Niedziela, niedziela, kolejnym dowodem na to, że jak tak dalej pójdzie, to jak napiszę coś raz na tydzień, to nie będzie problemu, bo mam już tylu chętnych autorów tekstów na bloga, że sam mogę jedynie zbijać bąki oraz spijać śmietankę chwały, sławy i glorii! No dobrze, a na serio - w tym roku stałych kontrybutorów przybyło i to znacznie; Jako ze naprawdę zależy mi na tym, by ludzie, którzy chcą pisać a nie czują mocy sprawczej czy potrzeby walki o własny kawałek internetu znaleźli na łamach tego bloga odpowiednią, ciepłą przystań, gdzie i ruch i czytelników mają potencjalnie zapewnionych - dlatego też w ciągu najbliższych dni wykształcę (bo już na nimi pracuje) kilka udogodnień dla moich stałych dobroczyńców w piórze i czcionce! Dziś zapraszam jednak na przedostatni, przynajmniej na tą chwilę, wpis autorstwa Rangera, traktujący o jedynym na razie dostępnych starterze dla jeszcze pachnącej świeżością frakcji Tohaa!
Tohaa - starter ogólny (i jak na razie jedyny)
~137 punktów z możliwym podbiciem o
kilka(naście) kolejnych.
Witam już któryś raz z rzędu. Dziś miało być nostalgicznie. Wiecie, ostatni
odcinek serii. Fanfary, konfetti, brawa, kurtyna. W końcu wiadomo, które
pudełko kupić się opłaca, na którym postawić krzyżyk, a które jest "takie
se", czyli ni grzeje, ni ziębi (dokładnie
jak dzisiejszy pejzaż za oknem na dalekiej północy). Ktoś się zajawił, ktoś
pomarudził. Miał być koniec, ale nie będzie. Corvus Belli z pewnością wertowało
kolejne wpisy i widząc, że już jestem przy mecie, że ostatnia prosta, dowaliło
starter Moratów! Tak więc NIE, drogi czytelniku, dziś nie zamykamy serii o
starterach, a jedynie przybliżamy się o kilka metrów do końca.
Na tapecie będzie dziś tajemnicza
Tohaa. Najmłodsze dziecko
hiszpańskiego wydawcy przyszło na świat wraz z dodatkiem Paradiso i nieco
zrewolucjonizowało rozgrywki (trochę
unikatowych zasad), choć na szczęście nie rzuciło gry na deski. Skoro zatem
balans pozostał jako tako po staremu, przejdźmy do fabularnego tła. Tohaa to
zaawansowana technologicznie ferajna, która nieustannie zmaga się z ofensywą
Kombinatu. Wygląda jednak na to, że ostatnio nieco podupadli w boju, ponieważ
szukają sojuszników w ludzkich krainach, chcąc zbudować wspólny front przeciwko
Moratom (Ci są o krok do przodu, bo
dostali nowy starter) i Shasvastii (no
a Ci byli ostatnio na łamach, więc mają handicap). Ale jak tu budować coś z
ludźmi, skoro każdy nawet laik wie, że Ci tłuką się między sobą z najbłahszych
nawet powodów niczym górskie szczepy Orków ze Starego Świata? No, to już nie
moja zagwozdka, zatem puszczajcie wodze wyobraźni na turniejach, w grach,
deblach oraz wszelkich sparingach, gdy tymczasem ja wezmę pod światło
zawodników, którymi możecie spróbować sklepać maskę Kombinatu
Kamael to zwyczajna, podstawowa piechota. Piszę to z pewną dozą
premedytacji, bowiem jak na świeżaków w systemie nie przynoszą jakiejkolwiek
bryzy, serio. Są szybcy, więc zaskoczenie to żadne. Strzelają przeciętnie, jak
i mięśniakami nie są. Bystrość umysłu zachowana i to będzie największy plus,
zwłaszcza że za minimalne podrasowanie punktowe dostajemy
specjalistę-obserwatora, który jak w maskę Kombinatu strzelił nadaje się do
różnych, brudnych misji. W co uzbrojony? W sztandarową klamkę tej gry, czyli
combi. Choć są szarakami, mają jednak pewne przymioty lokujące je wyżej w
łańcuchu pokarmowym niż zielona trawa To
przede wszystkim dostęp do różnych broni (na
przykład lekki granatnik - będzie wysiwig!) i funkcji (na przykład hakera czy paramedyka, który ma mniejsze szanse na dobicie
konającego kompana niż odpowiednicy z innych armii), ale też i łatwe
schowanie naszego porucznika Tohaa może
tworzyć wiele trzyosobowych linków (taka
to wojenna doktryna) i Kamaele nie wyłamują się z tego schematu. Ba, mogą
się łączyć z każdą inną jednostką, która pozwala zawiązywać Triady!
Pamiętajcie, że nie jest to armia sektorowa i właśnie tutaj powstał wyłom w
zasadach na rzecz bioTohów.
Sakiel to wciąż lekka piechota, ale poszukującym nowinek w świecie
Infinity na pewno przypadnie do gustu. Przynosi on bowiem hordę nowości i
pokrótce opowiem o każdej z nich, kreśląc tylko słów kilka o parametrach. Te
nie są jakoś porywające, ale Sakiel strzela lepiej o jedno oczko od poprzedników,
a na dodatek ma lepszy pancerz. To nie jest bajanie, bo choć kosztuje on dwa
razy tyle co Kamael, to potrafi o wiele więcej zdziałać na stole. Pierwszą
nowością jest symbiotyczna zbroja. Jak działa? Żołdak posiada dwa profile - z
pancerzem aktywnym i nieaktywnym. Domyślnie oczywiście wszystkie diody świecą
na zielono, a Sakiel rusza w bój i bez strachu dokonuje ekspansji na rzecz
Tohaa. Co się dzieje gdy oberwie? Pytanie, ile oberwie. Jeśli tylko jedną
kulkę, to nie ma tragedii, bowiem pancerz po prostu się wyłącza, a on gra
dalej! Nietrudno się domyślić, że w przypadku awarii Tohaańczyk musi baczyć co
czyni, bo osłony nie ma już żadnej, ale żyje. W przypadku oberwania dwóch
pocisków, jest jeszcze do odratowania, ale tego cacka już nie aktywujemy
ponownie, a przy większej ilości to pewnie słusznie podejrzewacie. Bardzo
ciekawy mechanizm, dzięki któremu otrzymujemy tak jakby dwa punkty żywotności.
Tak jakby, bo w suchych statystykach wciąż widnieje 1. Jednostka nosząca
pancerz może też po udanym ataku hakerskim zdecydować się odłączyć zasilanie i
"porzucić go", grając dalej na słabszym profilu. Pancerz ma jednak
swoje drugie oblicze, które bardzo nie lubi ognia. Niezdanie testu po takim
ataku oznacza automatyczne wyeliminowanie z gry. Combi z amunicją viral będzie
odbijało się czkawką wszystkim, którzy nie mają stosownej tarczy, a ta nie jest
za często spotykana na stołach. W końcu swarm grenades z ciekawym efektem.
Przede wszystkim cel znowu musi testować BTS, a wokół trafionego wojaka tworzy
się trujące pole. Każdy, kto w to wlezie, musi natychmiast testować pancerz
biotechnologiczny. Oczywiście ogień rozwiewa tę strefę, ale wyobraźcie sobie,
że obrzucamy wrogiego speca gdzieś przy bekonach czy antenach i nie dość, że
pada, to jeszcze unosi się nad nim toksyczna chmura, skutecznie odstraszająca
nie tylko żołnierzy, ale i medyków, chcących pospieszyć na pomoc.
Clipsos to jedyny w tej frakcji zawodnik z kategorii zwiadowca,
czyli specjalista od kamuflażu i infiltracji. Najwyższa, termooptyczna wersja
poważnie utrudnia trafienie go, ale też daje nam opcję siedzenia w ciszy i
czekania na odpowiedni moment, by przedostać się do wrogich okopów i urządzić
polowanie. Po osprzęcie nie spodziewajcie się cudów. Jak za te punkty i tak
jest bowiem nieźle, bo dostajemy combi i zestaw min. Gdy pstrykniemy jeden
punkt i połówkę SWC, dostaniemy minę pod znacznikiem. No, przeciwnik pewnie nie
złapie się na ten numer wiele razy (bo
Tohaa zdecydowanie maskowaniem nie stoi), ale i Clipsos może zacząć grę w
prostszym kamuflażu i ktoś pomyśli, że mamy ich dwóch. Na uwagę zasługuje
niezgorsza kondycja fizyczna i co ciekawe pancerz BTS, przy jednoczesnym braku
klasycznego. Znowu za kilka punkto-groszy dostaniemy obserwatora do
scenariuszów.
Ostatnim aktorem tego
przedstawienia jest Ectros, nieco
przerośnięty tur. To draństwo ma dwa punkty żywotności i symbiotyczny pancerz,
więc jak na 50 punktów jest grubo. Ale by było grubiej, przypomnę jeszcze o
atletycznym i strzeleckim przeszkoleniu, umożliwiającym śmiałe i bezpardonowe
ataki na większość jednostek w grze. Combi ładowane potężną amunicją viral to
znowu fleszbak dla rywala, którzy krzyczy basta, zdejmując bezsilnie kolejnych
trepów. W krótkim zasięgu czeka nanopulser, czyli mała łezka i testowanie z
marszu BTS, znowu! Dobry pancerz na obu płaszczyznach (na tej bio-tech lepszy!) zapewni zwiększoną witalność, a i na
szybkość nie możemy narzekać, bo występuje tu żwawość lekkiej piechoty. Zachwyt
zachwytem, ale trzeba pamiętać, że czasami zwykły śrut też się przyda, a tenże
zawodnik ma ledwie pistolet. Są modele, jak i właśnie Ectros, które boleśniej
obrywają z klasycznych karabinów, niż najnowszych miotaczy laserów i innych
specjalnych broni. W walce wręcz Ectros okłada przeciwników zatrutym ostrzem (efekt szokowy raz jeszcze).
Podsumowanie: starter bardzo
fajnie pokazuje Tohaa jako frakcję nastawioną na biologiczne niespodzianki. Tak
naprawdę dostajemy tu wszystko, choć w małych porcjach pobudzających apetyt.
Uniwersalna podstawowa piechota, napierający z dodatkowym rozkazem Sakiel uzbrojony
w przydatne zabawki, zwiadowca w termooptyce i w końcu ciężki piechur zakuty w
nową zbroję, chętnie wymuszający na wrogich kamratach testowanie BTS. Z
łatwością możemy dobrać porucznika (bez dopłaty w SWC) i skompletować jednostki
o profilu pro-misyjnym, a także wymodelować jakąś sensowną Triadę czy bez trudu
pozbyć się liniowej piechoty, aplikując im szokowe niespodzianki. Jak zatem
widzicie zestaw jest szalenie elastyczny. To co jest fajne, to właśnie te
wszystkie nowości sprawiające, że Tohaa powinna wnieść trochę świeżości na
stoły, gdzie nadal królują Kazacy, Alguacile i Kempeitai (przy całej dla nich sympatii). Powinna, bo pomimo premiery wciąż
jakoś nie słychać o graczach, którzy rzuciliby się na tę frakcję jak na ostatni
kilogram cukru w sklepie w czasach PRL. Sam zagrałem z nimi raz moją Ariadną,
ale liczę na więcej, bo co jak co, ale Tohaa daje wiele możliwości, a i wydawcy
nie pozostawili jej samej sobie, czego dowodem kolejne nowości, w tym TAG i
kilka większych zestawów.
Moraci, Moraci... o nich będzie
kiedy indziej, tymczasem życzę wam szczęśliwego, nowego roku! Oby zdrowie
dopisywało, wiara rozbłysła nowym światłem, a 2014 był lepszy od swojego
poprzednika!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz