Kiedy jesteś graczem w gry
bitewne to odczuwasz nieco podobną ekscytację, jaką doskonale znają
kolekcjonerzy gier karcianych… Słyszysz, że wychodzi nowy dodatek pod postacią
nowych modeli, nowego suplementu czy tłuściutkiego zestawu, i od razu cieszymy michę,
wyrażając nadzieję, że a nuż będzie coś dla naszej ulubionej armii. To jednak
jest nic w porównaniu do wielkiego wydarzenia, jak światowa kampania (*pamiętacie, jak Games Workshop jeszcze je
organizowało, kiedy pamiętało, że ma fanów?*) czy oczywiście
kluczowy element przejściowy – zmiana edycji. W niektórych prominentnych grach
wytrawni weterani mają na koncie 3-4 zmiany, jak nie więcej, i ogólnie zakłada
się, że jeżeli gra dożywa momentu, w którym nadchodzi nowa edycja… Jest to
dobry znak. Po pierwsze, oznacza, że system przetrwał Pierwszą Próbę i
zaskarbił sobie stałych fanów. Po drugie oznacza, że twórcy poznali swoje błędy
i teraz wydając nową edycję postarają się je naprawić.
Czemu o tym wspominam? Cóż, po
tytule pewnie się domyślacie – Firestorm
Armada wchodzi w etap 2.0; Już na oficjalnym sklepie możemy zamawiać
podręcznik, do czego gorąco zachęcam, ponieważ w przed-premierze w cenie
zaledwie około 100 polskich blaszek dostajemy nie tylko podręcznik w /twardej
okładce/ ale też naprawdę spory model to naszej wybranej frakcji pod postacią
gwiezdnej bazy – naturalnie w cenie, co jest niezwykle opłacalne, bo modele tej
klasy jakościowej i rozmiaru samodzielnie spokojnie pod 50-60 złotych by
chodziły! No ale spokojnie, wiem, że łatwo się mówi komuś, kto już modele ma i
ma ochotę system promować, ale też powiedzmy sobie szczerze… Zmiana edycji to
idealny czas na wejście w zabawę, tym bardziej, że Spartan Games podchodzi do
tematu profesjonalnie, i wraz z nowym podręcznikiem, udoskonalonymi zasadami dostajemy
po nowiutkim starterze (*Patrol Fleet*)
dla każdej z sześciu bazowych frakcji, ma również pojawić się zestaw wstępny
dla dwóch graczy a druga edycja gwarantuje, że baza mechaniki systemu została
już sprawdzona i wypolerowana przez graczy… Ale po kolei!
Czym jest Firestorm Armada?
Firestorm Armada to gra flotowa,
która obsadza Cię w admiralskim krześle, z którego dowodzić będziesz flotą
składającą się z wysokiej jakości żywicznych modeli – do dyspozycji dostajesz
szeroki wachlarz szwadronów kosmicznych okrętów, od malutkich fregat aż po
ogromne drednoty. Przynajmniej tak w skrócie brzmi oficjalny tekst zachęcający
do zabawy na stronie producenta, ale w istocie mniej więcej nakreśla obraz – FA
to gra flotowa, co oznacza, że manewrowanie nie jest jedynie formą przybliżenia
do siebie modeli tak, by te mogły się swobodnie okładać maczugami, lecz
aktualnie stanowi kluczowy element prowadzenia bitwy, dzięki swojej
restrykcyjności i ograniczeniom wymaga od graczy dobrej wizualizacji tego,
jakie manewry będą wykonalne i z jakiego wektora podejścia najlepiej zaatakować
wrogi okręt tak, by ten nie mógł skutecznie skierować przeciwko nam całego
swojego śmiercionośnego arsenału.
Modele są w małej skali, co w
niczym nie umniejsza ich jakości – są to żywiczne odlewy z nielicznymi
metalowymi elementami. Materiał jest świetny – twardy, acz nie powodujący
problemów w obróbce, a dzięki swoim właściwościom pozwalający na prezentację
zabójczo ostrych detali, nawet całkowicie miniaturowych! Dzięki temu modele do
gier Spartan Games to zdecydowanie topowa jakość, choć oczywiście stylistyka i
wzory już po prostu muszą komuś podejść… Fortunnie pomiędzy sześcioma głównymi
frakcjami a kilkoma dodatkowymi flotami dodatkowymi raczej na pewno każdy
znajdzie coś, co wizualnie mu powinno podejść!
Dlaczego niby mam się tym zainteresować?
Cóż, to już pytanie z
trudniejszymi odpowiedziami, bo zależnymi w dużej mierze od waszych
preferencji. Dla przykładu, jeżeli swego czasu graliście w taką grę –
Battlefleet Gothic – to nie widzę absolutnie żadnych powodów, byście nie dali
Firestorm Armada odpowiedniej szansy, bo zarówno modele są wysokiej klasy jak i
zasady dobrze oddają dynamikę gry tej skali i rodzaju. Nie mówiąc już o tym, że
modele są regularnie dostępne i zawsze do nabycia, a system nie jest na „czarnej
liście” swojego wydawcy, i otrzymuje twarde, regularne wsparcie, sporo nowości
i ogólnie dużo miłości od swoich twórców. Oczywiście rozumiem argumentacje, że
to nie to samo, że to nie uniwersum Wojennych Młotów, że brak zapachu spod
boltera i chaosu czy też orkowych, latających śmietników… Ale osobiście uważam,
że z trupem się kochać trochę nie przystoi, i choć z pewnością w mrocznych
zakątkach domowych pieleszy czy zakurzonych klubach ktoś z pewnością jeszcze pomyka
w BFG, to może jednak miłośnicy jatek kosmicznych okrętów mogli by łyknąć
trochę świeżego powietrza i ogarnąć nową zabawkę w tych samych klimatach i
smakach, acz o dystynktywnie innym kształcie!
A jeżeli nie graliście w BFG i
ogólnie nie mieliście styczności z grami o takim kalibrze… TO chociażby to
powinno być zachętą, do spróbowania, bo jednak jest to odmienny rodzaj zabawy i
gra wymaga innego podejścia do zrozumienia tego, co jest w niej kluczowym
elementem. Ciężko to ubrać w słowa, ale gwarantuje wam, że chociaż też się
turla kostkami, też się rusza modele, to jednak zmiana nacisku z synergii,
statystyk czy mechanizmu ‘papier-nożyce-kamień’ i przełożenie go w znacznym
stopniu na fazę ruchu daje zupełnie nowe podejście do gry i wymusza nasz umysł
do ponownego rozruszania trybików i myślenia nie tyle matematycznie (*tak więc obliczanie statystyk trafień czy prawdopodobieństwa
rozwalenia wrażej jednostki spada na drugi plan*) a przestrzennie,
gdzie planowanie wędrówki szwadronów i okrętów na przestrzeni tur jest kluczem
do sukcesu. Jest to coś, co gorąco polecam spróbować każdemu miłośnikowi gier
bitewnych… W szczególności, kiedy już zaczyna wam dopiekać to, że w większości
gier cała faza ruchu polega na tym, by jak najszybciej dobiec swoimi modelami
do modeli przeciwnika.
I ostatni argument – bo to jest
dobre. BO to jest ładne. I jest niedrogie – 200 złotych za pełnoprawny starter,
100 blaszek za podręcznik w twardej oprawie, kolejne 150-200 polskich monet za
pudełko ze wsparciem et voila, mamy gotową armię i zasady, by nią śmigać. Ewentualnie
można przyoszczędzić i zebrać się ze znajomym na starter, który wyjdzie wraz z
edycją druga już niebawem, a który zawiera dwie floty, dwie paczki kart, kości,
wzorniki, żetony i oczywiście zasady – nie żadne tak skrócone czy w miniaturze,
ale pełnowymiarowy egzemplarz w twardej okładce. Słowem, wydatek na wejście czy
nawet dalsze rozwijanie nie jest duży a zawsze da wam to nową grę do kolekcji…
Nie mówiąc już o ładnych modelach!
Osobiście nie mogę się doczekać
premiery, bo jednak druga edycja to, powiedziałbym, rzecz dość wymierna w
znaczeniu… Oznacza, że system okazał się na tyle udany, że znalazł na tylu
nabywców, by firmie opłacało się i chciało poprawić zasady, doszlifować
zgrzytające elementy, pozbyć się chwastów w zapisach i wyklarować sam wzór
mechaniki tak, by aktualni gracze byli zadowoleni i by gra rozwijała się dalej,
pozbawiona starych wad i problemów! Oznacza to po prostu, że gra przeszła
pozytywnie najtrudniejszy okres swojego żywota, czyli próbę przebicia się do
świadomości graczy… Czego chcieć więcej? Cóż, w moim przypadku pozytywnego
odzewu! Sam naturalnie nabędę starter i z radością będę prezentował grę
każdemu, kto wykaże chociaż ociupinkę zainteresowania, więc Krakusi i okoliczny
bitewniakowcy… Uważajcie.
A jutro? Trzeci odcinek ‘Jak stworzyć Aniołów Śmierci’, czyli poczytamy
sobie o tym, jak przebiega rekrutacja do zakonu Astartes, kim są i jaką rolę
pełnią Zwiadowcy kosmicznych marines i jak czynniki zewnętrzne wpływają na
proces rekrutowania nowych kandydatów na super żołnierzy~ A na odchodne,
pytanie: Czy Firestorm Armada interesuje was jako potencjalny system do
spróbowania? Jeżeli tak, to dlaczego? A jeżeli nie, to cóż musiałby oferować,
by stać się atrakcyjnym?
Gram w to od około roku. System fajny i prosty, modele (jeśli się kupi te nowsze odlewy) też dobre. Niestety cierpi na spory mankament w postaci dużej losowości -> Wybuchające kostki potrafią niekiedy doprowadzić mniej zdystansowanych graczy na skraj wytrzymałości ;)
OdpowiedzUsuńDlaczego postanowiłem w to wejść? A bo jest to jedyny duży kosmo-bitewniak który ciągle się rozwija. Poza tym tęsknota za BFG robi swoje :)
Eksplodujące kostki potrafią dać w kość - ot, w ostatniej grze w Dystopkę fregata... JEDNA... wbiła hita pancernikowi rzucając cztery szóstki pod rząd... Ale osobiście jestem fanem tego rozwiązania, bo dzięki niemu nie ma zabawy w 'mathammera', czyli liczenia sobie na rączkach ile kości trzeba rzucić, by osiągnąć dany wynik... A przy okazji mechanizm ten pozwala na tworzenie fajnych zasad specjalnych ;)
UsuńOczywiście że interesuje! Sam odkładam dzięgi na zakup większego zestawu :))
OdpowiedzUsuńJakiś czas temu miałem fazę na kosmiczne bitewaniaki. BFG (ładny skrót) martwe, Full Thrust gdzieś odleciał, więc kupiłem podręcznik do FA (+ bonusowo dwa pomalowane statki) i.. na tym się skończyło. Gra figurkowa musi mnie porywać klimatem, modelami. Tutaj niby stateczki niezłe, ale jakieś to takie bezpłciowe. Sam rulebook tak mi się nie spodobał, że nawet nie przeczytałem. Wiem, jestem okropny :)
OdpowiedzUsuńa może ktoś podpowiedzieć gdzie moge kupić modele do firestorm armada ??
OdpowiedzUsuń