliczałem, co mi się u nich nie podoba. I choć
wierzę, że staram się zawsze zachować solidną argumentację, opanowanie i
solidny język w dyskusji, to nie owijajmy w bawełnę, kiedy gorąco dyskusja wrze
każdemu się jakaś głupota wypśnie. Tak czy owak słowa Metalslave’a niosą ważne
przesłanie dla mnie i dla wszystkich tych, co chcą wspierać rozwój wszystkich
tych innych systemów w kraju – zamiast skupiać się na obrzydzaniu ludziom Games
Workshop i ich gier, może lepiej aktywniej zabrać się za promowanie innych
systemów i wziąć się za to z należytym zapałem?
Dobrze zatem. Zadajmy sobie
pytanie prosto z tytuły wpisu, a mianowicie co możemy sami zrobić, by nasze
polskie środowisko gier bitewnych nie było takim jednoczłonowym monolitem z
drobnymi naroślami? By gracze w ‘te inne systemy’ nareszcie mogli bez obaw
kupować startery wiedząc, że przynajmniej w tych większych miastach znajdą współgraczy?
Och, czyżby już podobny wpis kiedyś wylądował na łamach bloga? Owszem – w wielu
felietonach wspominałem w paragrafach lub dwóch, że niszowe systemy pozostaną
niszowe tak długo, jak każdy będzie do problemu podchodził na zasadzie „Nikt w
to nie gra, to ja też nie, bo nie ma z kim”. Brzmi łatwo, brzmi prosto ale widzicie,
organizowanie czegokolwiek wymaga nie tylko cennego surowca jakim jest czas,
ale też zapału – i choć możecie nie wierzyć, że jeden człowiek wystarcza, by
dać odpowiedni zastrzyk energii, by sprzedać kopa na rozpęd, to cóż…
Najwyraźniej nie spotkaliście się z sytuacją, gdzie wystarczyło dosłownie
rzucić hasło, i wszystko ożyło. Przykładem będzie niespodziewana pobudka MalifauX w Krakowie – nie ma co
ściemniać, teraz trochę przycichło, jest lekki zastój… Ale przed zrywem system
był całkowicie martwy. A wszystko, co było potrzebne, to po prostu rzucenie
zawołaniem „Gramy w MalifauX, ktoś ma ochotę?” i nagle jakby spod ziemi wyrosło
kilku hobbystów, którzy przyznali się teraz, że tak naprawdę nie dość, że są
zainteresowani… To już nawet mają swoje modele!
Nie wiem czy to nasza rodzima
natura czy dziwaczna specyfika samego hobby, ale mamy paskudne tendencje do
samoczynnego wyalienowania, do tworzenia sztucznych bunkrów i azylu, w których
czujemy, że my jesteśmy ‘Tymi Dobrymi’ a reszta to ‘Ci Źli’. Niekoniecznie w
jakiś ekstremistyczny sposób, ale niech mi ktoś z ręką na sercu powie, że tego
nie odczuwa… Że gracze w system A
nie patrzą z politowaniem na stół, w którym ktoś pomyka w system B. Że znowu miłośnicy gry B twierdzą, że Ci co lubią system C nie myją nóg. A panie i panowie
miłujący się w systemie C, twierdzą
że gracze w system A to durnie, bo
ich gra jest głupia. Nie jest to norma w domu i w zagrodzie? Wiem, że składa
się na to sporo różnych czynników, w tym najbardziej prozaiczny czyli finansowy
(*bo kasy starcza na jedną, góra dwie gry…*),
ale nawet pomimo tego nie ma u nas tej atmosfery, którą wyczuwałem we Francji,
Hiszpanii czy nawet w Wielkiej Brytanii, gdzie w jednym klubie rypią w 4-5
różnych gier i nikt nikomu szpili w bok nie wbija z tego powodu. Nie zrozumcie
mnie źle, tego typu podziału mają swoją pewną naturalność, ale jakoś tak u nas
na naszym poletku są jakby wyraźniejsze, mocniejsze i trudniejsze do
przełamania.
Przykład? Przynosimy dwie armie
do nowego systemu. Kostki, wzorniki, zasady… Wszystko, by pograć w coś nowego.
Pytamy się ludzi – Hej, może chcecie spróbować zabawić się w Tę Inną Grę? –
cóż, fali chętnych nie widać, hm? Trzeba się natrudzić, nagabywać, być upartym
jak osioł i praktycznie rzucać modelami w ludzi czy okładać ich księgą zasad po
głowie, by dali się przekonać… Teraz moje zaskoczenie wynika z tego, że taka
próba kosztuje ich jedynie czas. Pewnie, czas to cenny surowiec, ale przecież
to nie jest argument, z którego korzystają gracze – częściej jest to coś w
stylu „nie chcę, bo nie mam ochoty się wciągnąć” albo „i tak nikt w to nie gra”.
Uwaga, zaznaczę teraz, że nie ma obowiązku
by próbować we wszystko, co Ci ktoś pod nos wystawia! Mogą się nie podobać modele,
stylistyka, setting, skala… Pewnie, to wszystko sensowne argumenty za tym, by
podnieść rękę w geście sprzeciwu i rzec mocne i asertywne „Nie, dziękuję.” Ale
naprawdę, z 8 na 10 odpowiedzi bazuje na powyższych przykładach – nie, bo nie.
Nie bo jeszcze, nie dajcie bogowie, spodobałoby mi się. Nie, bo nikt w to nie
piłuje. I jakoś logiczny lapsus umyka tym graczom, że nikt w to nie gra właśnie
przez takie podejście. Gdyby gdzieś tam w zamierzchłej przeszłości jakiś
odważny homo erectus nie spróbował krowiego mleka, to dzisiaj nie
zajadalibyście się płatkami z mlekiem na tanie i szybkie śniadanie!
Jest to jedna z barier,
przeszkód, które chciałbym kiedyś zobaczyć pokonaną, obaloną i rozbitą w pył. A
my, mili gracze, jesteśmy w stanie to osiągnąć. Tak. Wiem. Łącznie wszystkich
graczy w takie gry jak MalifauX, Infinity, Warmahordes czy już nawet dodając do
puli takie małostki jak systemy Spartan Games, Dust Tactics/Warfare,
HellDorado, PulpCity czy jeszcze mniejsze wytwory prawdopodobnie jest mniej niż
grających w dominujące na rynku Wojenne Młoty, ale czy to w czymś przeszkadza?
W sensie, czy to naprawdę jest blokada, która nie pozwala na cieszenie się tymi
grami i osadzenie solidnej grupy zainteresowanych graczy w waszych klubach?
Szczerze wątpię.
Widzicie, tyle rzeczy można
ogarnąć, by stworzyć lepszą, bardziej sprzyjającą atmosferę do rozkwitu
mniejszych, mniej popularnych systemów. Oczywiście, nikt nie mówi, że będzie
lekko – zawsze pojawią się przeszkody. Trud z importem pudełek, brak
dystrybutora, niechęć LGS’u do gry, której nie prowadza sprzedaży… Wszystko to
jest jednak do przeskoczenia. Poniżej, prosto z czapy, kilka punktów co można
zrobić, by zachęcić nowych graczy do zabawy.
Intro Gaming i prezentacja
Tak, przejdźmy do podstaw. Jak często
w waszym klubie czy sklepie pojawia się ktoś z grą, o której nawet nic nie
słyszeliście? Ktoś, kto posiada dwie armie czy drużyny, kostki, karty, miarki i
wiedzę, by dany system wam pokazać? By wyjaśnić pokrótce świat i fluff, by
zdradzić zasady, zaprezentować jak przebiega cała rozgrywka? Nie za często,
prawda? A co do za problem dla kogoś, kto posiada dwie ekipy do Malifaux czy
nawet /jedną/ ale większą kolekcję do swojej frakcji w Infinity, by spakować to
wszystko, uderzyć na lokal i zawołać donośnym głosem „Hej, hej, robię pokazówkę
do tego a tego systemu! Ktoś chętny?”. I nawet jeżeli nikt się nie zgłosi, to
nie załamywać się, i regularnie nosić ze sobą taki zestaw, co wizytę w klubie
pytać, czy tym razem może się ktoś znajdzie…Na własnym doświadczeniu mogę wam
zdradzić, że to działa. Dopiero po piątej wizycie z flotami do Dystopian Wars
znalazłem chętnych na spróbowanie. I było miło! Do MalifauX też się kilka
chętnych osób znalazło, i to całkiem od ręki.
Naprawdę niewiele nakładu prac i
sił potrzeba. Po prostu spakujcie odpowiedni zestaw, uderzcie do swojego klubu
jak zwykle i sprzedajcie pomysł, że można by było coś nowego przykulać kosteczkami,
bo przecież hej… Wszystko, co potrzebne do gry masz przy sobie!
Kampanie i turnieje
Jeden ze świetnych argumentów,
który pojawił się w tym uroczym temacie na forum WH40k brzmiał, że Ci, co
najgłośniej narzekają i najgoręcej jęczą to zarazem Ci, którzy praktycznie
nigdy niczego dla hobby nie zrobili w skali poza-prywatnej. Nie organizowali
turniejów. Nie prowadzili kampanii. Nie stworzyli systemu ligowego. Nie
udzielali nawet warsztatów malarskich… Na ile te oskarżenia są zgodne z prawdą,
nie da się zmierzyć, ale warto zauważyć, że ogólne meritum tejże myśli dobrze
reprezentuje brak aktywności znacznej mocy hobbystów. Widzicie, ja wszystko
rozumiem – praca, edukacja, rodzina. Dla większości z nas gry bitewne to
odskocznia… Chcemy wpaść na wieczór do klubu, wyciągnąć figurki, zagrać
partyjkę lub dwie i się bawimy! Wiadomo, że organizowanie absolutnie
czegokolwiek to sporo pracy, wymaga ogromnego nakładu czasu i odpowiedniej
zapalczywości, dedykacji…
Co nie oznacza, że to
niewykonalne. A potrafi tak wiele zrobić dla środowiska. Ot, dla przykładu, coś
niecoś ponad temat niszowych systemów – Malarska Aktywacja, na łamach której
naprawdę pomalowanych zostało setki modeli! Choć dziurawa i niedoprawiona, to
akcja przyniosła ewidentne korzyści. Każde wydarzenie tego typu wzbudza
zainteresowanie, miesza w kociołku i przysłuży się sprawie. Dobrym przykładem
jest tutaj mała kampania prowadzona przez Vanaheim, na malutkie punkty do WFB,
mającej na celu nauczanie i prezentację systemu dla początkujących. Tak
niewiele potrzeba, a taki dobry, pozytywny odzew. Rzućcie chociażby okiem na
turnieje Infinity – owszem, frekwencja nie zawsze ścina z kolan, ale powodują
one tak czy siak, że gracze wychodzą spod kamieni i wyjawiają się ze swoich
jaskiń, by aktualnie pograć.
Sam jestem w trakcie pisania
niewielkiej kampanii do MalifauX dla naszego lokalnego środowiska z nadzieją,
że będzie to druga fala żywego prądu mającego a celu dodanie tej grupie graczy
odrobiny życia. Kilka scenariuszy, mapka, system rozwoju drużyn… słowem,
kilkanaście godzin pisania i już będzie coś gotowe, prawda? Wszystko da się
zrobić, wystarczy chcieć, że pozwolę sobie użyć tego sztampowego powiedzonka.
A to tylko dwa proste pomysły z
całego ich stosu… Można założyć forum lub podforum do zebrania lokalnej trupy,
tak, by byli na bieżąco informowaniu o tym, co się z systemem w danym miejscu
dzieje? Można wspomóc własny sklep lub klub, sponsorując stoły do gry czy też
tereny pasujące do systemu, który chcemy rozpracować. Możemy zaoferować
wsparcie w prezentacjach i nauczaniu. Może warsztaty modelarskie i malarskie,
jeżeli jesteśmy w tym mocni? Prawie zawsze idzie się dogadać, wierzcie mi –
rzeczy niemożliwie to po prostu zadania, które są wykonalne wtedy, kiedy sami
nie powiemy sobie, że nie potrafimy przez nie przebrnąć.
I tu pytanie dla was, mili czytelnicy – co Wy zrobiliście dla waszego
hobby? Czy promujecie gry, w które lubicie grać? Czy walczycie, by były one
popularniejsze, by wyszły z ciemnego worka z napisem ‘system niszowym’? Czy ta
walka jest pozytywna, znaczy, skupia się na pokazaniu dobrych stron waszych ulubionych
gier? Czy macie jakieś inne pomysły, jak wesprzeć rozwój tych gier w waszych
klubach czy całościowo, w Polszym Półświatku gier wojennych? Z chęcią zapoznam
się z waszymi przemyśleniami i komentarzami – zastanówmy się więc, co możemy
zrobić lepiej, a nawet co w ogóle możemy zrobić, by każdy system bitewny miał
swoją szansę?
Ja zawsze chetie sie naucze i poznam nowe systemy, mam nawet liste "wanna" :) POwalcze z "zielonymi" w to co potrafie. Ogolnie uwazam ze "niszowe" systemy juz dawno takimi nie są, u nas ( Jaworzno, woj śląskie ) chyba juz nikt nie gra w whmr, a graczy Infy paru jest, do tego lokalny sklep organizuje turniej co miesiac, ruszyla wlasnie liga. W tygodniu odbywają sie warsztaty/nauki malowania, miejsca i stoły do gry za free czekają. To wszystko wymaga nie tylko aktywacji sklepu by zwiekszyc obrót, ale i po prostu ludzi. Hobby ktore posiadamy powinno nas łączyć, a my szukamy jeszcze w nim roznic :) Jedyne negatywne co mowie o whmr40k to to, że "grałem i już nie gram, bo polityka firmy oraz zasady juz mi nie odpowiadaja" i skupiam się na tym, co mi sie podoba u innych. Jednak to nie znaczy ze bede hejtowac inne systemy, przeciwnie, nieraz podziwiam malowania ozywiajace figsy znacznie gorszej jakosci.
OdpowiedzUsuńChociaż mieszkam w irlandii to sam zostałem porwany na fali Malifaux-owej rewolucji i postanowiłem rozpropagować nieco system w Dublinie.
OdpowiedzUsuńOkazało sie, że nagle pojawiło się paru ludków co albo mają już swoje ekipy albo są zainteresowani tą grą.
Za niedługi czas (3-4 tygodnie) mam zamiar zrobić małe demo dla niezdecydowanych więc może uda mi się wkręcić więcej ludzi.
To ja też coś napiszę. Fakt, że ostatnio gram w jedną grę (Warheim FS) ale wynika to głównie z braku czasu na inne systemy - praca na pełny etat 50 km od miejsca zamieszkania, córka, żona, rodzina, a czasu nie przybywa ale da się. Może nie tak dynamicznie i regularnie jak jeszcze kilka lat temu ale prowadząc blogi i forum poświęcone grze, prezentując raporty bitewne, pomalowane modele, czy w końcu publikując erraty uwzględniające potrzeby graczy da się wypromować niszową grę, nawet jeśli większość środowiska zna ją tylko z nazwy, to mimo wszystko nowi gracze, czy nowe środowiska graczy wciąż się pojawiają.
OdpowiedzUsuń"Nie wiem czy to nasza rodzima natura czy dziwaczna specyfika samego hobby, ale mamy paskudne tendencje do samoczynnego wyalienowania, do tworzenia sztucznych bunkrów i azylu, w których czujemy, że my jesteśmy ‘Tymi Dobrymi’ a reszta to ‘Ci Źli’. Niekoniecznie w jakiś ekstremistyczny sposób, ale niech mi ktoś z ręką na sercu powie, że tego nie odczuwa…"
OdpowiedzUsuńZ ręką na sercu mówię, że tego nie odczuwam*.
Powiem więcej, spotkałem się z takim podejściem niemal wyłącznie ze strony fanów Młotków (oczywiście nie wszystkich), a od kilku lat obracam się w gronie ludzi, którzy są bardzo chętni do testowania niemal wszystkiego i w gronie stałych graczy co i rusz sięgamy po nowy system. Choć nasz przypadek jest o tyle specyficzny (przynajmniej na tle polskiego światka), że grywamy w systemy nie posiadające "jedynych, słusznych" modeli, więc mamy znacznie większą swobodę dobierania zasad.
*No dobra, w przypadku gier to nie, ale miłośników lig i turniejów uważam za dziwnych... :P