11.03.2013

[11.III.2013] Tactica: Marines Kakofonii a nowy Chaos



Uff. Weekend przerwy potrzebny, by zdążyć pomalować w znacznym stopniu mojego pierwszego, eksperymentalnego Syna Meduzy – wychodzi całkiem znośnie, ale wciąż sporo przed nim roboty i machania pędzlem. No ale nadszedł poniedziałek i dalsze próby spychania pisania na drugi plan nie mogą się powieść – mam bowiem obowiązek wobec moich zacnych czytelników! Ostatnio próbuję pisać na tematy, których za bardzo nie dotykałem wcześniej, starając się rozszerzyć tematykę bloga – dziś więc eksperyment w postaci… Tekstu dla graczy. Stali bywalcy wiedzą jednak, że gracz ze mnie wybitnie niedzielny, tak więc autorytet weterana stołów z pewnością nie stoi za moimi plecami; Dlatego też zamiast popychać własne, casualowe doświadczenia zbieram teksty i obserwacje wytrawnych graczy ze świata (*błogosławiona blogosfera!*) i przekuwam je na język rodzimy dodając coś od siebie! Dziś popiszemy sobie na temat zmian w listach Kosmicznych Marines Chaosu oraz nagłemu wzrostowi popularności wyznawców Slaanesha!

Ogólnie przyjętym twierdzeniem jest to, że kultyści Pana Rozkoszy dostali w nowych kodeksach (*zarówno demonów jak i zdradzieckich Astartes*) solidnego kopa w dobrym kierunku i nagle zaczęli pojawiać się na stołach. Ba, pojawiali się w ilościach hurtowych! Dlaczego tak? Cóż, najświeższe FAQ wydane przez Games Workshop do Kosmicznych Marines Chaosu stwierdziło, że broń znana jako Blastmaster jest dostępna już dla bazowego, pięcioosobowego składu Marines Kakofonii – i nagle na listach na całym globie piątka hałasujących wojowników z wielką armatą świeci triumfy popularności, bo jest to punktowo niedrogi, solidny wybór… Ale czy na pewno? Rzućmy okiem na elementy składowe takiego oddziału i co on nam oferuje.


Jak doskonale wiemy odświeżona wersja Noise Marines jest niedroga w punktach - 20 więcej od standardowych marynat a dostajemy trzy miłe dodatki – bonus do inicjatywy, dojście do sonicznych broni oraz, naturalnie, Fearless, który to w nowej edycji jest już praktycznie pozbawiony wad i dzięki któremu małe oddziały mają o tyle sens, że tak czy siak trzeba je wybić do ostatniej sztuki, bo same z siebie nigdzie w panice nie uciekną. Zabawa się rozkręca, kiedy na liście znajduje się również Lord Chaosu ze znakiem Slaanesha, który czyni naszych miłośników ciężkiego brzmienia jednostkami z kategorii ‘Troops’ – można ich więc spamować bez obaw, że inwestujemy w jednostki elitarne a zostajemy z ręką w nocniku jeżeli chodzi o zdobywanie i utrzymywanie znaczników. Pytanie brzmi, czy warto pakować się w tę jednostkę i co oferuje ciekawego na tyle, by zrezygnować z podstawowych marynatów na ich korzyść?

Blastmaster, oczywiście. Broń ciężka, zasięg 48” z małym plackiem, siła 8, AP 3 a jak by tego było mało, to ignoruje całkowicie rzuty obronne wynikające z osłony i oferuje Przygwożdzenie – całkiem nieźle jak za armatę za 30 punktów. Dlaczego ta broń decyduje o popularności tego oddziału? Cóż, jeżeli statystyka powyżej jakoś do was nie trafia… 48” to zasięg wystarczający, by w 99% sytuacji sięgnąć już od pierwszej tury do jednostek przeciwnika. Siła 8 z AP 3 jest wyjątkowo uniwersalna – praktycznie każda piechota w grze zalicza rany w rzutach na 2+, przebija pancerze najpopularniejszych jednostek w grze a na dodatek zdejmuje nawet rzutu na ochronę wynikającą z osłony. Jakby tego było mało od nowej edycji walcząc z pojazdami siła placków nie jest krojona przez pół, a osiem to w zupełności wystarczająco, by otworzyć znaczną większość transporterów w grze – oczywiście nadal mamy ‘Ignore Cover Saves’ tak więc chowanie pojazdów, Jink czy granaty dymne przeciwnikowi nie pomogą. W walce z hordami też nie jest źle, bo o ile siła czy przebicie pancerza nie gra roli, o tyle placek i ignorowanie rzutów za osłonę jest mile widziane. Jak więc widzimy Blastmaster to bardzo uniwersalne działo – dorzućmy do tego skromny dodatek, że może też strzelać po ruchu (*choć znacznie słabszym profilem*), a mamy pukawkę godną pozazdroszczenia.

Teraz zwizualizujmy sobie opcję 6 takich dział na stole. Sześć placuszków tego rodzaju na turę – wygląda ładnie? Zachęcająco? I to wszystko za 750 punktów, co w grach na 1500 / 1850 puntków daje nam jeszcze spory zapas do kupienia koniecznego Lorda, dorzucenia Helldrake’a, ewentualnych Oblitków czy Spawnów Chaosu, a już oferuje całkiem dobrą bazę ogniową, którą trzeba wystrzelać jak kaczki, by się jej całkowicie pozbyć.  Jak na moje niewprawne oko wygląda to jak solidny trzon armii, który spokojnie siedzi w okopach (*okupujemy cover*) i bombarduje wroga regularnie ostrzałem ze swoich pukawek. Dodatkowo za zaledwie 12 ekstra punktów możemy wyposażyć naszych czterech gości bez blastera w soniczne pukawki, które spowodują, że o ile trzymają się swojego terenu to nagle na 24” prezentują siłę ognia lepszą, niż dziesięcio-osobowa drużyna na ten sam dystans!  Niewielka inwestycja w zamian za całkiem sporo dodatkowych pestek w skali rozgrywki.


I teraz pojawia się kolejne pytanie… Fajnie, mamy pięć / sześć jednostek typu troops, solidną siłę ognia… Ale co biegnie zdobywać znaczniki? I tutaj gracze pakujący swoje listy po brzegi marynatami slaanesha mają swoja odpowiedź, zwyczajnie pakując połowę tych oddziałów dla Rhino z wyrzutnią rakiet ‘Havoc’ – Rhino dodaje trochę wytrzymałości kontra wrodzy latacze, dorzuca kolejny mały placuszek z solidną siłą a jeżeli oddział siedzi w środku, to jeżeli Rhino się nie ruszył nadal może stuknąć z Blastmastera z punktu strzeleckiego, oferując dwa placuszki na turę z takiego oddziału – w dowolnej chwili może też zacząć jechać w kierunku wybranego celu, dostarczając nieustraszoną wkładkę tam, gdzie wcześniej, mamy nadzieję, przetrzebiliśmy wroga ogniem.

Wszystko to pięknie brzmi, ale armia prowadzona na giwerach opartych na małych wzornikach w ostatecznym rozrachunku ma swoje dość poważne wady – po pierwsze, spowolni grę. Przeciwnik nauczony doświadczeniem albo w ogóle zdający sobie sprawę z tego, z czym się mierzy zwyczajnie wyciągnie miarkę i zacznie rozstawiać swoje oddziały w 2” koherencji, całkowicie negując bonus jaki wynika ze strzelania placuszkiem. Owszem, ma to swoje wady – duży oddział rozrzucony w ten sposób może mieć problem ze złapaniem rzutu na ochronę, może być na tyle rozjechany, by stać się łatwiejszym celem do szarży et cetera, ale skoro i tak pół twojej armii polega na tych placuszkach, to taka taktyka mocno zaneguje efektywność twojej tury strzelania, przynajmniej kontra jednostki piechoty. Drobnym minusem jest również konieczność wyboru Lorda ze znakiem Slaanesha, który choć sam w sobie nie jest zły (*Dajemy ma ‘Brand Of Skallathrax’, dorzucamy go na konika Slaanesha, wkładamy do motocyklistów lub puszczamy samego i mamy fajną niespodziankę na flankowanie, która solidnie bije i ładnie strzela*) to jednak ma znacznie lepszą konkurencję w postaci wytrzymałego szefa Nurgla czy twardego niczym broda Chucka Norrisa Khorniastego lorda na Juggernaucie – nie mówiąc już o takich ‘drobnostkach’ jak moce psioniczne dostępne na czarnoksiężnikach… Konkurencja jest więc spora. Nie mam jeszcze nowego kodeksu demonów w dłoniach, ale jeżeli Slaanesh zachował czar / moce poruszania innymi jednostkami, to czysto Slaaneszycka armia połączonych demonów i marines chaosu może się okazać bardzo zabawna w grze oraz całkiem skuteczna na stole.

Podsumowując… Czy warto? Czy wysyp takich list ma jakiś sens? Cóż, gracze próbują z różnymi skutkami, ale ogólny konsensus na dzień dzisiejszy wynikający z lektur dziesiątek tematów daje jasny obraz, że jest to jednak niezła inwestycja – uniwersalność takich oddziałów jest cenna a w punktach nie kosztuje aż tyle, by zmuszać nas do kompromisów, zawsze pozostawiając solidny ich procent na zakup innych, uzupełniających jednostek jak praktycznie konieczne smoczki, przydatne oblitki czy nagle popularne Pomioty Chaosu (*którym należałby się osobny tekst!*) – nie jestem pewien, czy ktoś z Naszego Rodzimego Meta próbował pograć takim zestawieniem, ale jeżeli tak i przy dobrym rzucie kością trafił na ten tekst, będę wdzięczny za podzielenie się doświadczeniami. A co wy sądzicie na temat takich rozpisek i wykorzystania marynatów kakofonii?

2 komentarze:

  1. Blastmaster na pewno wali dużym blastem? Czy może jednak małym?
    Havoc Missile Launcher... po co wydawać więcej punktów na coś, co spada od byle czego, dodatkowo niewiele robi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małym, małym. Wszędzie małym, raz dużym napisałem... Gdyby walił dużym to by już zaczynało być niezłe gięcie XD Havock nie jest konieczny, to raczej opcja - zresztą, jak ktoś pakuje w 2-3 rhinosy to nie pakuje w Helldrake'i, oblity, czy co tam jeszcze wystawiasz za drugą połówkę punktów. Oczywiście można też olać broń i po prostu połowę oddziałów wrzucać do transportów, które mogą spokojnie czekać aż się zrobi swobodniej do jazdy czy posłać 15 hałasiarzy gdzie ich potrzebujemy.

      Usuń