Liebster Award. Tak jakoś kilka dni temu (*a może to już tygodni? Czas szybko leci a nie mam jakiegoś
wielkiego poczucia, by sprawdzić*) niejaki Quidamcorvus z bloga o tejże samej
nazwie wytypował pośród wielu blogów również mój mały zakątek Internetu do tejże
cudownej nagrody, przy okazji grożąc klątwą, że jeżeli nie odpisze na
łańcuszek, to mi zwiędnie pędzel – wolałem więc nie ryzykować, i choć z
opóźnieniem, zabiorę się za ten temat. No dobrze, cóż to jest za cudo z
teutońskiego brzmienia i odpowiednią, wektorową, przeciętnie wykonaną
graficznie plakietką do dumnego przyklejenia na bloga? Cóż, sam pomysł jest
raczej prosty – nie jest to tak naprawdę nagroda z prawdziwego znaczenia,
leszcz raczej radosny Łańcuszek Szczęścia, gdzie sami typujemy i „przyznajemy”
medale wybranych przez nas blogom a te w odpowiedni są jakby moralnie
zobligowane do kontynuacji. W teorii, może to działać i jest całkiem ciekawą
opcją na promocję blogów połączonych ze sobą tematycznie. W praktyce? Cóż, jak widać,
przemiał tej nagrody na blogach jest spory, więc chyba działa, i żal by było
przełamać łańcuszek… Nawet, jeżeli sama idea internetowych łańcuszków mnie w
sumie odrzuca!
Jednak, oczywiście, u nas nic nie
działa dokładnie tak, jak to się kręci ‘na zachodzie’, i choć jestem wdzięczny
QC za nominację do radosnego łańcuszka, to jednak odczuwam bolesny brak pytań,
które rzekomo powinny takiej nominacji towarzyszyć. Owszem, przeglądając
internety w poszukiwaniu inspiracji (*a raczej
naśmiewaniu się z tej nagrody na innych blogach spoza naszego półświatka!*)
napotkałem pytania typu „Jakiego masz dużego?” albo „Czy jesz ziemniaki czy
ryż?”, a tutaj raczej nikt nie chciałby o tym czytać. Sam postaram się nieco
bardziej i postanowiłem moim nominowanym blogom postawić kilka pytań z nadzieją,
że jednak zechce się właścicielom tychże internetowych zakątków zmontować coś w
rodzaju odpowiedzi… Zobaczymy!
Nominacje zatem! Zawsze powinna być jakaś klaryfikacja, na jakich
zasadach zostali wybrani, czy jest jakieś ograniczenie, jak to śmiga i
dlaczego. W teorii pierwszym moim planem było nominowanie blogów, które czytam
regularnie i lubię, jak Wojna w
miniaturze, Coloured Dust czy
Hakostwo, bo w sumie brzmi to jak
dobra lista – ot, blogi, na które z chęcią wchodzę, czy to by poczytać kolejną
recenzję produktów modelarskich, pooglądać jak też modele do Mordheim’a /
Warheim’a wyglądają spod pędzla Haka i Skavenblight czy też zapoznać się z
kolejnymi odcinkami różnych serii autorstwa Inkuba (*ze wsparciem Mormega?*).
Któż zatem? Och, zawsze byłem przekornym draniem, zawsze mając pod
ręką magiczną różdżkę szturchania nierobów, i w ten oto sposób postanowiłem nominować
te blogi, które miały dobry start, które nadal mogą być obiecującymi kawałkami
poczytnego Internetu, ale które wykazały pewien, hmm… Opadający zapał ojców
prowadzących! Kto wie? Być może radosna nominacja do nagrody Liebstera i
ujrzenie, że ktoś jeszcze klika w linki ich blogów dam im odpowiedni zastrzyk,
by coś nowego skreślić, by opublikować coś nowego i odkurzyć zakątki… Któż
lepiej wie o tym, że można tego dokonać, niż Fireant? Człowiek, który co roku
wygasza bloga na 2-3 miesiące po to, by powrócić i znowu dorzucić do polskiej
sieci bitewniakowców trochę nowej treści, trochę recenzji, ponownie spróbować
pokazać, że są inne gry i że można się dobrze w nie bawić? No, dość samoczynnego
klepania się po plecach, pora wziąć się za nominacje… A zaczniemy od:
Adaśkowy Blog
Figurkowy – Adaśko! Podobno mój wierny czytelnik, za co jestem
naturalnie wdzięczny i nadal mam nadzieję, że od czasu zagląda w te cztery
cyfrowe kąty i czyta moje wypociny. A co do bloga, cóż… W założeniu jest to blog malarski, paintlog
jak ktoś preferuje taką nazwę. I miło się to oglądało! Bo choć Adaśko nie jest
C’Tanem (*mam nadzieję, że się nie obrazisz :D*) to i tak bardzo zacnie maluje
i powiem, że sam uwielbiam przeglądać malarskie tematy czy blogi do doładowania
moich własnych kreatywnych baterii i wziąć się samemu za pędzelki i malowanie
całych ton metalu i plastiku walającego się po mieszkaniu. Nadal wyrażam gorąco
nadzieję, że blog ten odżyje i stanie się sensownym miejscem do regularnego
odwiedzania… Klucz? Nie rób bloga pod ludzi, rób go dla siebie! Szczególnie,
kiedy jest paintlogiem – prywatnym dziennikiem malarskich postępów. Zawsze to
miło rzucić okiem wstecz i zmierzyć, jak się rozwijamy malarsko, hm?
Last but One – blog
Arteina, który zaledwie dwa tygodnie temu obchodził rocznicę swojego zgonu. A
wielka szkoda, bo blog ewidentnie miał pomysł za sobą, stojący i prężący
muskuły, a same posty często były bardzo interesujące. Dostaliśmy sporo
solidnych materiałów o fluffie Warhammera 40k, w tym chociażby doskonałe
autorskie tłumaczenie tekstu Aarona Dembskiego-Bowdena o tym, jak to jest byś
kosmicznym marine chaosu (*jak nie znacie tego
wpisu, to się zapoznajcie, bo warto*). Słowem, blog
zapowiadał się świetnie, dostarczając solidnego materiału dla tych, co lubią
uniwersum ponurego 41 tysiąclecia i którzy czuli radosną potrzebę lepszego
zapoznania się z tzw. Expanded Universe. Nie wiem, co się stało… Zakładam, że
autor odleciał z ramion GW i wpadł w ramiona innych firm, ale czy to powód, by
zamykać zacnego bloga? Być może ujrzymy coś nowego pisanego tym samym, lekkim
piórem. Oby!
Minal Kolmar – jeden
z nowych blogów w naszej cudownej blogosferze, bo ma całe 3 miesiące (*tak, wiem, jest czerwiec, więc niby sześć, ale ostatni post jest z
końca marca…*). Autor uderzył mocno i solidnie solidnymi fabułkami i
dobrymi analizami, rozpoczynając blogową karierę niejako od bardzo dobrego
wpisu na temat tego, czym jest Bretonnia dla GW, dlaczego jest taka brudna i
zaniedbana i jak się rozwijała od momentu swojego powstania w osnowie
fabularnej systemu i świata kreowanego przez wydawcę. Takie teksty uchylające
nam kawałki z historii naszego hobby to rzadkość i to taka, którą warto
docenić. I choć blog ciężko jeszcze określić jako martwy – 2 miesiące z hakiem
zwłoki w postach, to jeszcze nie koniec świata, prawda? – to jednak wyrażam
gorącą nadzieję, że jeszcze ujrzymy kolejne wpisy od 4321 i że tematyka bloga się
rozwinie i stanie się polskim odpowiednikiem Realm of Chaos, na którym to blogu
każdy może sprawdzić i poczytać, jak to bitewniaki (*a raczej warhammery, bo one wtedy istniały*) wyglądały
w złotych latach 80’tych/90’tych!
I oto moje trzy nominacje! Trzy blogi, które mają potencjał, które
pokazują solidną tematykę, dobre pióro i przez pewien czas brylowały entuzjazmem,
a którym potrzeba tylko trochę zadedykowanego czasu, by znowu mogły powstać i
działać, zdobywać nowych fanów i czytelników! A teraz, z drobną nadzieją na
odpowiedź, pytania dla prowadzących:
1. Co było powodem założenia bloga? Jaki czynnik zdecydowałem, że
postanowiłeś/łaś założyć swój bitewniakowy kawałek Internetu?
2. W jakim kierunku chciałbyś, by twój blog się poruszał? Jakieś
plany rozwoju? Nakreślona tematyka?
3. Co jest twoją przeszkodzą w realizacji planów odnośnie bloga? Co
Cię wstrzymuje, co powoduje, że nie piszesz / nie aktualizujesz tak często, jak
byś sobie tego życzył / życzyła?
I to by było
na tyle! Wiem, wiem, wpis taki trochę rozmazany – wiem, że czytelnicy czekają
na więcej recenzji, felietonów z pikantnym językiem czy chociażby na kolejny
odcinek jak zbudować zakon Aniołów Śmierci… To przyjdzie! Jednak nie chciałem,
by mi pędzel wysechł, tak więc postanowiłem odwdzięczyć się Quidamcorvusowi za
nominację i napisać ten krótki pościk! Gorąco zapraszam na nominowane
blogi oraz do wspierania ich
autorów! A nóż powstaną z popiołów…
U nauczyciela końcowe miesiące roku szkolnego to niestety niedobry okres dla hobby :/ W wakacje Tzeentch sprawił zaś, że zmieniam mieszkanie, więc czasu też pewnie nie będzie więcej... Co do pytań: (1) inspiracją był ten blog (2) gdzieś w zapomnianym docx mam rozpoczętą trzecią część Bretonnii, kiedyś pewnie ją dokończę... Poza tym są jeszcze "Narzędzia gniewu", ale im dłużej na nie patrzę, tym mniej mi się podobają. Ostatnio przeczytałem "A 1000 Sons" i chciałbym kiedyś też się podzielić jakąś szerszą moją na ich temat opinią :) Mam też trochę dwudziestowiecznych modeli Warzone i chciałem się kiedyś nimi pochwalić... kiedyś... (3) czas, czas, czas... no i fakt, że lubię też coś poczytać i w coś pograć, co zabija mi jego wolne resztki.
OdpowiedzUsuńNo tak, jestem w stanie zrozumieć, że praca ciąży... Ale szczerze, to komu nie ciąży? Sam, by coś na bloga wrzucić nie raz siedzę po nocach albo skrobie szkice wpisu na kolanie w tramwaju ;) Słowem, zarządzanie czasem i dedykacja się kłania! Jestem mile połechtany, że mój skromny zakątek internetów był inspiracją do założenia własnego, i mam nadzieję, że jeszcze Cię poczytamy :)
UsuńCzuję się trochę wywołany do tablicy....
OdpowiedzUsuńMój blog, cóż, jak wziąłem się za granie a nie czytanie i teoretyzowanie to jakby czasu mniej się zrobiło na pisanie i jakoś tak wyszło. 40stkę dalej czytam. Nie gram bo zasady są w najlepszym wypadku meh. Projekt z zebraniem wszystkich Prymarchów, pomalowanie, opisaniem fluffu się zatrzymał bo 55 funciorów za model to trochę sporo a jeszcze dużo Trolli mi brakuje, więc są inne priorytety. Aparatu nie mam żadnego, więc fotek figurek nie mam jak zrobić, a zrobiłbym, wrzucił, coś opisał. Myślałem o jakichś recenzjach książek Black Library chociażby albo coś ale jakoś tak ostatnio żadna mnie nie porwała na tyle (albo zniesmaczyła), żeby chciało mi się coś o tym pisać. Do tego chciałbym zmienić trochę wygląd ale moje zdolności w Photoshopie czy generalnie graficzne są dość marne. No i wszystko jakoś tak stoi od dłuższego czasu. Myślałem, że może jak będę miał rocznicę powstania to coś napiszę, żeby pokazać, że żyję ale jakoś tak mi umknęło....
No i właśnie. Chciałbym kiedyś wrócić.
Rozumiem, ale w takim wypadku...
UsuńSkoro kodowanie czy obróbka graficzna czy w ogóle, praca nad tym, by mechanizmy bloga klikały jak trzeba, to czemu po prostu nie pozostawisz tego komuś innemu a sam od czas do czasu, gdy wena kopnie w tyłek, napiszesz coś niecoś?
Ot, Fireant.pl od zawsze szuka współautorów... ;)