Od premiery Age of Sigmar upływa dziewięć miesięcy. W sumie,
dobra liczba, bo pozwala mi na porównanie do trudnego dla płci żeńskiej Stanu
Błogosławionego – znaczy, okres ciąży minął a nowo poczęte dziecię wreszcie
może po raz pierwszy rozciągnąć rączki i nóżki na świeżym powietrzu brutalnego
świata! Porównanie to jest o tyle pasujące, że rzeczywiście Age of Sigmar po
raz pierwszy na poważnie może zaczerpnąć oddechu i pokazać, że jest samoistnym
bytem, który porzucił w pełni spuściznę swojego starszego i już martwego brata!
Armie niezgodne z nowym fluffem zostały ucięte, wszystkie inne zostały finalnie
skorygowane i dopasowane do nowego czwórpodziału frakcyjnego… Podstawa i baza
została nareszcie dobrze i finalnie osadzona. I teraz nadszedł czas by dać
graczom pokaz tego, jak ów frakcje będą się rozwijać w nowej formie i pod nowym
sztandarem.
Tak naprawdę do tej pory tylko dwie frakcje otrzymały
nowości i były z racji swojego czołowego statusu nieco dopieszczone miłością
wydawcy. Mówimy tutaj oczywiście o wyznawcach Boga Krwi pod postacią Khorne Bloodbound jak i oczywiście o
nowych superwojownikach Sigmara – Eternal
Stormcasts. Nie dziwi nikogo ich priotytetowe potraktowanie… Nie tylko były
to armie zawarte w starterze, ale są też one niejako głównymi siłami w nośniku
fabularnym. W międzyczasie jaszczuroludzie stały się niejako pełnoprawną
frakcją we frakcji pod nową nazwą a i krasnoludy dostały świeże zestawy
płomiennorudych fanów mordobicia pod postacią Fyreslayers.
No ale siły Porządku i Chaosu już naprawdę się przejadły,
tym bardziej że dwie frakcje od momentu wydania gry zbierają kurz i polegają na
starych modelach, więc nadeszła pora, by to nadrobić. I tak oto nowiutkie,
zielone Waaagh! uderza w domeny śmiertelników ze świata bestii z radosną
dzikością nieposkromionego i zdecydowanie zielonego szału. I tak oto w tym
tygodniu Games Workshop prezentuje nam nowych, pancernych zielonych z sił
Destrukcji pod postacią armii Ironjawz!
Zaczniemy oczywiście od największego plastikowego cudeńka,
czyli od Orruk Maw-Krusha. Model
jest całkiem gigantyczny, jeżeli wierzyć skali i temu, że podstawka tego
żabosmoka mierzy słusznej powagi podstawkę średnicy 160 mm. Nie powiem, na pierwszy rzut oka jak
ją ujrzałem od frontu, zachwycony nie byłem… Owszem, spękana skóra, świetny
wyraz mordy paskudy, zrogowaciałe narośle na potężnych łapskach, wszystko to
wygląda solidnie, ale nie zachwyciło mnie. Jednak gdy mogłem obejrzeć model z
każdego kąta, muszę przyznać, że żabosmok orruków jest ładnym modelem. Świetnie
skrzydła, grube cielsko, fantastycznie dozbrojony ogon, dwa warianty łba
(*opancerzony albo i nie*). Jest dobrze. A to dopiero połówka zestawu, bo na
naszą Maw-Krushę możemy wrzucić megaszefa orruków albo nowego bohatera
wściekłych i zielonych –Godrakka. Oba warianty wyglądają świetnie! A ponadto
oferują nam kilka typów uzbrojenia, dwa odmienne sztandary na plecki i dwie
odmienne głowy, co daje w sumie niezgorszą elastyczność w budowaniu prezesa
zielonej imprezy. Słowem, jak na moje, bardzo solidny model na plus, dobrze
pasujący do tego, co orrukowie sobą powinni prezentować – większe jest lepsze!
Jeżeli już jesteśmy przy bydlakach, to kolejnym modelem do
odstrzału na tej liście jest Megaboss,
tym razem na piechotę. Model jest naprawdę sporych gabarytów – jego podstawka
to 60 milimetrówka, więc możecie sobie wyobrazić jak wielki jest ten orruk. Tym
bardziej zaskakuje mnie w sumie brak detali. Mieli sporo miejsca, by dopchać
dodatkowych szpejów, totemów, fetyszy, czaszek, kolców… Czegokolwiek! Z drugiej
jednak strony ta asceza w detalach nie działa wcale negatywnie. Po pierwsze
dobrze podkreśla charakter tej armii, gdzie ozdóbki nie mają znaczenia, a po
drugie lepiej podkreśla dwa duże trofea naszego szefa, czyli definitywnie
demoniczną czaszkę oraz kawałek czaski jakiejś naprawdę wielkiej bestii.
Sympatyczny dodatek, który podkreśla status naszego lidera w bardzo orruczy
sposób – Ot, mówi, to są paskudy, które ubiłem. Były wielkie i niebezpieczne,
ale co to dla mnie. Pasuje. Niestety, choć rozumiem, że cała idea frakcji Ironjawz polega na tym właśnie, że są
to Orruki zakuwające się w pancerze, to jednak nie mogę pozbyć się wrażenia
oglądając te modele, że są oni odziany w zbroje wspomagane, tyle że odłączone
od źródła energii i z pochowanymi kablami. Kwestia gustu jak sądzę, ale ta
stylówka mnie nie przekonuje, i powoduje, że na pierwszy rzut oka myślałem, że
ktoś konwertuje dzikie orki do czterdziestki…
Gore-Gruntas to
modele, które mocno mnie rozdarły. Z jednej strony jeźdźcy podobają mi się. Są
naprawdę solidnie orrukowi – opancerzeni jak należy, z mordami jak należy i z
uroczymi dodatkami jak chociażby małe totemy na szczycie pleców pancerza. Co
mnie jednak odepchnęło, to właśnie zmutowane świniaki… Nie wiem jak to jest,
ale z mojej perspektywy GW nie potrafi ulepić dobrego świniaka od czasu
potworności znanej jako Razorgor do zwierzoludzi, który to rozpoczął passę
szpetnych prosiaków. Te brody, te kły ‘jako te szable’, ten tępy wyraz
małorolnej prostoty… I jakby tego było mało, rzut okiem na wypraski daje do
zrozumienia, że w tym akurat dość drogim pudełku możemy liczyć na klony, bo
mamy tylko dwie opcje głów dla świń… I dla orruczych jeźdźców. Trochę zawód,
szczególnie biorąc pod uwagę GW, które już przyzwyczaiło, że za wysoką ceną
możemy liczyć nie tylko na wyżyłowaną jakość odlewów, ale też na solidną
elastyczność zawartą w pudełku. A tak, niestety, nie powiem, bym moja ocena
tego zestawu wzrosła…
Brutes to
figurki, które są drugie od dna w kolejności nie podejścia w moje gusta w tej
fali nowinek. Nie, żeby były złe. Są… Poprawne. Ot zakuci w prymitywne pancerze
brutale koloru zielonego. Mają solidny wybór broni, kilka mord, możliwość
dokupienia żelaznych paszcz... Brzmi naprawdę niezgorzej, aż rzucimy okiem w
pudełko i na wyprawy i zobaczymy kilka złych rzeczy – na przykład brak
dynamicznych póz. Wszyscy stoją jak do zdjęcia, twardo osadzeni na ziemi. A
argument, że jednostki w ‘regimentach’ muszą być statyczne by się mieścić obok
siebie już w czasach Age of Sigmar
nie ma prawa przejść. Najwidoczniej im się nie chciało, co zasmuca. Mój drugi
zarzut powtórzę z podwojoną mocą z paragrafu od megaszefa – to są modele
stylistycznie bliższe do WH40k niż do senttingu fantasy. Tak, jestem skrzywiony
latami oglądania orków do czterdziestki i zapewniej gracze pozbawieni takiego
porównania tego nie odczuwają, ale dla mnie wystarczyłoby dodać kabel z masy
modelarskiej at voila, mamy nobów do wealki wręcz. Może jeszcze karabin na
plecy, by się WYSIWYG zgadzał. Ba! Mają nawet normalnego Power Klaw’a na
wyprasce! I ponownie 150 zł za 5 modeli to nie jest dużo w sumie, pod warunkiem
że te się od siebie jakoś różnią… Tutaj jednak poczułbym, że odrobinę
przepłacam. Ale nie za dużo – tak do przełknięcia, jakbym musiał.
Zanim przejdę do największego z kasztanów tego tygodniu
muszę wspomnieć o modelu, który podoba mi się najbardziej, czyli Weirdnob Shaman. Nazwa się zgadza o
tak, dziwak na pierwszy rzut oka, widać, że od grzyba ów orruk nie stroni.
Spójrz tylko na wyraz jego nieskończonej inteligencji a zobaczysz prawdziwy
koniec wszechrzeczy… No ale do rzeczy. Model jest /doskonały/. Poza jest
wyśmienita a sama rzeźba ciała to mistrzostwo. Tylko spójrzcie na te krogulcze
palce prawej dłoni spinające się paroksyzmie. Te wywichnięte do środka nóżki!
Chcieli oddać w rzeźbie istotę, która nie panuje już nad swoim ciałem, i
pokazali klasę. Samo wdzianko z rogami, czaszkami i talizmanami również wygląda
bardzo dobrze i dodaje figurce dynamizmu, ale bonusowe punkty należą się za
lagę szamana – z porządnie orruczą czachą i fantastycznym kłębiącym się
magicznym dymem, który daje malarzom trudny acz wdzięczny grunt pod malowanie
czadowych efektów. Naprawdę model wysokich lotów, jak dla mnie godny zakupu
chociażby na półeczkę. Nawet pomimo bardzo wyżyłowanej ceny, bo jednak 100 blaszek
za jeden w sumie nieduży, plastikowy model pozbawiony jakichkolwiek elementów
dodatkowych to już lekkie zgięcie w złym kierunku.
I na samym końcu kasztan tygodnia, czyli Orruk Warchanter, czy też jak ja go
ochrzciłem w nagłym ataku natchnienia – sprzedawca kabaczków. Naprawdę nie
podoba mi się ta rzeźba. Statyczna,
nuda, pozbawiona ciekawych detali. Ot zwyczajny Brute z dodatkowymi
rogami na pancerzu i z tymi nieszczęsnymi kośćmi z wyrytymi gębami, które
naprawdę wyglądają jakby nasz orruczy śpiewak naprowadzał samolot na lądowisko,
zachwalał swoje towary na targu czy po prostu trzymał dwa spienione kufle pełne
piwa grzybowego. Aż ta jego poważna gęba
nie pasuje do całego obrazka. Żeby nie było… Model nie jest szpetny czy źle
wykonany. Jest po prostu kiepskim połączeniem nudy zbioru pustego (*brak
detali*) z raczej słaba prezencją. Jedyne co mi przychodzi do głowy na plus
takiej a nie innej pozy i rzeźby to właśnie fakt, że dzięki dwóm wysoko
machającym ‘flagom’ ów model będzie łatwy do rozpoznania na polu bitwy pośród
innych orruków z tej diecezji, ale to raczej marny bonus… a 95 złotych nie
zachęca do zakupu. W najmniejszym nawet stopniu.
Raz źle, raz dobrze, czyli jak to zwykle bywa w falach
nowości. Jeden piękny model, jeden porządny, poza tym rutynowo nudne zestawy i
jeden kasztanek do kolekcji. Co jednak może cieszyć graczy tego systemu to to,
że Games Workshop nie zwalnia tępa ani na jotę i non stop atakuje nowościami,
co dodaje nutę optymizmu i pokazuje, że chcą o ten system powalczyć… I z taką
falą nowości już za niedługo każda frakcja będzie miała swoje nowe modele,
unikalny smak i klimat. Tak trzymać.
A o czym poczytacie
tutaj już jutro? Warmachine MK3 nadchodzi wielkimi krokami – nadszedł czas by
totalny laik taki jak ja poczytał o zmianach i wypowiedział się z mocą
wieloletniego eksperta (*zespół Macierewicza*) na temat tego, co ów zmiany mogą
dla gry i graczy oznaczać. To do jutra!
Patrzyłem na te modele i nawet przez moment zastanawiałem się, czy nie zacząć zbierać AoS.
OdpowiedzUsuńPotem zobaczyłem ceny i mi przeszło :P Serio, moim zdaniem GW wszelkie dobre wrażenia zabija 2-3 krotnie zawyżonymi cenami zestawów.